Niemiecki rząd coraz częściej gra w otwarte karty w sprawie imigracji. Kolejny wpływowy polityk przyznaje, że Niemcy mają poważny problem.
Kilka dni temu kanclerz Niemiec Friedrich Merz stwierdził, że imigranci stanowią kłopot w niemieckim krajobrazie miejskim. Został ostro skrytykowany ze te słowa, ale nie przeprosił; dziennikarzom odpowiedział, że każdy powinien wiedzieć, o co chodzi – zwłaszcza jeżeli ma dzieci, szczególnie córki. Wskazał w ten sposób na problem narastającej przestępczości.
Teraz do słów kanclerza Merza odniosła się minister zdrowia, Nina Warken z CDU. Przyznała szefowi swojej partii całkowitą rację. – Tak rzeczywiście jest, że nie tylko młode, ale również starsze kobiety często nie czują się bezpiecznie w przestrzeni publicznej. Omijają niektóre miejsca czy ulice, noszą gaz pieprzowy – powiedziała. Zapytana przez portal „Table Briefings”, czy w Niemczech są już dziś dla kobiet strefy „no-go”, powiedziała: – Tak, są. Wiele kobiet mówi mi, że unikają niektórych miejsc czy jazdy pociągiem – wskazała.
Wesprzyj nas już teraz!
Warken podkreśliła też, że istnieje związek pomiędzy przestępczością a migracją. – To jest temat związany z migracją. Wzrosła liczba przestępstw z użyciem przemocy. Duża część sprawców to obcokrajowcy. Młode kobiety mówią o problematycznych spotkaniach z mężczyznami w ogóle, ale przede wszystkim z mężczyznami z podłożem migracyjnym, dochodzi do nękania i napaści – stwierdziła.
Zaostrzona retoryka polityków CDU wynika prawdopodobnie z coraz lepszych wyników sondażowych Alternatywy dla Niemiec. Antyimigrancka partia Alice Weidel i Tino Chrupalli przez długi czas prowadziła w badaniach, co dla CDU jest bardzo poważnym zagrożeniem. Bez zajęcia się kwestią tzw. uchodźców chadecja nie odzyska dawnej pozycji.
Źródło: jungefreiheit.de
Pach