Wśród analiz, dotyczących skutków różnych elementów zielonego ładu cenię sobie szczególnie te, które są autorstwa środowisk bądź organizacji gorąco politykę klimatyczną UE wspierających, lecz nie są w stanie wygenerować całkowicie zmanipulowanych danych. Stąd w ich analizach znajdują się liczby porażające, które autorzy próbują przykrywać lub umniejszać ich wagę poprzez selektywny dobór tematów albo przykrywanie niewygodnych informacji propagandowym bełkotem.
Tak sprawa się miała choćby z głośnym raportem Institut Rousseau z ubiegłego roku, który zawierał przytłaczające szacunki dotyczące kosztów realizacji polityki klimatycznej Unii Europejskiej, a przecież przygotowała go organizacja entuzjastycznie popierająca tęże politykę.
Teraz dostaliśmy kolejną perełkę: raport Stowarzyszenia Fala Renowacji, zachwalającego nam dyrektywę budynkową (EPBD – Energy Performance of Buildings Directive). Raport zatytułowany „Polska fala renowacji. Korzyści dla Polski do 2035 r.” został przygotowany dzięki dofinansowaniu Fundacji Clean Air Fund. Jak czytamy w stopce analizy: „Autorzy dołożyli wszelkich starań, aby opracowanie było bezstronne i obiektywne”. Dobry jest ten dowcip na samym początku: raport przygotowany za pieniądze lobbystycznej organizacji, wspierającej politykę klimatyczną, zawierający w tytule tezę o korzyściach (zamiast na przykład neutralnego słowa „skutki”) – i zapewnienie o bezstronności oraz obiektywizmie. Boki zrywać.
Wesprzyj nas już teraz!
Całość liczącego sobie 61 stron raportu oparta jest na kilku fundamentalnych manipulacjach. Pierwsza z nich zapisana jest już na wstępie w następującym passusie:
Niestety w trakcie prac nad najnowszą wersją dokumentu [EPBD] w pojawiło się wiele nieprawdziwych informacji. Główne wątki dezinformacyjne dotyczą rzekomego przymusu wykonania kosztownych modernizacji pod groźbą wysokich kar oraz zakazu korzystania z kotłów gazowych czy nawet masowego wywłaszczania właścicieli nieruchomości niespełniających ustalonych w dokumencie standardów energetycznych. […] Dyrektywa wyznacza długoterminowe ramy prawne dotyczące sektora budowlanego, ale to w znacznej mierze od państw członkowskich zależy, w jaki sposób wypełnią je swoimi krajowymi przepisami. To rządy państw decydują o tempie i szczegółowych rozwiązaniach wdrożeniowych.
Tak, decydują rządy. Ale nie rządy decydują o celach, jakie mają zostać zrealizowane. A te cele tworzą przymus renowacji (to pojęcie używane w przepisach) określonej części budynków. Argumentacja zawarta w raporcie to zatem trochę tak, jakby postawić przed kimś ogólny wymóg spłaty gigantycznego długu, ale twierdzić, że przecież wcale nie musi sprzedawać samochodu i domu, ma tylko spłacić dług, a jak to zrobi, to jego sprawa. Może przecież zawsze wygrać w lotto.
Zresztą w innym miejscu raport oznajmia: „W przypadku budynków mieszkalnych do 2026 r. kraje UE muszą przyjąć plan ich modernizacji, aby do 2050 r. stały się one bezemisyjne. Zużycie energii pierwotnej w budynkach mieszkalnych ma spaść o 16% do 2030 r., o 20–22% do 2035 r., a wyznaczanie kolejnych celów redukcji będzie następować co 5 lat. Co najmniej 55% zmniejszenia średniego zużycia energii pierwotnej ma wynikać z modernizacji 43% budynków o najgorszej charakterystyce energetycznej”. To są twarde cele, jakie stawia dyrektywa, i nie da się ich osiągnąć bez zmuszenia obywateli do modernizacji ich nieruchomości, za co oczywiście będą musieli zapłacić.
