W ostatnich dniach przetoczyła się w sieci prawdziwa burza wokół Leona XIV. Papież został niezwykle ostro skrytykowany przez wielu konserwatystów na całym świecie. Najgłośniejsi byli Amerykanie – bo tematy, które poruszył Leon, wydawały się w szczególny sposób dotyczyć właśnie USA. Niektórzy zaczęli w efekcie twierdzić, że krytyka Leona XIV równa się MAGA. To absurdalne, bo problemy z Leonem – niestety – są o wiele głębsze niż spór polityczny w Stanach Zjednoczonych.
Jak Leon XIV wkurzył Amerykanów
30 września Leon XIV udzielił głośnego wywiadu telewizji EWTN, gdzie komentował sprawę planowanej nagrody dla senatora Dicka Durbina. Arcybiskup Chicago, przyjaciel Leona kardynał Blase Cupich, chciał odznaczyć tego polityka Demokratów za jego poparcie dla imigracji. Problem w tym, że Durbin przez długie lata popierał legalną aborcję – i został za to wykluczony od Komunii św. w swojej własnej diecezji. Leon Durbina nie potępił, apelując za to o spojrzenie na „całość” jego działalności politycznej; następnie wezwał do dialogu i unikania polaryzacji, a wreszcie… skrytykował zwolenników kary śmierci i przeciwników migracji. Leon powiedział, że „naprawdę pro-life” mogą być tylko ci, którzy zarówno sprzeciwiają się aborcji, jak i odrzucają karę śmierci oraz „niehumanitarne traktowanie” migrantów w USA.
Wesprzyj nas już teraz!
1 października papież brał z kolei udział w otwarciu konferencji ekologicznej „Raising Hope” w Castel Gandolfo. Gwiazdą wydarzenia był amerykański aktor i aktywista ekologicznym, Arnold Schwarzenegger. Leon pobłogosławił przy tej okazji bryłę lodu z Grenlandii i wygłosił przemówienie na temat konieczności ochrony środowiska. Otwarcie konferencji zorganizowano w niezwykle specyficznym, aktywistycznym stylu – z rzewnymi śpiewami przerywanymi deklamacjami wierności wobec ideałów ekologicznych, co w sumie budziło u wielu obserwatorów naprawdę duże zażenowanie.
Czy Leona XIV krytykuje tylko MAGA?
W efekcie tych wydarzeń na Leona dosłownie rzucili się konserwatywni krytycy. Podnosili cały szereg kwestii. Po pierwsze, Leon powinien był jasno skrytykować Durbina i Cupicha, a w ogóle tego nie zrobił. Po drugie, nie może uzależniać bycia pro-life od odrzucenia kary śmierci, bo kara śmierci zawsze była przez Kościół katolicki uważana za dopuszczalną. Po trzecie, błogosławienie bryły lodu z Grenlandii i cały spektakl w Castel Gandolfo to przejaw uległości wobec ideologii ekologicznej.
Wśród komentatorów ze Stanów Zjednoczonych dominowali zwolennicy ruchu MAGA, wyborcy Donalda Trumpa. Nic dziwnego: w Ameryce praktycznie nie ma konserwatywnych katolików, którzy w jakiejś mierze nie popieraliby Trumpa. Głosowali na niego wszyscy, którzy nie odrzucają demokracji – kontrkandydatką była przecież skrajnie lewicowa, wręcz neokomunistyczna Kamala Harris. Każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, jest dziś w USA kategorycznym krytykiem Partii Demokratycznej – a to siłą rzeczy pcha go w stronę Partii Republikańskiej i jej dominującego środowiska, czyli ruchu MAGA.
Problem w tym, że silne rozgrzanie amerykańskich komentatorów udzieliło się także wielu liberałom… tyle, że w odwrotną stronę. Zaczęli twierdzić, że ktokolwiek krytykuje papieża Leona XIV, jest trumpistą. W ostatnich dniach stało się to obowiązującą narracją nie tylko w USA, ale również w Europie. Na przykład Tomasz Terlikowski na łamach „Wirtualnej Polski” oskarżył całe PCh24 i mnie osobiście o „naśladowanie” ruchu MAGA w krytyce papieża Leona.
Prawdziwy problem z Leonem. Lista coraz dłuższa
To kompletna bzdura, która pokazuje albo nieznajomość rzeczy, albo nieuczciwość oceny tych, którzy formułują podobne twierdzenia. Wynika to z prostego faktu, choć zarazem bardzo smutnego – problemy z Leonem XIV są o wiele poważniejsze niż kilka wycinkowych spraw, na które zwraca uwagę amerykańskie środowisko MAGA.
Zobrazować to pozwoli krótkie zestawienie aktywności Leona z ostatnich tygodni, począwszy od sierpnia aż do pierwszych dni października.
