7 września 2025

Konflikt polityczny i religijny, jaki rozegrał się w Hiszpanii w ubiegłym miesiącu, niesie w sobie zapowiedź trudności, jakie mogą czekać również Polskę, na czele z pasterzami krajowego Kościoła. Chodzi o spór wokół ograniczeń islamskich ceremonii religijnych. Po tym, jak takie obostrzenia w imię ochrony własnych tradycji wprowadziły władze niewielkiej miejscowości, episkopat Hiszpanii stanął ramię w ramię z lewicowym rządem, potępiając ich posunięcie. Ta postawa zasługuje na słowo pogłębionego komentarza. Czy nam również grozi scenariusz, w którym katolicka hierarchia powie „nie” ochronie ojczystej i chrześcijańskiej tożsamości państwa?

Sierpień tego roku był gorącym miesiącem dla hiszpańskiego Kościoła. Upłynął pod znakiem dyskusji o stosunku państwa do rozwijającego się wraz z silnym ruchem migracyjnym islamu. Wszystko za sprawą decyzji rady miasta Jumilla. Władze niewielkiej miejscowości z Murcji, położonej na południu kraju, zareagowały na wykorzystywanie lokalnych obiektów sportowych do islamskich ceremonii religijnych. Decyzją radnych z szeregów centrowej Partii Ludowej oraz prawicowego VOX-u, publiczne modły zostały zakazane na terenie obiektów przeznaczonych do aktywności fizycznej.

To właśnie w takich miejscach wyznawcy islamu zbierali się tłumnie w uroczyste dla siebie dni. Wedle lokalnych danych muzułmanów w 25- tysięcznej miejscowości mieszka około półtora tysiąca. 

Wesprzyj nas już teraz!

Radni uzasadnili restrykcje troską o rodzimą kulturę i zwyczaje. Jak wyjaśniali, intencją towarzyszącą im przy wydawaniu decyzji, była chęć ochrony „naszych tradycji przed stałą ofensywą ideologiczną lewicy przez narzucanie nam zwyczajów obcych naszej tożsamości”. Wskutek regulacji na terenie infrastruktury sportowej nie będzie obchodzone na przykład zakończenie Ramadanu.

Jednocześnie uchwała lokalnych władz obliguje do promocji rodzimych ceremonii religijnych i kulturowych.

Wolność religijna – nienaruszalna?

Zażartym wrogiem regulacji okazał się nie tylko rząd w Madrycie. Do socjalistów w sprzeciwie wobec decyzji władz Jumilli dołączył episkopat Hiszpanii. Ograniczenie islamskiego kultu biskupi krytykowali zarówno indywidualnie, jak i wspólnie w komunikacie opublikowanym przez konferencję episkopatu.

Ordynariusz Madrytu i wpływowy kardynał Jose Cobo Cano opublikował w prasie artykuł, w którym polemizował z postanowieniem samorządowców. Duchowny przedstawił w nim swobodę kultu religijnego jako wartość, której naruszać nie wolno. Co więcej, różnorodność praktyk religijnych i wyznań oceniał jako szansę na humanistyczne wzbogacenie społeczeństwa.

„Inkluzywność jest nie tylko gestem dobrej woli, to (…) najbardziej ludzkie podejście polityczne. Z tego powodu wszystko, co czynimy, by wzmocnić klimat dialogu i szacunku dla życia religijnego w naszym społeczeństwie, wpływa na jego uczłowieczenie”, przekonywał. „Religie mogą nieść wartości, elementy wiedzy i motywy, które wzbogacają życie publiczne i umacniają spójność społeczną”, kontynuował purpurat.

W swoim artykule kardynał wyraził również przekonanie, że władze – licząc na ubogacenie kulturowe – powinny opowiedzieć się za „procesami integracji społecznej i kulturalnej, w których imigranci będą mogli uczestniczyć aktywnie bez wyrzekania się swoich przekonań”

Zdaniem kard. Jose Cobo Cano, na inność islamu powinno się spoglądać bez niechęci. Duchowny skrytykował „wzbudzanie strachu przed pewnymi przejawami religii”. „Obawa przed innym nigdy nie jest odpowiedzią na różnorodność, często (…) służy interesom, które nie mają nic wspólnego z dobrem wspólnym”, konkludował hierarcha.  

Madrycki kardynał uznał, że decyzja władz miasta oznacza zaprzeczenie demokratycznym wartościom i przeszkodę w budowaniu pluralistycznego społeczeństwa, a tym samym nie uderza jedynie w muzułmanów, ale we wszystkie wspólnoty religijne, a nawet w niewierzących. Podważa bowiem model „pozytywnej laickości państwa”, który „zakłada nie wyznaniowy charakter państwa, ale fundamentalny szacunek dla wierzeń i przekonań członków społeczeństwa”. 

