Francja, niegdyś lider wzrostu demograficznego w Europie, od pewnego czasu boryka się z ciągłym spadkiem liczby urodzeń. Według niektórych, lekarstwem na ten stan rzeczy ma być napływ obcokrajowców. INSEE (Narodowy Instytut Statystyki i Studiów Ekonomicznych) opublikował raport, w którym jest mowa o skali i ewolucji imigracji we Francji w latach 2006 – 2023.
Zmiany w XX wieku
Wesprzyj nas już teraz!
W 2023 roku oficjalnie przybyło do Francji 347 tysięcy imigrantów. W porównaniu do 2006 oznacza to wzrost o prawie 50 procent (wówczas – 234 tys.). Przy niepokojącym spadku liczby urodzeń, dynamika demograficzna kraju ulega głębokim zmianom. W 2023 r. w kraju nad Sekwaną urodziło się 678 tys. dzieci, co oznacza spadek o 6,6 proc. w porównaniu z 2022 rokiem i najniższy poziom od 1946 r. Chociaż wskaźnik dzietności kobiety oscyluje tylko trochę poniżej granicy dwójki dzieci, co zapewniałoby odnawialność pokoleń, to tutaj warto zauważyć, że te statystyki zawyżają często matki wywodzące się z… imigracji.
Jeszcze dwa i trzy lata temu Francja miała współczynnik dzietności na poziomie około 1,85. W zeszłym roku spadł on do 1,66. W zeszłym roku liczba urodzeń była wyższa niż liczba zgonów, ale już nieznacznie. Większość analityków uważa, że w 2025 roku krzywe tych wykresów powinny się przeciąć. Istnieje też ryzyko, że naturalny przyrost stanie się ujemny, a cały wzrost populacji zamieszkującej Francję będzie można przypisywać już tylko imigracji.
Demograficzna pomoc nadchodzi z Afryki
Afryka staje się wiodącym kontynentem zasilającym demograficznie Francję. Tymczasem zdolności integracyjne kraju, ale też mieszkalnictwo, zatrudnienie i usługi publiczne mają trudności z absorpcją przybyszów. Migranci dostają się do Francji w różny sposób. Najbardziej „rozwinięty” jest kanał azylu, a liczba wniosków złożonych w 2024 była o 215 procent wyższa niż pod koniec lat 2000. Osoby składające takie wnioski zostają (ze względów humanitarnych) we Francji, nawet jeśli zgody na pobyt nie dostaną. Są też inne „kanały” – „łączenie rodzin”, zatrudnianie obcokrajowców, imigracja studencka…
Interesujące dane INSEE dotyczą różnorodności dynamiki imigracji w zależności od jej pochodzenia. Po 2006 roku roczna liczba imigrantów z kontynentu afrykańskiego wzrosła ponad dwukrotnie, zwiększając się o 115 proc. między latami 2006 a 2023. Z kolei liczba imigrantów z Europy nieznacznie spadła – o około 8 procent. Dynamika imigracji jest niemal w całości napędzana przez przepływy pozaeuropejskie, szczególnie z kontynentu afrykańskiego, a dokładniej z Afryki Subsaharyjskiej. W XXI wieku w kraju nad Sekwaną populacja imigrantów z Sahelu, Gwinei i środkowej części Czarnego Lądu podwoiła się. Obecnie około połowa obcokrajowców mieszkających we Francji pochodzi z Afryki. Sześciu na dziesięciu – z islamskiego Maghrebu, zaś pozostali z Afryki Subsaharyjskiej. Francja przyjmuje obecnie zdecydowanie najwięcej tamtejszej imigracji spośród wszystkich krajów europejskich.
Reprodukcja imigrantów
Rodzone we Francji dzieci bynajmniej nie równoważą tego bilansu. Rośnie bowiem liczba takich, których rodzice sami przyszli na świat poza Europą. W 2023 roku po raz pierwszy w historii ponad 30 procent urodzeń zarejestrowanych we Francji dotyczyło dzieci, których co najmniej jeden rodzic pochodzi spoza Unii Europejskiej. Dochodzi tu „zróżnicowany wskaźnik urodzeń według populacji imigrantów”. Krótko mówiąc, rodziny wielodzietne są domeną przybyszów. Dane INSEE z 2021 roku mówią, że kobiety wywodzące się z krajów Maghrebu wykazywały współczynnik dzietności 2,5 dziecka, a te urodzone w Europie – tylko 1,7. W przypadku kobiet przybyłych z Afryki Subsaharyjskiej wskaźnik ten był dwukrotnie wyższy, osiągając 3,3 dziecka na kobietę.
Spadek kolonialny
Eksperci nie mają wątpliwości, że „presja demograficzna wywierana na Europę przez Południe” jest we Francji „coraz bardziej odczuwalna”. Pewien wpływ ma to, że Paryż utrzymywał i utrzymuje więzi z krajami, które kiedyś były częścią jego imperium kolonialnego. Z niektórymi państwami wiążą go dwustronne umowy imigracyjne. Najbardziej znanym przykładem jest Algieria (umowa z 1968 roku). Podobna sytuacja dotyczy jednak również Tunezji czy Senegalu i większości państw Afryki Subsaharyjskiej. Takie umowy są generalnie korzystne dla krajów pochodzenia migrantów, a duża dynamika demograficzna w tych krajach, migrację dodatkowo napędza.