– papież przyjmuje na audiencji prywatnej znanego zwolennika ideologii LGBT, o. Jamesa Martina;
– papież przyjmuje na audiencji prywatnej znaną heretycką zakonnicę, Lucię Caram;
– do Bazyliki św. Piotra wchodzi pielgrzymka „Tenda di Gionata” z ponad 1000 homo- i transseksualistów, przechodzą przez Drzwi Święte, manifestują homoseksualizm. Papież… zachęca wiceszefa Episkopatu Włoch, bp. Francesco Savino, by ten odprawił Mszę świętą dla tej pielgrzymki;
– papież udziela wywiadu dziennikarce Elise Ann Allen, w którym:
- zachęca do szerokiej otwartości Kościoła na LGBT;
- mówi, że „jego zdaniem” nauczanie Kościoła na ten temat nie zmieni się „w najbliższej przyszłości”, bo najpierw… trzeba zmienić „postawy” wśród katolików;
- przekonuje, że „obecnie” nie ma on „intencji” zmiany nauczania Kościoła na temat diakonatu kobiet, sugerując, że taka zmiana jest w ogóle możliwa;
- deklaruje się niemal otwarcie jako zwolennik politycznej lewicy;
- sugeruje, że między Mszą trydencką a nową Mszą św. po łacinie nie ma większej różnicy;
– papież staje po stronie proaborcyjnego polityka Dicka Durbina;
– fałszywie przedstawia stanowisko Kościoła na temat kary śmierci;
– przyłącza się do koncepcji duszpasterskiej „seamless garment”, która służy Demokratom do marginalizacji problemu aborcji;
– nagrywa film multireligijny, w którym mówi o Panu Jezusie jako „jednym w różnorodności”;
– podważa swoją własną powagę, partycypując w komicznym eko-spektaklu ze Schwarzeneggerem;
– wygłasza przemówienie, w którym bezkrytycznie zachęca do przyjmowania imigrantów – również w Europie.
To wszystko razem wzięte musi budzić naprawdę poważny niepokój – i to bynajmniej nie z perspektywy politycznej, ale po prostu z perspektywy tradycyjnego nauczania Kościoła katolickiego.
Rozłóżmy to na czynniki pierwsze.
O co w tych wydarzeniach chodzi?
Spotkania z Jamesem Martinem i Lucią Caram wysłały jasny sygnał: w Kościele katolickim dopuszczalne jest skrajne progresywne skrzywienie. James Martin błogosławi przecież paradom LGBT, a Lucia Caram twierdzi, że Matka Boża nie była dziewicą. Spotykają się później z papieżem, w sieci publikowane są urocze zdjęcia. Wywołuje to u wielu wiernych głęboki szok i zdziwienie.
Wieka pielgrzymka LGBT do Watykanu stanowi po prostu skandal i co do tego nie można mieć wątpliwości. Gdyby pielgrzymi LGBT przeszli przez Drzwi Święte Bazyliki św. Piotra w duchu pokuty i nawrócenia, nie byłoby problemu. Stało się jednak inaczej: szli do Watykanu niosąc swój grzech na sztandarach i nie mając żadnej intencji jego porzucenia. W homilii, którą za zgodą Leona odprawił bp Savino, padały słowa umocnienia dla ich tożsamości i obietnice zmiany postawy Kościoła. W sumie cały ten spektakl stanowił jakąś surrealistyczną afirmację niekatolickiej, niemoralnej ideologii.
Wywiad Leona dla Elise Ann Allen to osobna, wielka historia. Komentowałem go w PCh24 w nagraniach i tekstach. Przypomnę tylko o podstawowej kwestii. Otóż Leon XIV wyraźnie zasugerował, że w takich sprawach jak diakonat kobiet oraz moralność seksualna zmiana nauki Kościoła jest jego zdaniem teoretycznie możliwa. Zwłaszcza w tej drugiej kwestii stanowi to gigantyczny problem, bo potępienie aktów sodomskich jest zakotwiczone w samym prawie naturalnym – tu po prostu nie ma czego zmieniać. Jeżeli zatem potraktować słowa papieża poważnie – a nie ma powodu, by tego nie robić – oznaczałyby ewolucjonizm doktrynalny, czyli teorię potępioną przez wielu papieży.
Poparcie dla proaborcyjnego senatora Dicka Durbina i przyjęcie koncepcje „seamless garment” to problem na skalę światową, bynajmniej nie chodzi tu tylko o Amerykę. Kościół katolicki zawsze nauczał o wyjątkowej wadze etycznej aborcji. Zamach na niewinne życie ludzkie jest zawsze zły – nie wolno nigdy dopuszczać się takiej zbrodni. Dlatego sugerowanie, że w przypadku radykalnie proaborcyjnego polityka, jakim jest Durbin, należy go oceniać „w całości” jego politycznych działań, a nie przede wszystkim przez pryzmat poparcia legalnego dzieciobójstwa – to prawdziwy skandal. Koncepcja „seamless garment”, o której tu piszę, została stworzona w latach 80. w Chicago i mówi, że prawdziwa postawa pro-life obejmuje cały szereg tematów. Problem w tym, że aborcja musi mieć tu pierwszorzędne znaczenie – nie można jej zrównywać z takimi kwestiami jak migracja czy kara śmierci, bo przeczy się po prostu nauce Kościoła o wyjątkowości tego tematu.
