18 sierpnia 2025

Portal „Atlantico” dostrzega perspektywę wojny domowej w Europie. Zastanawia się nawet, czy taka wojna grozi wcześniej Francji, czy też Wielkiej Brytanii.

Dyskusję na ten temat sprowokowały tezy Davida Betza, profesora strategii wojskowej w King’s College London i autora artykułu w „Military Strategy” na temat pogłębiających się podziałów w społeczeństwach zachodnich. Betz twierdzi, że prawdopodobieństwo przyszłych konfliktów jest bardzo wysokie, zwłaszcza nad Sekwaną i Tamizą. Prof. Betz zidentyfikował jako „zwiastuny” takiej wojny domowej „współistnienie na tym samym terytorium ludności, która nie czuje się częścią tego samego narodu”.

Zagrożenie, które potwierdził nawet Macron

Wesprzyj nas już teraz!

Francuscy socjologowie i politolodzy poproszeni o recenzję tezy Betza, twierdzą, że jego brytyjska perspektywa jest im nieco obca, bo podobna sytuacja nie miała miejsca w ich kraju od czasów wojen w Wandei w czasie rewolucji francuskiej. Przyznają zarazem, że „nie oznacza to jednak, że ryzyko wojny domowej zniknęło” i przypominają, że zamieszki miejskie w czerwcu 2023 roku miały niemal charakter insurekcji, a merowie wyrażali obawy właśnie o… wojnę domową. Politolog Philippe d’Iribarne mówi nawet, że „ten strach jest coraz bardziej namacalny i dochodzi do zdarzeń i incydentów, które wcześniej wydawały się nie do pomyślenia”. Opisuje „silne, zorganizowane grupy dopuszczające się czynów, które trudno nazwać inaczej niż aktami wojny, które nie podzielają przywiązania do narodu i chcą narzucać własne prawo”.

W tym kontekście przypomina sprawę odwołania projekcji filmu „Barbie” w kinie plenerowym w podparyskiej miejscowości Nosiy-le-Sec. Stało się to pod naciskiem muzułmanów. Szef MSW Bruno Retailleau mówi wówczas o chęci dostosowywania życia społecznego do standardów halal. „Pragnienie to jest coraz częściej wyrażane” – dodaje d’Iribarne. Jego zdaniem sytuacja może rozwinąć się w dwojaki sposób: „albo władze publiczne spróbują odzyskać kontrolę nad terytorium w sposób inny niż używanie retoryki i dokonają rekonkwisty (co doprowadziłoby do gwałtownych starć wymagających użycia broni przez policję, a nawet ostrej amunicji), albo nastąpi tworzenie się grup samoobrony, co ma już najwyraźniej miejsce w Marsylii”.

Z kolei publicysta i wysoki urzędnik państwowy Aurélien Marq, mówi, że opinie dotyczące niebezpiecznej sytuacji w Anglii i Francji raczej nie zaskakują, ale dziwi się, że nie wymienia się tu przede wszystkim Belgii, gdzie być może „nie będzie nawet wojny domowej, bo wróg już tam wygrał”. Jego zdaniem „ryzyko wojny domowej we Francji jest z pewnością bardzo realne” i przypomniał słowa Macrona dotyczące pomysłu wprowadzenia zakazu noszenia hidżabów w przestrzeni publicznej z 2022 roku. Prezydent skrytykował ten pomysł, mówiąc wprost, że grozi to „wywołaniem wojny domowej”…

Jak giną cywilizacje?

W analizie „Atlantico” przypomina się też fakt, że „wielkie cywilizacje nie giną w wyniku zewnętrznej inwazji, lecz wewnętrznej implozji”. Marq przypomina, że „Rzym nie uległ Gotom w 410 roku, ponieważ ci byli silniejsi, ale dlatego, że Cesarstwo Rzymskie było już zgniłe od wewnątrz, a spowodował to brak jedności wśród elit, utrata legitymacji władzy i secesja prowincji”. „Dokładnie to samo widzimy dziś we Francji i Wielkiej Brytanii” – dodaje. Publicysta przypomina, że podobnie było z Bizancjum w 1453 roku, które nie zostało pokonane wyłącznie przez potęgę Imperium Osmańskiego, ale przez korupcję i zmęczenie własnej ludności, podobnie przedrewolucyjna Francja.

