Według relacji obrońców życia, dwaj mężczyźni, w tym 18-letni harcerz, zostali zatrzymani przez policję pod pretekstem rozlania środka do odstraszania dzików przed aborcyjnym ośrodkiem w pobliżu siedziby parlamentu. Przy okazji sprawy pro-liferzy podzielili się nieoficjalną informacją, że stróże prawa otrzymali zadanie pilnowania, by proceder pomocnictwa w zabijaniu dzieci nienarodzonych odbywał się w polskim „państwie prawa” bez przeszkód.
„Są pierwsze zatrzymania w sprawie aborcyjnej rzeźni Abotak na Wiejskiej! I nie, nie zostały zatrzymane morderczynie dzieci – one dalej mogą sobie zabijać, wysyłać tabletki do 14-latek w piątym miesiącu ciąży i uczestniczyć w szmuglowaniu zakazanych w Polsce środków poronnych. Tymczasem Policja zgarnęła z ulicy w rejonie Abotaku Bogu ducha winnego 18-latka, a następnie dowiedziawszy się, że czeka na spotkanie z ojcem, rozpoczęła przeczesywanie Śródmieścia Warszawy, żeby zatrzymać także ojca” – napisał w mediach społecznościowych Krzysztof Kasprzak z Fundacji Życie i Rodzina.
Wesprzyj nas już teraz!
Działacz pro-life opisał dość szczegółowo sytuację. Według relacji, niewinnych mężczyzn spotkały represje wzięte z żywcem z jakiejś surrealistycznej opowieści.
Jak czytamy, nocy z piątku na sobotę 14/15 listopada młody harcerz przechodząc obok ośrodka aborcyjnego został zatrzymany przez policję i przesłuchiwany w radiowozie oraz na komendzie przy ulicy Wilczej. Funkcjonariusze mieli nakłaniać go do przyznania, że rozlał groźną substancję przed Abotakiem. Ponieważ zaś zeznał, iż oczekuje na spotkanie z ojcem, ten ostatni również został zatrzymany na ulicach stolicy, a jego samochód został przeszukany.
„Na obu wywierano nacisk, aby przyznali się do wylania czegoś pod Abotakiem. Panowie spędzili prawie 48 godzin w izbie zatrzymań i po usłyszeniu bzdurnych zarzutów zostali zwolnieni do domu. Jak w praktyce wyglądała obróbka i presja na przyznanie się do winy? Gdy policjanci zgarnęli 18-latka i powiedzieli mu, że zostaje zatrzymany, ten poprosił o możliwość zadzwonienia do matki. Policja odmówiła. Telefon do przerażonej matki wykonał komendant – i było to o 2:30 w nocy, chłopakowi nie dali zadzwonić do kogokolwiek. Chłopak miał przy sobie krótkofalówkę, usłyszał, że to jest dowód, iż dopuścił się przestępstwa i żeby się przyznał, że to on coś rozlał na ulicy. Chłopak jest harcerzem, krótkofalówka u harcerza to żadna nadzwyczajna rzecz, no ale dla tusko-policji już dowód zbrodni” – napisał działacz ŻiR.
„Lepiej się przyznać, inaczej będzie większy problem dla Pana, bo będzie wniosek o areszt tymczasowy na 3 miesiące” – miał usłyszeć od policjantów 18-latek.
Prawnicy współpracujący z fundacją skierowali już zażalenie na zatrzymanie. „Parę instytucji będzie się musiało odnieść do tego skandalu. Innym problemem Policji będzie udowodnienie zdolności bilokacji ojcu chłopaka, bo kilka osób było z nim na spotkaniu w momencie, gdy ktoś wylewał płyn na Abotak, i spotkanie było w miejscu dość odległym od samej rzeźni przy Wiejskiej. Cieszy mnie taka głęboka wiara policjantów i nie spodziewałem się, że podwładni Kierwińskiego wierzą, że katolicy mogą się bilokować :-)” – spuentował tę sytuację Krzysztof Kasprzak.
Według podanych przezeń nieoficjalnych informacji, policja otrzymała polecenie ochrony ośrodka Abotak przez 24 godziny na dobę. Spytaliśmy o to rzecznika Komendy Głównej. Druga prośba skierowana przez PCh24.pl do Policji dotyczyła komentarza do informacji opublikowanych przez obrońców życia.
Oczekujemy na odpowiedź, a o jej treści poinformujemy w osobnym tekście.
Źródło: Twitter (X), PCh24.pl
RoM