Przeciwko uchwale radnych Jumilii wypowiedział się również znany raczej z konserwatywnych wypowiedzi biskup diecezji Orihuela- Alicante. Duchowny przekonywał, że państwo po prostu nie ma prawa interweniować w sprawie obrzędów religijnych, ponieważ zasada wolności religii jest… święta, toteż „nie wolno jej tknąć”. W swoim podcaście ordynariusz stwierdzał, że uchwała uderza w zapisy hiszpańskiej konstytucji. „Albo wierzymy w wolność religijną, albo nie wierzymy”, komentował duchowny. W jego ocenie „to, co zrobili [radni Jumilli – red.] nie jest mądre i stanowi zagrożenie”.

„Państwo może kontrolować migrację, którą przyjmuje. Ma takie prawo i powinno to czynić. Państwu wolno ocenić, jaki rodzaj migracji chce zaakceptować, z jakich krajów i miejsc. Ale gdy już ją przyjęło, nie wolno utrudniać korzystania z praw podstawowych, a prawem podstawowym jest również ekspresja własnych przekonań religijnych”, przekonywał biskup diecezji położonej na południowym zachodzie kraju.

Z kolei w komunikacie episkopatu decyzję radnych przedstawiono jako niedopuszczalne podważenie porządku konstytucyjnego. „Restrykcje wprowadzane z pobudek religijnych są dyskryminacją, która nie może mieć miejsca w społeczeństwach demokratycznych” – napisali hierarchowie.

Układy z rządem? 

Spór zwolenników tożsamościowej uchwały z episkopatem wydaje się ważnym sygnałem dla Polski. W końcu całkiem niedawno podobna kontrowersja, tyle że dotycząca  polityki migracyjnej, wywołała dużo emocji w naszym rodzimym Kościele. Dwóch wpływowych hierarchów z niechęcią reagowało na postulaty ograniczenia napływu cudzoziemców. Zarówno w wypowiedziach kardynała Rysia i Krajewskiego „inkluzja” i otwartość na migrantów – z ich wierzeniami i zwyczajami – została ukazana jako właściwa zasada budowania polityki.

W Hiszpanii taka postawa biskupów doprowadziła do otwartego konfliktu między apostolskimi następcami, a prawicą – chcącą utrzymania tradycyjnych zwyczajów, przypominających o chrześcijańskim rodowodzie społeczeństwa.

Na stanowisko biskupów odpowiadał przewodniczący prawicowej partii VOX, Santiago Abascal. Polityk wyraził przekonanie, że Kościół jest całkowicie podporządkowany socjalistycznym rządom, którym nie przeciwstawia się mimo antyklerykalnych działań gabinetu Sancheza. Według Abascala powodów tej uległości upatrywać trzeba w publicznym finansowaniu, jakie Kościół w Hiszpanii i jego charytatywne organizacje otrzymują z tytułu opieki nad cudzoziemcami. Część z tych środków przeznacza się na utrzymanie struktur eklezjalnych, uważa Abascal. 

Ta diagnoza problemu wydaje się zdecydowanie zbyt płytka. Z jednej strony przypisuje biskupom nikczemne motywacje – ale z drugiej nie docenia powagi problemu. W rzeczywistości w wypowiedziach biskupów obserwujemy wybrakowane przedstawienie stosunku Kościoła do „wolności religijnej”. 

Skąd bierze się w ogóle poparcie katolickich hierarchów dla swobody obcego kultu? Przecież przez wieki Kościół do wolności wyznania odnosił się jednoznacznie krytycznie, orędując raczej za modelem państwa z jasną rolą religii katolickiej jako panującej. 

Zmiany w tym zakresie wprowadziła soborowa deklaracja „Dignitatis humanae”. Dokument ten uznaje, że wolny wybór religii jest prawem fundamentalnym człowieka, na który nie powinno wpływać państwo. Uzasadnienie tego poglądu wywiedziono z prawdy o tym, czym jest akt wiary. Jak wyjaśniali Ojcowie soborowi, polega on na dobrowolnym przyjęciu prawdy objawionej ze względu na boski autorytet, a nie społeczne uwarunkowania – stąd władza nie powinna ingerować w tę kwestię. W deklaracji praktykę innych religii potraktowano jako przedłużenie zasady wolności religii, którą należy wobec tego traktować tak samo. 