„Kanały” migracji
Odsetek nowych imigrantów, którzy znajdują pracę rok od swojego przyjazdu jest stabilny. W latach 2006 – 2023 średnio jeden na trzech nowych imigrantów znajdował zatrudnienie. Polityka rządu doprowadziła też do pewnych zmian w „kanałach” przepływu przybyszów. Udało się trochę zmniejszyć „łączenie rodzin” na rzecz przyjazdów do pracy. Emigracja „rodzinna” była długo na pierwszym miejscu przepływów ludności, ale obecnie jest to edukacja. Ponad 100 000 zezwoleń na pobyt jest wydawanych każdego roku studentom. Zezwolenia udzielane w celu łączenia rodzin to już średnio 90 000 osób rocznie. Dzięki studentom, którzy później zostają nad Sekwaną, zauważalne jest „pozytywne” zjawisko rosnących kwalifikacji i wykształcenia migrantów.
„Granice możliwości integracji”
Ekonomiczne problemy związane z polityką masowego przyjmowania migrantów to brak mieszkań i pracy. W 2023 r. rozpoczęto budowę 298 100 „jednostek mieszkalnych”, a tylko samych migrantów przybyło w tym roku blisko 350 tys. W tym samym roku Francja odnotowała pojawienie się 262 000 nowych miejsc pracy, więc rynek zatrudnienia, na który wchodzą przecież także rdzenni mieszkańcy czy czekający na angaż bezrobotni, też nie jest w stanie wchłonąć zagranicznych przybyszów. Wielu ekspertów uważa, że kraj „osiągnął granice swoich możliwości integracyjnych”, na co wpływ ma w dużej mierze zatrudnienie i mieszkanie. Eksperci pomijają tu czynniki niematerialne, czyli zachodzące procesy społeczne, które nie tylko utrudniają adaptację, ale negatywnie wpływają na sytuację wewnętrzną.
Imigranci są przeciętnie mniej zintegrowani z rynkiem pracy i biedniejsi niż w innych krajach UE. W porównaniu z nimi wnoszą mniej podatków, a jednocześnie są bardziej roszczeniowi, co trochę jest winą samego systemu, którego „opiekuńczość” szybko deprawuje przyjezdnych. Wskaźnik zatrudnienia cudzoziemców spoza Europy we Francji w wieku produkcyjnym wyniósł zaledwie 55%. Pracuje więc tylko połowa migrantów, czyli o 14 punktów mniej niż w przypadku całej populacji. W odniesieniu do przybyłych spoza Europy w ciągu ostatnich pięciu lat, wskaźnik spada nawet do 43%.
Mity dobrodziejstw migracji
Według spisu INSEE z 2021 r. 1,74 miliona imigrantów jest bezrobotnych, nie uczy się, ani nie jest na emeryturze. Osoby otrzymujące minimalne świadczenia socjalne to sytuacja najczęstsza wśród niektórych populacji imigrantów. Wskaźnik ten jest dwukrotnie wyższy niż w przypadku rdzennych Francuzów. Jeszcze większe dysproporcje występują ze względu na pochodzenie. Tylko 25% przybyszy z Afryki Subsaharyjskiej podejmuje pracę. W przypadku krajów Maghrebu – jeden na trzech, a już w przypadku migrantów europejskich jeden na dwóch. W przypadku afrykańskich „gości” mniejszą barierą bywa np. język, który często znają jeszcze ze swojego kraju jako postkolonialny spadek.
Liczby te pomagają obalić dość powszechny we Francji mit, że większość stanowi imigracja zarobkowa, czy tezę, że przybysze wnoszą wkład w rozwój kraju przez podatki i dodatkową konsumpcję. Z pewnością poprawiają demografię, ale w tym temacie jest więcej problemów niż korzyści. Mitem jest też, że Francja potrzebuje rąk do pracy, bo na rynku ma już ponad 2,5 miliona osób poszukujących zajęcia. Dochodzą do tego problemy służby zdrowia, dodatkowych obciążeń socjalnych
Ze wszystkich fal migracji ta jest najgroźniejsza
Francja w swojej historii doświadczyła kilku fal migracji, w latach 80. XIX wieku w okresie Trzeciej Republiki, po I wojnie światowej, aby zrekompensować straty ludzkie, szczególnie wśród ludności w wieku produkcyjnym i po II wojnie światowej, aby umożliwić odbudowę kraju. Była to jednak w dużej mierze imigracja europejska, często wywodząca się z tego samego kręgu kulturowego (także Polacy), szybko integrująca się, przy czym tempo wzrostu gospodarczego wynosiło 4 do 5% rocznie.
Fala migracji, która przypada na XXI wiek jest odmienna, a i sytuacja ekonomiczna i polityczna Francji – zupełnie inna niż w poprzednich stuleciach. Po 25 latach te fakty dotarły też do rządzących, którzy zabrali się nawet za redukcję legalnych przepływów imigracyjnych. Sprawy zaszły jednak już zbyt daleko, a dochodzi do tego sprzeciw lewicy, która widzi w migrantach nową „klasę proletariatu” i swój elektorat, a także sposób na przewartościowanie tradycyjnego społeczeństwa. Są dziwnie działające sądy i warto przypomnieć, że np. tzw. ustawa migracyjna przegłosowana przez parlament, została niemal zdemolowana przez Radę Konstytucyjną i praktycznie nic z niej nie zostało. Są naciski sponsorowanych przez Sorosa i jemu podobnych NGO-sów, działających na rzecz „wielokulturowego społeczeństwa”. Jest wreszcie UE z Komisją Europejską czy trybunałami, które wobec zjawiska migracji zachowują się co najmniej biernie, jeśli nie destrukcyjnie (wyrzucenie francuskiego szefa Agencji Frontex, który zbyt serio potraktował ochronę granic przed migrantami).
Być może do polityków francuskich zaczęła docierać rzeczywistość. Po raz kolejny napiszę jednak, że to Francuz jest tym razem mądry dopiero po szkodzie i powtórzę za postkomunistycznym „klasykiem” – „nie idźmy tą drogą”…
Bogdan Dobosz
Źródło: Atlantico