W sprawie kary śmierci problem jest jeszcze bardziej złożony. Katechizm Kościoła Katolickiego po zmianach Franciszka głosi, jakoby Kościół katolicki odrzucał karę śmierci. Rzecz w tym, że to rewolucyjne nauczanie – Kościół nigdy wcześniej tego nie głosił. Kara śmierci zawsze była uważana za dopuszczalną. Owszem, Kościół często ją odradzał i traktował bardzo ostrożnie – ale dopuszczał co do zasady. Dlatego „zmiana”, którą wprowadził Franciszek, może być traktowana wyłącznie jako „zalecenie” dla władz politycznych, ale nie może oznaczać potępienia kary śmierci co do zasad. Katechizm nie jest zresztą nieomylny – zgodnie z nauką Kościoła, nie przysługuje mu ten charyzmat. Stąd słowa Leona XIV na temat poparcia dla kary śmierci są po prostu źle wyważone. Warto też pamiętać, że kara śmierci to w praktyce problem dość marginalny – w USA wykonuje się obecnie kilkanaście wyroków rocznie, głównie na okrutnych mordercach. W kraju liczącym ponad 340 mln ludzi! To pokazuje, z jak wielką ostrożnością jest stosowana.
Dalej – mamy przedziwny film Leona, który wzywa na miesiąc październik do modlitw za pokój i współpracę między religiami. Na filmie widać przedstawicieli rozmaitych kultów – islamu, buddyzmu, judaizmu, szamanizmu, hinduizmu. Są też katolicy. Leon mówi o tym wszystkim jako o „tradycjach religijnych”, zrównując wiarę Kościoła z fałszywymi religiami. Modli się też do Pana Jezusa, którego nazywa „jednym w różnorodności”, co sugeruje jakąś ukrytą „obecność” Chrystusa w innych kultach – a co łącznie bardzo mocno trąci potępionym przez Kościół relatywizmem religijnym.
Eko-spektakl w Castel Gandolfo to kolejna osobna historia. Pobłogosławienie bryły lodu z Grenlandii nie jest niczym złym samo w sobie – jest jednak dziwaczne, komiczne, absurdalne… i jako takie naraża autorytet papieski. Ojciec Święty sprowadził się w tym spektaklu do roli aktywisty środowiskowego. To właśnie istota tego skandalu. Papież może i powinien troszczyć się o ochronę środowiska, bo przyroda jest przecież dla nas, ludzi. To musi się jednak odbywać w godnej formie, a nie za sprawą naprawdę tanich i wyglądających na sekciarskie spotkań ekologicystycznych.
Wreszcie, problem migrantów. O tym Leon XIV mówił w niedzielę 5 października. Wzywał do ich przyjmowania, do otwierania portów na łodzie wiozące przybyszów… Odwoływał się wprost do sytuacji Europy. Nie trzeba chyba nawet wyjaśniać, gdzie leży tu problem. Owszem, na łodziach płynących przez Morze Śródziemne są niekiedy ludzie naprawdę zdesperowani – mężczyźni uciekający przed wojną i skrajną biedą, kobiety i dzieci w podobnej sytuacji. Jednak większość tych imigrantów płynie do Europy… po prostu po socjal, chcąc wykorzystać sytuację społeczno-polityczną w takich krajach jak Niemcy. Wzywanie do ich bezkrytycznego przyjmowania to kolejne horrendum ideologiczne, a nie poważna refleksja, do jakiej zobowiązany jest biskup Rzymu.
Poglądy trumpistów na Leona nikogo w Polsce nie obchodzą
Dlatego właśnie ci, którzy zrównują krytykę Leona XIV z byciem zwolennikiem czy naśladowcą ruchu MAGA, po prostu się ośmieszają. Trumpizm jest zresztą zjawiskiem z mojej perspektywy tylko częściowo pozytywnym. Zawiera w sobie również dużo poważnych błędów, na przykład w kwestii ochrony godności życia ludzkiego. Mariaż trumpistów z ideologią in vitro jest wielkim skandalem, pokazując, że w tym ruchu nie ma właściwych podstaw antropologicznych. Żaden konserwatywny polski katolik nie będzie nigdy trumpistą.
Leon XIV będzie uwielbiany przez katolickich tradycjonalistów w Polsce i Europie, jeżeli potępi heretyckie błędy, przywróci godność liturgii, ogłosi autentyczne nauczanie na kluczowe tematy, jak choćby jedyność zbawcza Chrystusa. Jeżeli trumpistowscy MAGOwcy będą go wówczas krytykować, bo pobłogosławi kolejną bryłę lodu – to ich problem, żaden konserwatysta w ogóle się tym nie przejmie.
Krytyka Leona XIV jest motywowana wyłącznie jednym: pragnieniem utrzymania niezmienności i prawdziwości nauczania Kościoła, które wydaje się za tego pontyfikatu znowu zagrożone. Jeżeli to zagrożenie zniknie, krytyka natychmiast ustanie. Co zrobią trumpowcy – to żadnego katolika tak naprawdę w ogóle nie obchodzi.
Paweł Chmielewski