Dzisiaj

Zakazy, korki i rosnące opłaty… Tu ekorewolucja już uderza w mieszkańców. Twoje miasto będzie następne?

(PCh24.pl)

Kraków lubi reklamować się hasłem, że jest miastem, w którym żyje się wygodnie. Z roku na rok owo zawołanie staje się coraz trudniejsze do pozytywnego zweryfikowania w praktyce. Mieszkańcy przestają być gospodarzami w swoim mieście, a wręcz można odnieść wrażenie, że są w nim niepożądani… Tylko kto wówczas płaciłby podatki na sfinansowanie prowadzonej tu „ekorewolucji”? A podkreślmy – to coraz wyższe podatki, opłaty i kolejne ograniczenia… Warto przyjrzeć się zmianom zachodzącym w Grodzie Kraka, bo doświadczenia tego miasta wkrótce mogą stać się złymi przykładami, które małpować będą inne samorządy.

 

SCT – czyli strefa czystego absurdu

Wesprzyj nas już teraz!

Wraz z rozpoczęciem roku 2026 w Krakowie rozgości się Strefa Czystego Transportu. W taki to właśnie sposób miasto popularne wśród turystów postanowiło „witać” swoich gości. Nie piszę tu o mieszkańcach, bo dla uspokojenia nastrojów urzędnicy zgodzili się, by Krakowianie jeździli swoimi pojazdami nawet do czasu ich zezłomowania. A to, że nie mogą już kupić sobie starszego, tańszego pojazdu, jakoś zginęło w medialnym szumie ekopromocji tego rozwiązania.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja osób, które nie płacą podatków w Krakowie. Ci kierowcy muszą sprawdzić czy ich pojazd spełnia wymagania SCT (norma Euro4 dla aut zasilanych Pb oraz Euro6 dla silników spalających ON). A jeśli nie… zapłacić za wjazd. Z czasem wysokość opłat będzie rosła, aż wjazd takich pojazdów „do miasta” stanie się niemożliwy. Przy czym trzeba dodać, że owo „do miasta”, to obszar obejmujący znaczną część Krakowa w jego administracyjnych granicach.

SCT oznacza więc trudności – rejestracja wjazdów aut „zakazanych” (bo możliwe są w pewnych sytuacjach zwolnienia), rejestracja w celu dokonania opłaty. System jest tak bezsensownie nadęty, że nawet domaga się od właścicieli motocykli, które z wymogów SCT są całkowicie zwolnione, do zgłoszenia pojazdu. Po co ów nadmiar biurokracji? W jakim celu system chce wiedzieć, jak dużo motocykli ma poruszać się po Krakowie? Nie wiem, ale się domyślam…

W teorii strefa ma sprawić, że miasto stanie się zdrowsze, bardziej ekologiczne… Wprawdzie w szerokim obiegu funkcjonują badania wskazujące, że problem nie leży w ruchu samochodowym, ale i tak postanowiono, że to z kierowcami należy podjąć walkę. Właśnie… z kierowcami – nie z źródłami zanieczyszczeń. I kolejne decyzje magistratu pokazują, jakie są prawdziwe intencje zmian.

Parkowanie? Drożej!

Kraków od lat „słynie” z rozwiązań, które – i już tego nikt nie kryje – mają „uspokoić” ruch samochodowy w kolejnych kwartałach miasta. Owo rzekome uspokojenie polega głównie na zwężaniu ulic, wprowadzaniu ruchu jednokierunkowego, co generalnie utrudnia poruszanie się po mieście i wydłuża czas przejazdu (naprawdę, sama ekologia!). Rugowane są więc kolejne pasy ulic, pojawiają się coraz to nowe słupki i topnieją miejsca parkingowe. Mamy za to wytyczane trasy rowerowe. I może niektórym wydaje się, że projekty komunikacyjne są realizowane bez ładu i składu, ale za to jest „modnie” i „ekologicznie” – jak na europejską metropolię przystało.