Ile? Tego dowiadujemy się z przygotowanego przez rząd i opublikowanego pod koniec 2024 r. wstępnego projektu Krajowego Planu Renowacji Budynków. Raport mówi nam, że projekt zakłada renowację co roku ok. 200 tys. domów jednorodzinnych, 13 tys. budynków wielorodzinnych i 16 tys. budynków użyteczności publicznej. Sumaryczne nakłady do 2035 to – uwaga – 550 mld zł! To niemal tyle, ile wynosi roczny budżet RP. A zatem koszt realizacji tego szaleństwa jest taki, jakbyśmy na rok mieli zamknąć całe państwo, nie wydawać pieniędzy na szkolnictwo, służbę zdrowia, wojsko, policję, sądownictwo czy opiekę społeczną i jedynie realizowali opętańczą wizję zeroemisyjności budynkowej.
Raport obiecuje jednak oszczędności – i tutaj autorzy tworzą kolejną manipulację, modelową dla opowieści o zielonym ładzie.
„Obecnie średni koszt ogrzewania mieszkania lub domu przypadający na gospodarstwo domowe to ok. 4,4 tys. zł na rok w skali kraju. […] W scenariuszu zerowych działań modernizacyjnych budynków w 2035 r. koszt ten mógłby wzrosnąć do 6,4 tys. zł rocznie” – ostrzega raport. Ale zaraz optymistycznie dodaje, że „w przypadku wdrożenia dyrektywy EPBD średni koszt ogrzewania w polskim gospodarstwie domowym w 2035 r. spadłby do 4,1 tys. zł rocznie”.
Ale uwaga – skąd ten radykalny wzrost w ciągu 10 lat? Ano – z powodu wprowadzenia ETS 2, czyli systemu handlu emisjami obejmującego także budownictwo. Czy państwo to rozumieją? Musimy wprowadzić dyrektywę budynkową, bo inaczej będzie drożej, a będzie drożej, bo UE wprowadza dodatkowe opodatkowanie emisji. Przecież to jak z mafią, która przychodzi do właściciela sklepu i oferuje mu ochronę – przed samą sobą.
Raport zawiera subtelne akcenty lobbystyczne – na przykład wychwala pod niebiosa pompy ciepła, urządzenia koszmarnie energochłonne, w większości w polskich warunkach nieefektywne i przede wszystkim wymagające gruntowanego dostosowania budynku, który mają ogrzewać.
Są też radosne prognozy tego, jak rozwiną się sektory gospodarki, odpowiedzialne za realizację renowacji. I to jest kolejna potężna manipulacja. Trzeba tu wrócić do podstaw ekonomii, a konkretnie do najbardziej znanej przypowiastki z książeczki „Co widać i czego nie widać” francuskiego ekonomisty i publicysty Frédérica Bastiata (1801-1850), tej o zbitej szybie.
Czy byliście kiedykolwiek świadkami gniewu mieszczanina Jakuba Poczciwca, kiedy to jego niesforny syn zbił szybę? Gdybyście byli świadkami takiej sceny, to z całą pewnością stwierdzilibyście, że wszyscy tam obecni, choćby było ich nawet trzydziestu, starają się pocieszyć nieszczęsnego właściciela takimi samymi słowami: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tego typu przypadki wspierają rozwój przemysłu. Wszak ludzie muszą z czegoś żyć. Co poczęliby szklarze, gdyby nigdy nie tłuczono szyb?”
Tak Bastiat zaczyna swoją historyjkę. Kończy ją zaś następująco:
Dobrze by było, gdyby czytelnik dostrzegł, że w tym krótkim dramacie, jaki przedstawiłem pod jego rozwagę, nie występuje dwóch, ale trzech bohaterów. Pierwszy – Jakub Poczciwiec, reprezentuje konsumenta, który w wyniku powstałego zniszczenia cieszy się tylko jedną rzeczą zamiast dwiema. Drugi – pod postacią szklarza, symbolizuje producenta, którego przemysł zostaje wsparty dzięki wypadkowi. Trzeci to szewc (lub przedstawiciel każdej innej gałęzi przemysłu), który z tej samej przyczyny ponosi stratę. Ten trzeci bohater, który pozostaje przez cały czas w cieniu, a który uosabia to, czego nie widać, jest niezbędnym elementem rozważanego tutaj problemu. To on niedługo nauczy nas, że absurdem jest doszukiwać się zysku w ograniczeniu, które koniec końców jest tylko częściową destrukcją.