Poważną pomyłką byłoby powiedzieć, że Sobór usankcjonował prawo do błędu religijnego. Dokument zaczyna się od bardzo znaczącego wstępu. Ojcowie soborowi wskazali w nim, że podtrzymują wszystkie orzeczenia Kościoła, odrzucające wolność religijną, pojętą jako swobodę moralną.

„Najpierw więc oświadcza święty Sobór, że sam Bóg ukazał ludzkości drogę, na której Jemu służąc ludzie mogą osiągnąć w Chrystusie zbawienie i szczęśliwość. Wierzymy, że owa jedyna prawdziwa religia przechowuje się w Kościele katolickim i apostolskim, któremu Pan Jezus powierzył zadanie rozszerzania jej na wszystkich ludzi, mówiąc Apostołom: Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem (Mt 28, 19-20). Wszyscy ludzie zaś obowiązani są szukać prawdy, zwłaszcza w sprawach dotyczących Boga i Jego Kościoła, a poznawszy ją, przyjąć i zachowywać”, głosi sobór.

„Zarazem też Sobór święty oświadcza, iż obowiązki te dotykają i wiążą sumienie człowieka i że prawda nie inaczej się narzuca jak tylko siłą samej prawdy, która wnika w umysły jednocześnie łagodnie i silnie. Następnie, ponieważ wolność religijna, której ludzie domagają się dla wypełnienia obowiązku czci Bożej, dotyczy wolności od przymusu w społeczeństwie cywilnym – pozostawia ona nienaruszoną tradycyjną naukę katolicką o moralnym obowiązku ludzi i społeczeństw wobec prawdziwej religii i jedynego Kościoła Chrystusowego”, czytamy w „Dignitatis humanae”.

Ciekawe w tym kontekście wydaje się przywołanie wykładni Leona XIII z encykliki „Libertas”. Wybitny papież wskazywał w niej, że wykorzystanie swobody dla działania wbrew jej celowi jest tak zbieżne z wolnością, jak choroba z życiem. Jeśli celem wolności religijnej jest przyjęcie prawdy objawionej, to skorzystanie ze swobody wyznania, by praktykować innowierstwo, jest raczej skażeniem wolności religii, niż jej realizacją… 

Tak, czy inaczej Sobór Watykański II zdystansował się od klasycznej wizji państwa chrześcijańskiego. Jej zasadą było właśnie przekonanie, że władzy nie wolno zrównywać w prawie religii objawionej z fałszywymi. Zamiast tego zalecono unikanie ograniczeń wolności wyznania, byle tylko jej stosowanie nie przekraczało ram godziwości.  

„Obecny Sobór Watykański oświadcza, iż osoba ludzka ma prawo do wolności religijnej. Tego zaś rodzaju wolność polega na tym, że wszyscy ludzie powinni być wolni od przymusu ze strony czy to poszczególnych ludzi, czy to zbiorowisk społecznych i jakiejkolwiek władzy ludzkiej, tak aby w sprawach religijnych nikogo nie przymuszano do działania wbrew jego sumieniu ani nie przeszkadzano mu w działaniu według swego sumienia prywatnym i publicznym, indywidualnym lub w łączności z innymi, byle w godziwym zakresie. Poza tym oświadcza, że prawo do wolności religijnej jest rzeczywiście zakorzenione w samej godności osoby ludzkiej, którą to godność poznajemy przez objawione słowo Boże i samym rozumem. To prawo osoby ludzkiej do wolności religijnej powinno być w taki sposób uznane w prawnym ustroju społeczeństwa, aby stanowiło prawo cywilne”, czytamy w soborowym tekście.

Czy reakcja hiszpańskich biskupów na próby ograniczenia islamskiego kultu to konieczna konsekwencja tej zmiany optyki? Czy musimy pogodzić się z wizją pluralistycznego społeczeństwa, w którym trudno o utrzymanie chrześcijańskiego charakteru cywilizacji? Wątpliwe… Sam katechizm mówi nie tylko o możliwości, co nawet konieczności ograniczeń swobody wyznania. 

„Prawo do wolności religijnej nie może być w sobie ani nieograniczone, ani ograniczone tylko przez porządek publiczny pojmowany w sposób pozytywistyczny lub naturalistyczny. Przynależny mu słuszny zakres powinna dla każdej sytuacji społecznej określać roztropność polityczna zgodnie z wymaganiami dobra wspólnego, a władza cywilna powinna go zatwierdzać według norm prawnych dostosowanych do obiektywnego porządku moralnego”, uczy punkt 2109 KKK, odnosząc się w przypisach do encykliki „Quanta Cura” błogosławionego Piusa IX i i breve „Quod Aliquantum” Piusa VI – ważnych przykładów starcia Kościoła z błędami liberalizmu. Cóż… katechizm swoje, biskupi swoje. 