Wśród niebezpiecznych elementów sytuacji we Francji można wymienić cały szereg. To na przykład nieufność do instytucji państwa, a mianowicie poniżej 10% zaufania do partii politycznych i jedynie 27% zaufania do parlamentu. Po drugie, to „secesja terytorialna”, czyli pojawienie się stref bezprawia na francuskich przedmieściach, a w Wielkiej Brytanii enklaw mniejszości narodowych. To wreszcie także wzrost przemocy – wskazuje się na 45 000 ataków z użyciem noża rocznie w Wielkiej Brytanii oraz 53% wzrost przemocy we Francji w ciągu dziesięciu lat. Co więcej według Betza dochodzi do sprzężenia: za każdym razem, gdy spada zaufanie polityczne, kolejne „terytoria wymykają się spod kontroli państwa”, a w efekcie narasta przemoc. Właśnie dlatego w dłuższej perspektywie grozi to wojną domową.

Kolejny przyczynek do powstawania rewolucyjnej atmosfery to koncepcje „wojny kulturowej” i „dziczenia miast”. Aurélien Marq przypomina historię pakistańskich gangów gwałcicieli, którzy atakowali białe i nie-muzułmańskie dziewczęta. Ci, którzy ścigają gwałcicieli, czyli policja i sądy, też są na ogół biali i nie są muzułmanami. W efekcie prowadzi to nie tylko do ukarania winnych, ale też przy okazji do jeszcze większej polaryzacji i podziałów na „rdzennych” Brytyjczyków i „obcych”. Marq wspomina o fizycznych atakach na tych, którzy demonstrują przeciwko imigracji. Tymczasem islamizację pośrednio wspiera już nie tylko skrajna lewica, ale szerzej – cała lewica, dla której jest to polityczny projekt tworzenia nowego, wielokulturowego społeczeństwa w miejsce narodów. Więcej, islamizację wspiera też polityczne centrum, które nie chce konfrontacji. Wokół tego problemu podzieleni są zarówno sami Francuzi, jak i Brytyjczycy.

Trzy Francje

W tym kontekście przypomniano analizy francuskiego polityka Philippe’a de Villiersa i filozofa Michela Onfraya. Pierwszy przywołuje „trzy Francje”. Pierwsza to Francja kreolizacji, nowego „odrodzenia” ludzkości. Druga to Francja ‘uberyzacji’ – zbiór zastępowalnych, substytucyjnych podmiotów. Trzecia to Francja tradycji. Ostatnia to nadal Francja większości, ale zapędzona do „narożnika wstydu” i rozbrojona ideowo. De Villiers nadaje nawet tym „Francjom”, jako trzem propozycjom cywilizacyjnym, symboliczne oznaczenia w postaci obecnych ostatnio w przestrzeni publicznej trzech flag – flagi palestyńskiej, flagi Unii Europejskiej i flagi francuskiej. Twierdzi dalej, że sojusz kreolizacji i uberyzacji, czyli flagi palestyńskiej i flagi UE, jest oczywisty i odpowiada to w polityce tworzeniu tzw. „frontu republikańskiego przeciwko skrajnej prawicy”. Są to jednak dwa odrębne bloki, w których ten oparty na islamie z czasem przezwycięży „europejskie wartości”, służące mu obecnie jedynie w charakterze „użytecznego idioty” do dekompozycji tradycyjnego modelu.

Symptomy katastrofy

Osobny temat w kontekście wojny domowej to rosnące w siłę grupy przestępcze, zwłaszcza handlarzy narkotyków. Stosują strategię „przejmowania terytorium” i osiągają ogromne zyski finansowe. W dodatku ich „klientami” są niektóre tzw. „elity”, które nie wystąpią przeciw „strefom bezprawia”, z których same korzystają.

Politolg Gérald Pandelon zwraca z kolei uwagę na „wojnę kulturową”, która nie jest już pojęciem akademickim, ale francuską codziennością. Przypomina, że w późnym Cesarstwie Rzymskim walka między pogaństwem a chrześcijaństwem też była rodzajem wojny kulturowej. Palono pogańskie świątynie, niszczono posągi, prezentowano nową narrację historii i nowe wartości. Pandelon widzi sytuację analogiczną i uważa, że również dziś trwa „obalanie posągów”, promocja „kultury anihilacji”, a dominująca sztuka nowoczesna jest mistyfikacją kultury. Trwają też próby „przepisywania na nowo historii”. Do tego mamy „dzikie miasta” – rozsadę buntu. Marsylia czy Birmingham oraz niektóre paryskie przedmieścia są już „miastami buntu”. Pandelon dodaje, że zamieszki z 2023 roku we Francji pokazały młodych ludzi, którzy definiowali się przez odrzucenie państwa francuskiego. Z kolei w Wielkiej Brytanii w 2022 roku w Leicester doszło do starć między społecznościami hinduistycznymi i muzułmańskimi, co przypominało już konflikty przeniesione z Azji. Nie są to już zwykłe konflikty społeczne, ale mamy tu do czynienia z podziałami etnicznymi i religijnymi, co przypomina nawet Liban przed 1975 r. czy Bośnię przed 1992 r.

Za późno na reformy, czas na konfrontację?

Na pytanie o drogi wyjścia i możliwość wykluczenia perspektywy wojny domowej, Gérald Pandelon odpowiada, że „zapobieganie jest luksusem”, a my „nie jesteśmy już w tym punkcie”. Przypomina, że w 1788 roku monarchia francuska chciała zapobiec kryzysowi poprzez powołanie Stanów Generalnych, a jedynie przyspieszyła tym rozkład, a rok później wybuchła rewolucja i „popłynęła krew”. „Nie była to już transfuzja sensu w heglowskim sensie, lecz transfuzja krwi” – pisze. Podobnie w 1932 roku Republika Weimarska „wierzyła, że zapobiega nazistowskiej przemocy, organizując wybory, a rok później Hitler został kanclerzem”. Pandelon uważa, że „należy szybko przewidzieć datę wybuchu, ponieważ wszystko wskazuje na to, że ten nastąpi, a zamieszki we Francji w 2005, 2018 i 2023 roku, czy zamieszki w Londynie w 2011 roku nie były jednorazowymi przypadkami, ale były to  pierwsze wstrząsy przed nadchodzącym trzęsieniem ziemi”.

Philippe d’Iribarne twierdzi z kolei, że przygotowania do wojny już trwają, chociaż nie są nagłaśniane. Jego zdaniem, władze starają się przewidzieć tego typu scenariusz kryzysowy, ale „nie chcą o tym mówić i tego upubliczniać”. Dodaje, że podobno mobilizowany jest np. Czerwony Krzyż, wprowadza się lepsze zabezpieczenia dla koszar i podejmuje wiele analogicznych działań. Aurélien Marq z kolei uważa, że postawienie sobie za priorytetowy cel uniknięcia wojny domowej za wszelką cenę, doprowadzi „nieuchronnie do pokoju typu monachijskiego, do ulegania dalszemu szantażowi tych, których uważamy za bardziej zdeterminowanych”. Jego zdaniem, „najlepszym sposobem na uniknięcie wojny jest pokazanie tym, którzy byliby skłonni ją rozpocząć, że w razie potrzeby jesteśmy gotowi stawić im czoła i jesteśmy w stanie ich pokonać. Si vis pacem, para bellum”.

Koniec wielokulturowości i „wspólnego życia”

Wnioski analizy „Atlantico” nie są wesołe. Pokazuje ona, że tzw. „wspólne życie” to mit, którego należy się wyzbyć, bo „kto naprawdę chce żyć razem z tymi, którzy podpalają szkoły i biblioteki?” – pytają autorzy. Rozmówcy portalu mówią wprost o tym, że trzeba się „przygotowywać tak, jak przygotowujemy się do wojny”, a „złudzenie, że Republika może zadowolić się reformami lub dialogiem, jest samobójcze”. „Republika Francuska prezentuje wizerunek swoich przywódców jako ludzi słabych, tchórzliwych, niekompetentnych” – mówią politolodzy. Ich zdaniem, pierwszym krokiem byłoby dozbrojenie państwa i m.in. przygotowanie armii do „utrzymania porządku wewnętrznego”.

Drugi krok to „odzyskiwanie utraconych [wewnętrznych] terytoriów Republiki”, o czym słyszy się od polityków od 30 lat, ale działań nie ma. Każda „niekontrolowana enklawa jest przyszłą bazą powstańczą” – zauważają politolodzy. Wskazują także na konieczność narzucenia jednej narracji narodowej („Bizancjum upadło, gdy jego mieszkańcy przestali wierzyć w swoje imperium”). „Bez wspólnej pamięci, bez patriotyzmu nauczanego w szkołach, Republika umrze” – dodają. Ich zdaniem „jeśli Francja chce przetrwać, będzie musiała dojść do momentu, w którym część swoich obywateli potraktuje jako wrogów”. Państwo będzie musiało „zaakceptować brutalność, bo wojny domowej nie wygrywa się łagodnością”.

Schyłek cywilizacyjny?

Portal twierdzi, że cały Zachód wszedł w cykl znany już starożytnym cywilizacjom: cykl upadku wewnętrznego. Jak przypomina, Rzym upadł w 476, a Bizancjum w 1453; upadały też inne kraje. Czy Francja upadnie w 2030 roku? – zastanawiają się medium. Za każdym razem powtarza się podobny scenariusz: „utrata legitymizacji władzy, rozłamy społeczne, rozpad terytorialny, wybuch przemocy”. „Dziś Francja i Wielka Brytania nie są odporne, bo są Rzymem z 410 roku czy Bizancjum z 1450 roku” – stwierdza „Atlantico” i dodaje, że „wojna domowa jest nie tylko możliwa, ale i prawdopodobna”.

Portal odwołał się tez do tekstu pt. „Barbarzyństwo wewnętrzne” autorstwa filozofa Jeana-François Mattéi. Autor opisał w nim Europę, która „przestała przekazywać własną pamięć, przedkładając wstyd nad dumę, skruchę nad ciągłość”. W swojej analizie Mattéi  wskazał na wyrzeczenie się „dziedzictwa grecko-judeo-chrześcijańskiego”, co doprowadziło do narodzin nowego „barbarzyństwa samych Europejczyków, którzy stali się obcy swojej kulturze”. Filozof wskazał tu na takie formy upadku jak „dekonstrukcja języka, kultury, czy moralności w imię relatywizmu”. W efekcie mamy np. uniwersytety, wytwór europejskiej myśli, które negują obecnie europejską cywilizację; mamy „fałszywe elity”, spróchniałą kulturę. Francja czy Wielka Brytania są narażone na wielki kryzys, bo same „nie wiedzą już kim są, nie wiedzą już, co czego chcą chronić i czego bronić”. Barbarzyństwo rodzi się wtedy, kiedy człowiek wyrzeka się swojego dziedzictwa, wspólnej religii, korzeni, tradycji.

Na koniec pada mocne stwierdzenie, że „władzy bardzo trudno jest przyznać, że na terytorium Francji mieszkają osoby posiadające francuskie dokumenty tożsamości i obywatelstwo, a które są jej wrogami”. Rozmówcy portalu stwierdzają nawet, że „mamy do czynienia z narodzinami wrogiego kontr-społeczeństwa”… Póki co jesteśmy w Polsce w stosunku do zachodniej Europy ponownie „opóźnieni”, ale rodzimi zwolennicy ideologii progresywnych mocno się starają, by to zmienić. Oby za kilka czy kilkanaście lat, tego typu analizy nie musiały się pojawiać nad Wisłą.

oprac. Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(21)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie