Wojenka między radykalnymi wyborcami PiS i PO przybiera coraz bardziej absurdalne formy. Obecnie przedmiotem sporu stała się dość nieoczywista alternatywa: lepiej iść na kebaba czy obejrzeć Konkurs Chopinowski?
A wszystko za sprawą dwóch zdjęć: na jednym pojawił się prezydent Karol Nawrocki zajadający się kebabem, na drugim zaś prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w towarzystwie małżonki oglądający na żywo Konkurs Chopinowski. Dla środowisk radykalnych zwolenników PiS i PO sprawa stała się prosta: albo zajadasz się kebsem, albo słuchasz Chopina. Nie można jeść buły z mięsem i słuchać ambitniejszej muzyki, bo to wymyka się logice najważniejszego sporu w Polsce, czyli o to, czy Polska będzie Donalda Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego.
Uprzedzam oburzonych: nie bagatelizuję różnic pomiędzy PiS a PO; zdaję sobie sprawę, że takowe istnieją. A mimo wszystko otwiera mi się nóż w kieszeni, gdy widzę, że tak prozaiczne acz oczywiste sprawy jak jedzenie, czy tak istotne jak kultura, nie stają się przedmiotem sporu opartego o znawstwo kulinarne lub muzyczne, lecz padają ofiarą odprysków politycznego sporu pomiędzy jednym a drugim politykiem. Teraz jedząc kebaba mimowolnie zapisujesz się do obozu, który „ciągną na lawecie”, a słuchając Konkursu Chopinowskiego stajesz się częścią tej grupy ludzi, która chce się „podobać w świecie”.
Wesprzyj nas już teraz!
I tak dla tych jadących na lawecie, obóz liberalny nigdy nie wygra wyborów dopóki będzie się śmiał z prezydenta jedzącego kebaba (w ramach wylewania kubła zimnej wody na rozgrzane głowy, przypomnę, że ów obóz właśnie sprawuje w Polsce władzę, a jeden z jego głównych liderów nieznacznie tylko przegrał wybory prezydenckie), zaś ci, którzy chcą podobać się światu, pękają z dumy, że popierając ludzi oddających się rozrywkom z najwyższej półki, zapisują się do sekcji „Polska nowe oświecenie”.
Nie sądzę, by spór o kebaba z Chopinem był jakimś szczytem czy apogeum piekielnej wojny pomiędzy PiS a PO. To raczej dowód wyczerpywania się tego podziału. Przyznajmy bowiem, że w przeszłości spory te koncentrowały się jednak wokół nieco bardziej poważnych kwestii, u których zarania stał wybór pomiędzy „Polską liberalną” a „Polską solidarną”. Okładanie się kijami pomiędzy „chopinowcami” i „kebabowcami” wskazuje raczej na to, że nastroje radykalnych wyborców obydwu partii sięgnęły dna.
Jestem wszak niemal pewien – niech ktoś wyprowadzi mnie z błędu – że można zjeść kebaba i udać się na Konkurs Chopinowski. Albo na odwrót. Można też nie lubić Konkursu Chopinowskiego i kebaba równocześnie, co wcale nie czyni człowieka zwierzęciem.
Przyznajcie sami, drodzy państwo, że niewiele już trzeba, by zostać okrzykniętym tak zwanym symetrystą.
Tomasz Figura