Unia Europejska wybija nam szybę i każe się cieszyć, że przecież ktoś na tym zarobi. Tyle że nie zarobi ten, komu najchętniej sami byśmy zapłacili za to, co jest nam naprawdę potrzebne. Zarobią ci, którzy będą musieli nam tę „szybę” naprawić – w tym wypadku na przykład sektor producentów pomp ciepła czy ociepleń domów. To sztuczne, odgórne i wymuszone przekierowanie pieniędzy w stronę, gdzie same z siebie by nie popłynęły lub przynajmniej nie w takim stopniu. Nie jest to – wbrew propagandowym zaklęciom autorów raportu – żadna korzyść. To ręczne zarządzanie rynkiem – dlatego właśnie UE coraz bardziej przypomina dawną komunę. Może to zarządzanie odbywa się nieco subtelniej niż w Peerelu, ale sprowadza się do tego samego.
Inne rzekome korzyści to czystsze powietrze czy wzrost PKB z powodu – uwaga – lepszego samopoczucia ludzi mieszkających w zeroemisyjnych budynkach. „Co więcej, czystsze powietrze oraz lepsze warunki mieszkania i pracy to zdrowsi, bardziej skoncentrowani i wydajni pracownicy. Te pozytywne efekty wdrożenia dyrektywy EPBD mają szansę zwiększyć krajowe PKB o 18,2 mld zł49 w ciągu 10 lat (co stanowi równowartość ok. 0,5% PKB Polski w 2023 r.”. W jaki sposób autorzy przełożyli realizację EPBD na dokładnie 18,2 mld zł – nie mam pojęcia. Zwłaszcza intryguje mnie ta dokładnie wyliczona końcówka. Można by zresztą ostro spierać się, czy szczelne budynki, pozbawione naturalnej wymiany powietrza (w zeroemisyjnym budownictwie ta jest sztucznie wymuszana) faktycznie tak znakomicie będą się sprawdzać, ale to jeszcze inna sprawa.
Lecz może jednak będzie jakaś grupa ludzi, których nie będzie stać na zeroemisyjne fanaberie? Co z nimi? Stowarzyszenie Fala Renowacji ma radę także dla nich: „Choć głęboka modernizacja budynków – zwłaszcza tych o najgorszej charakterystyce – może dostarczyć tak znaczących korzyści, to należy zauważyć, że wiąże się to z wysokimi nakładami inwestycyjnymi, które nie są dostępne dla wszystkich. […] Dlatego dla gospodarstw domowych w najtrudniejszej sytuacji jednocześnie powinno rozwijać się inne instrumenty wsparcia, takie jak budownictwo społeczne i senioralne. Takie narzędzia mogą być finansowane ze Społecznego Funduszu Klimatycznego”.
Tłumacząc na bardziej zrozumiały język: jeśli nie będzie cię stać na wymuszoną termomodernizację budynku, państwo znajdzie ci miejsce w jakimś komunalnym baraku. Oczywiście – zeroemisyjnym.
Na 61 stronach raportu nie znajdziemy natomiast jednego, dość przecież istotnego elementu tej porywającej analizy: spojrzenia z punktu widzenia zwykłego posiadacza nieruchomości – przeciętnego domu albo mieszkania w budynku wielorodzinnym. Ile taki ktoś musiałby zapłacić za renowację swojej nieruchomości? Ile kosztowałaby go zamiana wydajnego ogrzewania gazowego albo olejowego na pompę ciepła wraz z przystosowaniem do niej całego budynku? Ile wyniosłoby uszczelnienie ścian czy okien?
Dlaczego „bezstronni” eksperci ze Stowarzyszenia Fala Renowacji nie zaprezentowali takich danych? Jak państwo sądzą? Czyżby coś im się omsknęło przy ostatecznej kompilacji raportu? Bo przecież chyba nie dlatego, że jasne stałoby się, że większość Polaków tej paranoi finansowo nie udźwignie?
Łukasz Warzecha