Homoseksualizm księży jest problemem szeroko rozpowszechnionym. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie chce o nim mówić. Słychać wciąż o księżach-pedofilach, choć tak naprawdę ofiarami przestępców padają dorastający młodzieńcy. Przyczyna leży właśnie w homoseksualnych skłonnościach części duchowieństwa. Pisze o tym szwajcarski biskup, Marian Eleganti.
Autor, do niedawna biskup pomocniczy diecezji Chur w Szwajcarii, opublikował artykuł na temat homoseksualizmu wśród duchowieństwa na łamach niemieckiego tradycjonalistycznego portalu Katholisches.info. Opisał najpierw problem kulturowej akceptacji homoseksualizmu, by przejść następnie do samego Kościoła.
„Niestety, również Kościół został zainfekowany tym wirusem. Rzekomo chodzi tu o „prawa” i „inkluzywność” tak zwanych „mniejszości”. Są to jednak lewicowe, marksistowskie kategorie, które głęboko przeniknęły do myślenia kościelnego, choć są mu z istoty obce. Co więcej, w Kościele nie mają one zastosowania – są błędne. Kościół odrzuca przede wszystkim grzech i błąd, a grzesznika i heretyka jedynie wtedy, gdy okazują się niepoprawni i niezdolni do skruchy. Nie ma to nic wspólnego z dyskryminacją. Wyłączność dostępu do urzędów kościelnych (np. kapłaństwa) wynika z właściwego rozumienia sakramentu i nie mieści się w kategorii nierówności praw. Wszystkie te sprawy Kościół porządkuje w sposób sprawiedliwy, choć wielu – z różnych powodów – nie chce tego zrozumieć ani zaakceptować. Prawo moralne obowiązuje wszystkich członków Kościoła bez wyjątku” – napisał biskup.
Wesprzyj nas już teraz!
„Nauczanie Kościoła dotyczące homoseksualizmu pozostaje niezmienne i nie wymaga tu ponownego przytaczania. Opiera się ono na Piśmie i Tradycji, a więc na objawieniu, które zostało dane w JEZUSIE CHRYSTUSIE” – dodał.
„Mężczyzna i kobieta są w swej cielesności komplementarni i zdolni – mówiąc językiem biblijnym – stać się „jednym ciałem” i w tym akcie zjednoczenia dawać życie potomstwu. W ten sposób odpowiadają woli Stwórcy i odwiecznemu porządkowi, który On wpisał w naturę człowieka. Zarówno osoby heteroseksualne, jak i homoseksualne poprzez własną cielesność zostają ukierunkowane na pełnię, która może się urzeczywistnić jedynie w relacji między kobietą a mężczyzną. Dlatego osoby praktykujące homoseksualizm – według nauczania Kościoła – żyją w jawnym sprzeciwie wobec niego” – wyjaśnił hierarcha.
„Jedyną drogą do „normalności”, w neutralnym znaczeniu tego słowa, byłoby nawrócenie i porzucenie homoseksualnego stylu życia” – podkreślił.
Wskazał na poważny problem tzw. lawendowej mafii w Kościele, pisząc o kręgach homoseksualnych duchownych. Dla biskupa to jest właśnie prawdziwy „słoń w pokoju” – rzeczywistość przez wszystkich dostrzegana, ale konsekwentnie ignorowana.
„Należy przede wszystkim zauważyć, że w Kościele istnieją wpływowe siły, które próbują – zgodnie ze świeckimi, społecznymi standardami – znormalizować homoseksualizm również wewnątrz Kościoła oraz uchylić lub zrewidować jego nauczanie w tej sprawie (uznające go za grzech ciężki i skłonność z natury nieuporządkowaną). Nie wierzę jednak, by to się udało. Niemniej heterodoksja w tej kwestii, obecna w niektórych umysłach, stanowi dla Kościoła poważny problem” – wskazał.
„Niestety, trzeba z ubolewaniem stwierdzić, że „słoń w pokoju” – czyli rozpowszechniony homoseksualizm wśród duchowieństwa i jego znaczenie w kryzysie nadużyć – od czasu wybuchu tego kryzysu w „Roku Kapłańskim” (2009) nadal jest ignorowany lub, wbrew lepszej wiedzy, nie nazywany po imieniu. Oficjalna „zasłona dymna” i „strategia uodpornienia” w tej sprawie sprowadza się do jednego słowa: „pedofilia”, nie «homoseksualizm»” – stwierdził.
„Większość przypadków nadużyć seksualnych ze strony duchownych nie mieści się jednak w kategorii pedofilii (czyli skłonności seksualnej do dzieci przed okresem dojrzewania, mniej więcej do 11–12 roku życia). Większość tych czynów należy raczej do kategorii efebofilii, a więc skłonności do młodzieży w wieku dojrzewania lub tuż po nim – w naszym kontekście głównie młodych mężczyzn. Mimo to mówi się niemal wyłącznie o pedofilii, sugerując, że wszystkie nadużycia duchownych dotyczyły dzieci – zarówno dziewcząt, jak i chłopców. Takie ujęcie, moralnie szczególnie obciążające, pozwala jednak ukrywać i tabuizować homoseksualność sprawców. Choć związek między homoseksualizmem a przemocą seksualną nie jest konieczny, to w praktyce odgrywa pewną rolę przy wyborze ofiar: przewaga męskich ofiar i ich liczba wskazują bowiem na homoseksualną orientację sprawców” – zaznaczył biskup.
„Pomimo deklarowanej polityki „zero tolerancji” i potępienia tuszowania, w okresie poprzedniego pontyfikatu faktycznie kompromitujący się hierarchowie byli chronieni. Media tolerowały u papieża Franciszka to, czego nigdy nie wybaczyłyby Janowi Pawłowi II czy Benedyktowi XVI – i co rozdmuchałyby do rangi ogromnego skandalu. Tymczasem to właśnie [Józef Ratzinger] zrobił najwięcej w walce z nadużyciami seksualnymi i w ich karaniu (co potwierdza wysoka liczba laicyzacji księży z tego powodu podczas jego pontyfikatu). Media jednak świadomie pozostawały ślepe na lewe oko, ponieważ Franciszek był ich ulubieńcem, a normalizacja homoseksualizmu w Kościele znajdowała się wśród ich celów” – skonstatował.
„Dlatego wciąż na próżno czekamy, by nazwano po imieniu wielki problem w Kościele – nadmiernie wysoką częstość występowania homoseksualizmu wśród duchowieństwa wraz z wszystkimi jej negatywnymi konsekwencjami” – podsumował.
Źródło: Katholisches.info
Pach