Obecnie już wiemy, że – aby wymusić na kierowcach większą wymienność na parkingach w Obszarze Płatnego Parkowania – wydłużone zostały godziny obowiązywania strefy (od 31 stycznia 2025 OPP obowiązuje od godz. 9:00 do 22:00), zaś w samym centrum (w podstrefie A) opłaty obowiązują też w niedziele (za wyjątkiem tych tak zwanych handlowych).

Trzeba pamiętać, że w nie tak odległym czasie Kraków podwyższył ceny za parkowanie w strefie, a na nieco niższe stawki mogą liczyć posiadacze Krakowskiej Karty Miejskiej (płacący podatki w stolicy Małopolski). O tym rozwiązaniu powiemy więcej za chwilę.

Komunikacja? Ceny w górę!

Wydawałoby się logicznym, że jeśli władze miasta chce „uspokoić” ruch samochodowy, to wprowadzając z jednej strony utrudnienia dla samochodów i haracze na kierowców, to przynajmniej dadzą też „marchewkę” w postaci rozwiniętej, dostępnej, sprawnej i taniej komunikacji publicznej.

Włodarze wybrali jednak inną drogę. Otóż pasażerowie jakoś nie mogą doczekać się lepszego skomunikowania, w godzinach szczytu skazani są na zatłoczone do granic pojemności tramwaje i autobusy, a za ów wątpliwy komfort – jak się okazuje – mają teraz zapłacić jeszcze więcej. Od marca 2026 roku zdrożeją bowiem bilety miesięczne oraz bilety jednorazowe… O szczegółach pisaliśmy TUTAJ

Tu suma absurdów jest ogromna. Wraz z wprowadzeniem ograniczeń i opłat związanych z SCT, które dotkną głównie „niemieszkańców” Krakowa, podwyższeniem opłat za parkowanie (znów więcej płacą „niemieszkańcy”), pojawiły się oczekiwania magistratu, by gminy ościenne, których mieszkańcy odczują zmiany najboleśniej, miałyby dopłacać więcej do połączeń komunikacji zbiorowej pod groźbą… wycięcia linii… Dodajmy, że mowa o połączeniach, które i tak mają skąpą siatkę kursów. Nadto mówimy przecież o pasażerach nie korzystających ze zniżek dla mieszkańców. Chcecie wjechać do Krakowa? Chcecie tu pracować? Płaćcie więcej! Ot, taka logika.

W praktyce jest coraz drożej dla wszystkich. Nie dziwi więc, że coraz większym zainteresowaniem cieszy się aplikacja mKraków, w której można uwiarygodnić się jako mieszkaniec Krakowa i otrzymać zniżki. Media zresztą dostrzegły zbieżność zwiększonej ilości pobrań „apki” z informacjami o kolejnych szykowanych podwyżkach. Bo status mieszkańca – owszem – jest promowany. Bynajmniej nie znaczy to jednak wcale, iż dla przeciętnego Krakowiaka jest tanio!…

Pożegnanie z fajerwerkami

Paleta krakowskich ekoabsurdów jest szersza niż tzw. obszar komunikacji. Okazało się, że szkodliwe są tam nawet fajerwerki, które w praktyce i tak zostały już ograniczone do kilku wydarzeń. Nie ma wątpliwości, że najbardziej gorącym czasem jest tutaj noc sylwestrowa, którą urzędnicy teraz zakazali ubarwiać pokazami „sztucznych ogni”. Oczywiście decyzję podszyto względami o zabarwieniu ekologicznym i troską o zwierzęta.

Wszystko odbyło na podstawie ankiety, w której mieszkańcy (ponoć około 75 proc. i ok. 10 tys. głosujących) mieli wyrazić swoje negatywne zdanie. Warto dodać, że znacznie szersze konsultacje odbyły się przy okazji wprowadzania SCT, a mieszkańcy (ponad 90 proc. z ok. 15 tys. opinii) negatywnie ocenili pomysły miasta. Protestowały też gminy ościenne, środowiska branżowe… Były konsultacje stacjonarne z jednoznacznym sprzeciwem dla SCT… Strefę i tak wprowadzono… To tylko tak na marginesie wsłuchiwania się w głos obywateli.