Zreinterpretowane innowierstwo

Wyciągniecie właściwych konsekwencji z nauczania Kościoła o wolności religijnej zdaje się ważnym zadaniem, stojącym przed władzą duchowną w Polsce. Konflikt między zachowaniem chrześcijańskiej tożsamości, a „inkluzywnością” czeka przecież i nas.

W końcu nie tak dawno temu wpływowi kardynałowie wpajali Polakom otwartość na migrację. Łódzki ordynariusz, kardynał Grzegorz Ryś, wyrażał nadzieję, że dzięki otwartemu podejściu do cudzoziemców będziemy mogli „usiąść u stóp migrantów” i wsłuchać się w treści, jakimi nas obdarują. Kardynał Krajewski z kolei mówił, że migrantów trzeba w Polsce przyjmować wraz z akceptacją ich kultury i wierzeń. W tych dwóch deklaracjach widać niebezpieczną szansę na powtórzenie w Polsce scenariusza rodem z Hiszpanii.

Tymczasem postawa biskupów Półwyspu Iberyjskiego zdaje się kryć w sobie jeszcze jedną opłakaną tendencję. Chodzi o brzemienną w skutki zmianę postrzegania innych religii. Sekularyzacja sprawia, że innowierstwo przedstawia się jako źródło humanistycznej inspiracji – a nie odwodzący od Boga fałsz. 

Mając na uwadze katechizmową naukę o koniecznych ograniczeniach wolności wyznania, warto podkreślić, że wyznawanie oraz praktyka błędnej religii jest prawdziwą tragedią w wypadku tych, którzy mogli przyjąć katolicyzm. Świadomy wybór innej doktryny oznacza sprzeciw człowieka wobec boskiej prawdy. Według św. Tomasza z Akwinu można widzieć w tym największy grzech, bo żaden czyn nie oddala od Boga w równie dużym stopniu. 

„Kościół katolicki wyznaje, iż ta wiara, początek zbawienia ludzkiego, jest cnotą nadprzyrodzoną, przez którą wierzymy, pod wpływem natchnienia i z pomocą łaski Bożej, że prawdą jest to, co Bóg objawi”, uczył Sobór Watykański I w konstytucji dogmatycznej o wierze katolickiej „Dei Filius”. „A ponieważ bez wiary nie można podobać się Bogu i nie można wejść do wspólnoty Jego synów, nikt nie może bez niej uzyskać usprawiedliwienia, ani nikt nie osiągnie życia wiecznego, jeżeli nie wytrwa w niej aż do końca”, dodawali Ojcowie soborowi.

Świadomości dramatu błędu religijnego nie widać w refleksji kardynała Cobo Cano. W swoim artykule purpurat o wyznaniach mówił wyłącznie z naturalistycznej perspektywy- jako o przejawach ludzkiej wrażliwości zdolnych wspierać razem dobro wspólne… 

Tymczasem elementem dobra wspólnego jest kształt społeczeństwa, który sprzyja rozrostowi religii objawionej i jej przyjęciu przez wszystkich. Wyraźnie wskazywał na to papież Leon XIII w encyklice „Immortale Dei”. W końcu najważniejszym dobrem, jakie człowiek może osiągnąć w swoim życiu, jest poznanie Boga, przyjęcie Jego nauki i osiągnięcie szczęścia wiecznego. Społeczność, która dba o swoich, nie może ignorować tego celu.

W myśli o wspólnym wkładzie różnych religii w dobro wspólne brak jeszcze jednego zauważenia. Wybitne przełożenie wiary katolickiej na życie społeczne wynika nie z bogactwa humanistycznych inspiracji, a z tego, że przenosi ona prawdę i święte zasady moralności. Inne religie nie są w stanie społeczeństwa ubogacić w taki sposób, nawet jeśli są szlachetniejszym wzorcem życia, niż hedonistyczny ateizm.

Przykład hiszpańskiej reakcji na ograniczenia muzułmańskiego kultu to okazja do refleksji dla polskiego Kościoła. Każe on zastanawiać się, po której stronie cywilizacyjnego starcia stanęliby polscy hierarchowie w wypadku rozwoju nad Wisłą islamskiej mniejszości. W iberyjskim państwie pojawił się otwarty konflikt między świeckimi, chcącymi ochrony zwyczajów i tradycyjnej tożsamości, a hierarchią głoszącą pluralizm. Czy i my usłyszymy z katedr zachętę do czerpania inspiracji od wyznawców fałszywego proroka? 

Filip Adamus

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(30)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie