Rząd chce wprowadzić nowy podatek – tzw. opłatę reprograficzną. Chodzi o nowe obciążenie nałożone na sprzedaż urządzeń elektronicznych. Pieniądze mają trafić do twórców, artystów i producentów, a rzecz przygotowuje resort kultury – na drodze rozporządzenia.
O sprawie pisze portal Forsal.pl. Strona rządowa twierdzi, że nie chodzi o podatek, bo pieniądze z nowej daniny nie wpłyną do budżetu, ale będą rozdzielane przez takie organy jak ZAiKS czy ZPAV. W istocie chodzi jednak właśnie o podatek nałożony na sprzęty elektroniczne. Jego wysokość ma wynosić 1-2 proc. ceny, a danina zostanie nałożona na: smartfony, tablety, laptopy, pecety, telewizory, dekodery z funkcją nagrywania, drukarki, skanery, urządzenia wielofunkcyjne, pendrive’y, karty pamięci, dyski przenośne, odtwarzacze audio i video, nagrywarki płyt, a nawet na… papier A4 i A3, z racji na jego wykorzystanie w druku.
Formalnym płatnikiem będzie producent lub importer, ale jak wskazuje Forsal.pl – ostatecznie koszty zostaną przerzucone na konsumentów. Oznacza to w praktyce, że nowe laptopy czy smartfony będą po prostu nieco droższe.
Wesprzyj nas już teraz!
Pieniądze mają trafić do szeregu organizacji, które będą je dalej dystrybuować – na system ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych dla artystów bez etatów czy własnej działalności.
Portal przypomina, że w 2021 roku Andrzej Duda zapowiedział, że nie podpisze ustawy o nowych opłatach reprograficznych. Niewykluczone, że Karol Nawrocki zająłby takie samo stanowisko. Dlatego rząd nie chce wdrożyć daniny na drodze ustawy, ale rozporządzenia ministerstwa kultury.
Z kieszeni podatników ma zostać w efekcie wyjętych od 150 do 200 mln zł rocznie.
Źródła: forsal.pl, rp.pl
Pach