Absolutną podstawą współczesnej gospodarki jest ropa naftowa. Dlatego warto wiedzieć, z czego składa się cena paliwa. Nie zawsze decyduje o tym rynek. Często decydujący głos mają… politycy.
Pisze o tym Arkadiusz Kopeć na stronie „100 argumentów”.
Jak wskazuje, „na koszty zakupu paliw składać się powinny cztery główne czynniki:
Wesprzyj nas już teraz!
– Cena ropy naftowej na światowych rynkach – chodzi o kontrakty na ropę WTI i Brent;
– Kurs dolara, czyli wartość złotówki wobec waluty amerykańskiej – ropa naftowa jest wyceniania na światowych rynkach na podstawie USD, w ramach tzw. petrodolara;
– Koszty własne, tj. infrastruktura, utrzymanie sieci dystrybucji, wynagrodzenia pracowników, a także marża, czyli zysk;
– Podatki, które oscylują pomiędzy 40 a 50% finalnej ceny na stacjach. Chodzi przede wszystkim o akcyzę, VAT oraz pozostałe narzuty, m.in. opłatę paliwową czy od 2027 roku – także ETS2″.
Często jest jednak inaczej.
„W Polsce, gdy ceny ropy na światowych rynkach rosną, na stacjach paliw szybko idą w górę, czasem nawet w ciągu 48 godzin. Ale gdy giełdowa wartość tego surowca spada, obniżki w handlu detalicznym pojawiają się z opóźnieniem, nawet po 1 – 2 tygodniach. Taka polityka budzi wątpliwości, ponieważ dostawy zamawiane są z wyprzedzeniem, a rafinerie mają je zakontraktowane od kilku dni do kilkunastu tygodni naprzód. PKN Orlen, jako „narodowy” koncern paliwowy, odgrywa kluczową rolę. Tego rodzaju przedsiębiorstwa mogą manipulować cenami, aby zarabiać więcej” – zauważa Kopeć.
„W 2022 roku Orlen utrzymywał wysokie ceny hurtowe, co przełożyło się na rekordowe zyski, wynoszące kilkadziesiąt miliardów złotych. Nie można przy tym pominąć faktu, że w tym samym roku wybuchł za naszą granicą zbrojny konflikt, a Polska była krajem najbardziej zaangażowanym w pomoc broniącej się Ukrainie. Oprócz masowych dostaw sprzętu i amunicji, oznaczało to również ogromne transporty paliw na front. Jednak rząd Mateusza Morawieckiego, zamiast przyznać wprost, że z kieszeni kierowców finansuje paliwo dla ukraińskich czołgów, wybrał prymitywną propagandę, czego efekty mogliśmy obserwować na billboardach. [„Wysokie ceny energii to też broń Putina”]” – dodaje.
Dziś jest podobnie.
„W momencie pisania tego artykułu, cena baryłki kształtuje się na poziomach bardzo podobnych do tych ze stycznia 2020 roku. W tamtym okresie, cena paliwa na stacjach wynosiła pomiędzy 5,00 a 5,20 PLN za litr. Obecnie, mimo iż baryłka kosztuje niemal tyle samo co wtedy, paliwo na stacji jest 20 – 30% droższe!” – stwierdził Kopeć.
„O ile marża utrzymywała się na rekordowych poziomach w latach 2021 – 2023, to już za poprzedni rok była najniższa od dawna. Należy pamiętać, że w międzyczasie wzrosły podatki, w tym akcyza i opłata paliwowa (co jest o tyle absurdalne, że ta ostatnia aktualizowana jest o wskaźnik inflacji, a ten zależy m.in. od… cen paliw)” – dodał.
Jak zauważył, może być jeszcze gorzej.
„Od 2027 roku Unia Europejska wprowadzi nowy system ETS2, który obejmie emisje CO2 z transportu drogowego i budynków. Firmy będą musiały kupować pozwolenia na każdą tonę dwutlenku węgla wytwarzanego poprzez spalanie paliw. To zwiększy koszty dla firm paliwowych, a one prawdopodobnie przeniosą te obciążenia na konsumentów, co spowoduje podniesienie cen. Dla Polski wpływ może być szczególnie duży. Raporty wskazują, że nasz kraj został zaliczony do grupy pięciu największych emitentów (z Niemcami, Włochami, Francją i Hiszpanią), których łączny udział wynosi 70% CO2 objętego mechanizmem ETS2” – czytamy w artykule
„Ceny paliw w Polsce są wynikiem złożonych mechanizmów, w tym manipulacji cenami przez Orlen, a także kursu dolara, wysokich podatków i przyszłych regulacji takich jak ETS2. Konsumenci powinni być świadomi tych czynników, aby lepiej rozumieć zmiany cen i ich potencjalny wpływ na nasze budżety domowe” – ostrzega Kopeć.
„System ETS2 wchodzi w życie w 2027 roku. Jednocześnie należy pamiętać, że jest to rok wyborów parlamentarnych w Polsce. Czy znowu doświadczymy „cudów na Orlenie”? Czas pokaże” – puentuje.
Pach