Wróćmy do fajerwerków. Rajcy łaskawie zgodzili się, że Krakowianie mogą pożegnać hucznie rok 2025… i na tym koniec. Zakaz obowiązuje cały rok, w całym mieście.

Co ciekawe, uchwale przyjrzał się wojewoda małopolski, który zaskarżył ją do sądu administracyjnego, wskazując, że taka regulacja narusza wolność mieszkańców. Po wtóre, przepis został uznany przezeń za zbędny, bo używanie materiałów pirotechnicznych wystarczająco reguluje kodeks wykroczeń.

Trzeba dodać, że ten sam wojewoda zaskarżył też uchwałę dotyczącą SCT, a sąd ma zająć się sprawą w styczniu 2026 roku. Kto wie? Może strefa nie przetrwa zimy? Mimo to urząd nie ustaje w trudach, by wdrożyć w życie jej obostrzenia. I szykuje służby…

Kasy nie ma, chyba że…

Wszystkie podwyżki miasto argumentuje a to rosnącymi kosztami, a to znów potrzebą łatania budżetu. W tej sytuacji zaskoczyć mogła wiadomość, że postanowiło zainwestować w… ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt!

Pod pieczą gminy jest już schronisko dla bezdomnych zwierząt, które – jak sięgać pamięcią – chętnie przyjmuje każdą pomoc, więc można wnioskować, że nie narzeka na nadmiar środków na bieżące funkcjonowanie. Ale co tam! Stać nas na „unikatowy” ośrodek, bo „bo jako jeden z nielicznych znajdzie się w obrębie dużej aglomeracji. To rzadkość w Polsce, zwykle działają one poza centrami miejskimi”.

Już to zdanie z narracji urzędników winno wzbudzić ostrożność osób decyzyjnych. Szczególnie, że mówimy o inwestycji szacowanej wstępnie aż na 15,5 miliona złotych. „Ostateczny koszt będzie możliwy do ustalenia dopiero po opracowaniu dokumentacji projektowej, która określi szczegółowe rozwiązania technologiczne, zakres infrastruktury oraz sposób zagospodarowania terenu. Miasto zakłada, że całość inwestycji zostanie ukończona w 2029 r.” – czytamy w serwisie krakow.pl.

Sprawa wydaje się być zaawansowana, bo miasto nabyło już działki o powierzchni ponad 2,1 ha za prawie 1,1 mln zł. Ile będzie kosztowało Krakowian bieżące utrzymanie ośrodka? Tego nie wiemy.

O samej inwestycji można tylko dodać tyle, że uznano jej realizację za celową, bo „Kraków od kilku lat znajduje się w grupie miast, w których liczba interwencji dotyczących dzikich zwierząt rośnie z roku na rok”. Ośrodek zaś „to wyczekiwana inicjatywa o dużym znaczeniu dla miasta i ekologii. To nie tylko placówka lecznicza – to znak, że społeczność miejska coraz bardziej dostrzega potrzebę współistnienia z dziką przyrodą i chce działać odpowiedzialnie”. 

Ale czy w tym zakresie nie wystarczyłaby współpraca z już istniejącym ośrodkiem?

Niewątpliwie Kraków ma problem z dzikimi zwierzętami. Głównie z dzikami, które panoszą się po osiedlach, stanowiąc realne zagrożenie. Ale przecież ma być ekologicznie…

Z pewnością warto przyglądać się trendom panującym w dużych aglomeracjach. Z czasem bowiem owa „moda” przeniesie się na mniejsze miasta, które także będą musiały dokonać „ekorewolucji”.

Kraków niech będzie ostrzeżeniem… Tu żyje się coraz gorzej… A Ty obywatelu? Płacz i płać!

Marcin Austyn

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie