Wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu, pomimo wielkiego niezadowolenia sojuszników i powszechnej krytyki (spowodowanej chaotycznym działaniem) może mieć cel strategiczny. Turecki dziennik „Daily Sabah” sugeruje, że w pewnym sensie Amerykanie zachęcają do geopolitycznej rywalizacji Chin i Rosji o wpływy w Azji Środkowej. To z kolei – co potwierdzają sugestie Jake’a Sullivana, obecnego doradcy prezydenta Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego – może utrudnić Pekinowi zdobycie pozycji hegemona.
Chociaż wynikająca z ewakuacji „próżnia władzy” wpływa bezpośrednio na Indie, Pakistan, Turcję i Iran, najważniejszym celem pozostaje skłócenie dwóch współpracujących, ale i rywalizujących państw, Rosji oraz Chin, chcących podważyć Pax Americana. To, co wydaje się straszliwą porażką Zachodu – przede wszystkim ucierpiał wizerunek Waszyngtonu jako sojusznika i mocarstwa – docelowo może być przemyślanym z premedytacją celowym działaniem, mającym doprowadzić do osłabienia Państwa Środka.
Chiny i Stany Zjednoczone, które coraz zacieklej rywalizują, prezentują odrębne podejście strategiczne do Azji Środkowej w porównaniu z innymi częściami świata. Zaostrzenie rywalizacji między tymi krajami było widoczne nie tylko za administracji Donalda Trumpa, ale także za prezydentury Joe Bidena. Po spotkaniu w dniach 18-19 marca br. na Alasce więzi między Pekinem a Waszyngtonem zostały poważnie nadwerężone. Pierwsze osobiste rozmowy na wysokim szczeblu między przedstawicielami dwóch największych gospodarek świata od czasu objęcia urzędu przez prezydenta Joe Bidena rozpoczęły się ostrą krytyką z obu stron.
Wesprzyj nas już teraz!
Sekretarz stanu USA Antony Blinken, do którego dołączył doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta (jeden z najmłodszych w historii) Jake Sullivan, zarzucał chińskim odpowiednikom coraz bardziej agresywną postawę wobec Tajwanu, internowanie muzułmańskich mniejszości w zachodniej prowincji Sinciang, brutalne tłumienie demokracji w Hongkongu i wywieranie silnej presji ekonomicznej na Australię. Yang Jiechi, członek Biura Politycznego KPCH i najwyższy rangą wysłannik chińskiego przywódcy Xi Jinpinga, który reprezentował Pekin na Alasce wraz z ministrem spraw zagranicznych Wang Yi, oskarżył Amerykanów o utrzymywanie „mentalności zimnowojennej” i próby „podżegania” innych państw do ataku na Chiny. Doradcy Bidena mają nadzieję, że w Azji Środkowej, gdzie narasta nie tylko współpraca – od czasu aneksji Krymu przez Rosję – ale także rywalizacja między Chinami i Rosją, uda się stworzyć warunki sprzyjające osłabieniu dwóch konkurentów.
Dwie drogi Chin do hegemonii
Rok temu Jake Sullivan, obecny doradca Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego, oraz prof. Hal Brands ze Szkoły Zawansowanych Studiów Międzynarodowych Henry’ego A. Kissingera na Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, wyraźnie dali do zrozumienia w swoim tekście pt. „China has two paths to global domination”, że najważniejsze dla Ameryki jest uwolnienie potencjału z Afganistanu i skupienie się na powstrzymaniu ambicji supermocarstwowych Chin Xi Jinpinga, które chcą wraz z Rosją podważyć dotychczasowy porządek międzynarodowy i zakwestionować przywództwo Ameryki. Wskazując na te ambicje na różnym polu przypomnieli, że Chiny weszły w „nową erę” – jak to ogłosił Xi w 2017 roku – by „zająć centralne miejsce na świecie”. A dwa lata później Xi wykorzystał ideę „nowego Długiego Marszu”, aby opisać pogarszające się stosunki Chin z Waszyngtonem. Nawet strategiczne wstrząsy, które powstały w Chinach, stały się wizytówką geopolitycznych aspiracji Pekinu, np. kryzys koronawirusowy był okazją do projekcji chińskich wpływów i wprowadzenia modelu chińskiego za granicą.
Sullivan, będąc wówczas starszym pracownikiem w Carnegie’s Geoeconomics and Strategy Program, a także Magro Family Distinguished Fellow w Dartmouth College, stwierdził, że Pekin przestał już ukrywać swoje ambicje i Chiny dążą do ustanowienia siebie jako wiodącej potęgi świata.Zdaniem Sullivana i Brandsa, istnieją dwie drogi, prowadzące do tego celu. Pierwsza, na której skupiali się dotychczas amerykańscy stratedzy, „biegnie przez ojczysty region Chin, a konkretnie przez zachodni Pacyfik. Koncentruje się na budowaniu regionalnego prymatu jako trampoliny dla globalnej potęgi i wygląda na dość znajomą drogę, jaką kiedyś obrały same Stany Zjednoczone” – piszą autorzy. Druga „jest zupełnie inna, ponieważ wydaje się przeczyć historycznym prawom strategii i geopolityki. Podejście to skupia się nie tyle na budowaniu pozycji o niepodważalnej sile na zachodnim Pacyfiku, ile na oskrzydlaniu amerykańskiego systemu sojuszniczego i obecności w tym regionie poprzez rozwijanie gospodarczych, dyplomatycznych i politycznych wpływów Chin w skali globalnej”. Zdaniem autorów, pytanie którą z tych „dróg” Chiny powinny obrać, jest naglące dla pekińskich, jak i amerykańskich strategów.
Gdyby przyjąć konwencjonalne myślenie, Chiny będą próbowały rozszerzyć globalne wpływy, najpierw budując regionalną hegemonię. Nie oznacza to okupacji krajów sąsiednich (z potencjalnym wyjątkiem Tajwanu), tak jak robił to Związek Radziecki podczas zimnej wojny. „Oznacza to jednak, że Pekin musi stać się dominującym graczem na zachodnim Pacyfiku, aż do pierwszego łańcucha wysp (który biegnie od Japonii przez Tajwan po Filipiny) i dalej; musi uzyskać skuteczne weto w sprawie bezpieczeństwa i wyborów gospodarczych swoich sąsiadów; musi rozbić sojusze Ameryki w regionie i coraz bardziej oddalać amerykańskie siły zbrojne od wybrzeży Chin. Jeśli Chiny nie będą tego w stanie zrobić, nigdy nie będą miały bezpiecznej bazy regionalnej, z której mogłyby projektować potęgę na cały świat”.
Pekin musiałby skupić się na obronie wrażliwych peryferii morskich, zamiast atakować. Tak długo, jak Waszyngton utrzyma silną pozycję militarną wzdłuż pierwszego łańcucha wysp, mocarstwa regionalne – od Wietnamu przez Tajwan po Japonię – będą starały się przeciwstawić wzrostowi Chin, zamiast się do niego dostosować. Autorzy analizy sugerują, że „Chiny nie mogą być prawdziwą światową potęgą, jeśli pozostaną otoczone sojusznikami USA i partnerami w dziedzinie bezpieczeństwa, bazami wojskowymi i innymi placówkami wrogiego supermocarstwa”. Pekin zaproponował Amerykanom podział wpływów w postaci koncepcji „Nowego modelu stosunków z dużymi krajami” sugerując, by Amerykanie pozostali po swojej stronie Pacyfiku, a Chiny po swojej. „Są jednak powody, by zastanawiać się, czy rzeczywiście jest to droga, którą pójdą Chiny, jeśli faktycznie dążą do osiągnięcia statusu globalnego supermocarstwa?” – pytają autorzy. Jak dodają, „w stosunkach międzynarodowych zawsze istnieje wielkie niebezpieczeństwo lustrzanego odbicia, to znaczy założenia, że przeciwnik widzi świat w taki sam sposób jak my lub będzie próbował odtworzyć nasze własne doświadczenie. Jest to szczególnie widoczne w tym przypadku, ponieważ Pekin musi już teraz zdawać sobie sprawę, że Chinom będzie znacznie trudniej podporządkować swoje regionalne peryferia niż Stanom Zjednoczonym”.
Dlatego – zdaniem autorów – Pekin może wybrać drugą drogę wiodącą do globalnego przywództwa: drogę na zachód, skupiając się na budowaniu nowego, porządku w dziedzinie bezpieczeństwa i gospodarki na obszarze euroazjatyckim i Oceanie Indyjskim, jednocześnie wzmacniając, a właściwie zajmując centralną pozycję w globalnych instytucjach. Przy takim podejściu Chiny niechętnie zaakceptowałyby fakt, że nie mogą wyprzeć Stanów Zjednoczonych z Azji ani wypchnąć amerykańskiej marynarki wojennej poza pierwszy łańcuch wysp zachodniego Pacyfiku, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Zamiast tego kładłaby coraz większy nacisk na kształtowanie światowych reguł ekonomicznych, standardów technologicznych i instytucji politycznych na swoją korzyść. Główną przesłanką alternatywnego podejścia byłoby to, że potęga gospodarcza i technologiczna jest fundamentalnie ważniejsza niż tradycyjna potęga militarna w ustanawianiu światowego przywództwa i że fizyczna strefa wpływów w Azji Wschodniej nie jest koniecznym warunkiem utrzymania takiego przywództwa. Zgodnie z tą logiką Chiny – uważają Brands i Sullivan – mogłyby po prostu nadal zarządzać równowagą militarną na zachodnim Pacyfiku, zwracając uwagę na swoje bezpośrednie peryferia, a zwłaszcza na swoje roszczenia terytorialne poprzez doktrynę antydostępu/odmowy dostępu do obszaru, powoli przesuwając korelację sił na swoją korzyść. Wszystko to – a także inne instrumenty władzy – miałoby służyć osiągnięciu globalnej dominacji.
Innymi słowy potęga ekonomiczna zostałaby przekuta na wpływy polityczne. Chiny zachowałyby przewagę innowacyjną nad resztą świata i zdolność do kształtowania kluczowych instytucji międzynarodowych oraz ustalania kluczowych zasad globalnego postępowania. Wiązałoby się to z poszerzaniem ambicji Inicjatywy Pasa Szlaku w Eurazji i Afryce.
Dlaczego USA podważają suwerenność narodową i kładą nacisk na szeroko pojmowane „prawa człowieka”?
Sullivan i Brands przy okazji swoich wywodów wyjaśniają, dlaczego obecnie administracja Bidena tak wielką rolę przywiązuje do podważania suwerenności narodowej pod pozorem wzmacniania szeroko pojętych praw człowieka (ideologia gender itp.). Chiny ich zdaniem, a także Rosja – za pośrednictwem ONZ i innych instytucji – starają się wzmocnić swoją pozycję w strukturach międzynarodowych i uniknąć krytyki za łamanie praw człowieka, eksponując znaczenie suwerenności narodowej państw. Autorzy oskarżają Pekin o „powszechne” i „natrętne” wysiłki mające na celu „wpłynięcie na dyskurs polityczny w krajach demokratycznych, w tym w Australii, na Węgrzech i w Zambii. Pekin szybko wzmacnia również swoją dyplomatyczną siłę oddziaływania, wyprzedzając Stany Zjednoczone w liczbie placówek dyplomatycznych zakładanych na całym świecie i stale rozszerzając swoje wpływy w wielostronnych instytucjach finansowych, gremiach klimatycznych i handlowych oraz innych kluczowych organach ustalających zasady”. To Chiny – przywołują opinie Tarun Chhabra z Brookings Institution – prowadzą ofensywę ideologiczną, której „skumulowanym efektem jest rozszerzenie przestrzeni dla autorytaryzmu i zawężenie przestrzeni dla przejrzystości oraz demokratycznej odpowiedzialności”.
Autorzy podkreślają, że Chiny rozszerzają także sieć baz wojskowych poza chińskie wybrzeże, poczynając od Dżibuti i rozpoczęły strategię osłabiania oraz dzielenia struktury sojuszy Zachodu, obłaskawiając kraje Europy Wschodniej i próbując zniszczyć więzi między Stanami Zjednoczonymi a ich azjatyckimi sojusznikami. Wszystko to dzieje się w czasie, gdy USA wycofały się z tradycyjnej roli gwaranta porządku. Światowego. Sullivan i Brands obawiają się, że sięganie po globalne przywództwo przez Chiny jest po prostu sposobem na oskrzydlenie amerykańskich pozycji na zachodnim Pacyfiku – uczynienie jej nie do utrzymania poprzez akumulację wpływów gospodarczych i dyplomatycznych, a nie przez nacisk polityczno-wojskowy lub konfrontację. Ich zdaniem, chińska strategia wydaje się obecnie łączyć elementy „dwóch dróg”. Dodają jednak, że „jest całkowicie możliwe, że Pekin ostatecznie nie pójdzie z powodzeniem żadną z nich, jeśli jego gospodarka lub system polityczny załamie się lub jeśli konkurenci zareagują skutecznie”. Postulują więc, by USA zarzuciły starą ścieżką samo-sabotażu.
Amerykanie nie rezygnują z wpływania na wydarzenia w regionie
Amerykańscy wojskowi wskazują, że pomimo wycofywania się z Afganistanu Waszyngton poszukuje sposobu na utrzymanie zdolności do gromadzenia informacji wywiadowczych i projekcji władzy w tym kraju, co mogłoby się odbyć np. poprzez ustanowienie szczątkowej obecność wojskowej w sąsiednich państwach Azji Środkowej. W tym celu ekipa Bidena wysłała do krajów Azji Południowej na początku maja br. Zalmay Khalilzada, specjalnego przedstawiciela USA ds. Afganistanu, aby po wycofaniu z Afganistanu określić możliwości potencjalnego rozmieszczenia ograniczonego liczebnie personelu wojskowego i wywiadowczego. Nie jest to nowy pomysł, bo po wynegocjowaniu pierwszych umów dwustronnych jesienią 2001 roku Stany Zjednoczone utrzymywały siły w Karshi-Chanabad w Uzbekistanie do 2005 roku oraz w Manas w Kirgistanie do 2014 roku.
Chiny i Rosja w dużej mierze poparły początkową ofensywę Amerykanów przeciwko talibom, Al-Kaidzie i innym grupom islamistycznym w Afganistanie. Z czasem jednak oba kraje zmieniły podejście do obecności Amerykanów wskutek rosnącej liczby napięć w regionie. Oba państwa dostrzegają zagrożenie dla stabilności regionalnej, ale także możliwości wykorzystania próżni bezpieczeństwa i pozycjonowania się jako regionalni gracze.
Prezydent Rosji Władimir Putin, który zgodził się na wstępne rozmieszczenie sił amerykańskich w Azji Środkowej, po wybuchu pierwszych „kolorowych rewolucji” w Gruzji i na Ukrainie zaczął kwestionować konieczność amerykańskiej obecności w Uzbekistanie i Kirgistanie. W 2005 roku Moskwa przekonała partnerów w Szanghajskiej Organizacji Współpracy – w tym Chiny – do przyjęcia oświadczenia wzywającego Waszyngton do ustalenia harmonogramu wycofania z Azji. Pekin zaczął się bardziej przejmować amerykańską obecnością po 2014 r.
Wcześniej także i Chiny wsparły „amerykańską krucjatę” przeciwko terroryzmowi, zaniepokojone poparciem talibów dla grup separatystycznych w Sinciangu. Zainteresowanie Pekinu regionem wzrosło wraz z obawami o sytuację w Sinciangu i przekonaniem, że rozwój gospodarczy oraz wyższy standard życia uchroni cały region przed destabilizacją. Temu m.in. miała służyć Inicjatywa Pasa i Szlaku, zapewniająca ramy dla budowy infrastruktury – w tym także wywiadowczej – na dużą skalę i innych inwestycji w Azji Środkowej. Region, dzięki położeniu w głównych korytarzach tranzytowych, nabrał w chińskiej myśli strategicznej ogromnego znaczenia. Chodziło m.in. o przezwyciężenie tzw. dylematu Malakki: niezdolności Chin do zabezpieczenia morskich linii komunikacyjnych w razie kryzysu relacji z Waszyngtonem.
Wraz ze wzrostem współpracy gospodarczej i coraz większymi ambicjami geopolitycznymi Rosji oraz Chin rośnie także zaniepokojenie. Chińczycy „wchodzą coraz głębiej” w tradycyjną strefę wpływów Moskwy w Tadżykistanie, Turkmenistanie oraz Kazachstanie, oferując nie tylko współpracę ekonomiczną, ale także militarną (sprzedaż broni i szkolenia). W maju tego roku szef dyplomacji chińskiej, Wang Yi po spotkaniu z innymi ministrami państw środkowoazjatyckich podkreślił, że „Azja Środkowa nie jest ani sceną, na której żadne mocarstwo nie może przeprowadzić kolorowej rewolucji, ani miejscem, w którym jakiekolwiek mocarstwo mogłoby próbować zasiać ziarno niezgody”. Wraz z wycofaniem Amerykanów, Pekin wchodzi w rolę mediatora, podobnie jak Rosja. Chińczycy zasugerowali, że są otwarci na ewentualne rozmieszczenie sił pokojowych w Afganistanie.
Afganistan odgrywa ważną rolę w rosyjskiej kulturze strategicznej. Od XIX wieku Rosja postrzega kraj jako swoją najbardziej wysuniętą na południe flankę strategiczną i arenę rywalizacji z Zachodem. Rosja, podobnie jak Chiny, nawiązała kontakty z wieloma partiami politycznymi i grupami zbrojnymi w Afganistanie, w tym z talibami, z którymi w 2019 r. rozpoczęła negocjacje. Moskwa zwołała też mocarstwa regionalne w „formacie moskiewskim”, by wypracować „regionalny konsensus w sprawie rozwiązania konfliktu”. Rosjanie obawiają się wzrostu siły islamskich bojówkarzy. Rosyjski analityk polityki zagranicznej Siergiej Karaganow przyznał, że Moskwa gra w bardzo skomplikowaną grę – czasami kogoś wspierając, czasami pomagając komuś innemu. Dodał, że najważniejsze jest, by nie dopuścić do rozszerzenia „choroby afgańskiej”, czyli terroryzmu, na sąsiednie obszary – tak w Indiach, jak i w Azji Środkowej.
Rządy państw Azji Środkowej, a także Rosji i Chin stoją w obliczu zagrożeń ze strony etnicznego separatyzmu, handlu narkotykami i rozwoju politycznego islamu. Obawiając się wstrząsów Chiny, Rosja, Kazachstan, Tadżykistan, Uzbekistan i Kirgistan utworzyły w czerwcu 2001 roku Szanghajską Organizację Współpracy (SCO) w celu utrzymania geopolitycznego status quo, zobowiązując się do walki z „potrójnym złem”: terroryzmem, separatyzmem i ekstremizmem. Jednak między dwoma partnerami, Chinami i Rosją, narasta napięcie w związku z ekspansją Pekinu na bogate w surowce energetyczne i pierwiastki ziem rzadkich tereny państwa Azji Środkowej.
Eksport gazu z tego regionu do Rosji spadł o 60 procent od 2009 roku, gdy rezerwy surowców zaczęły trafiać do Chin. Pekin wykorzystuje dostęp do środkowoazjatyckich rezerw gazu ziemnego do negocjowania korzystnych warunków kontraktów handlowych z Moskwą. Chińska Inicjatywa Pasa i Szlaku posiada rosyjskiego konkurenta w postaci Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG). Tyle, że ta ostatnia traci na znaczeniu, choć EUG miała być czymś w rodzaju UE.
Rosja utrzymuje znaczne zasoby wojskowe w kilku państwach Azji Środkowej i zobowiązała się do pomocy wojskowej o wartości ponad miliarda dolarów, aby pomóc Tadżykistanowi w walce z islamistycznymi rebeliantami. Chiny i Rosja mają wspólny interes w kontrolowaniu etnicznego separatyzmu w regionach z większością muzułmańską. Najgorszym scenariuszem dla Chin, Rosji i państw Azji Centralnej byłaby regionalna dezintegracja połączona ze wzrostem geostrategicznej rywalizacji chińsko-rosyjskiej. Być może Amerykanie liczą na wywołanie niepokojów etnicznych i zaostrzenie rywalizacji wielonarodowych państw Rosji i Chin. Ewentualne kłótnie i trudności gospodarcze mogliby wykorzystać islamiści oraz separatyści do szerzenia przemocy w regionach przygranicznych Rosji i Chin.
W ostatnich latach Pekin intensywniej patroluje Korytarz Wachański i rozbudowuje siatkę szpiegowską w Afganistanie. Państwo Środka liczy jednak, że rozwój gospodarczy regionu przyczyni się do stabilizacji Afganistanu, który miałby być włączony do Inicjatywy Pasa i Szlaku, stajać się ważną częścią Korytarza Gospodarczego Chiny-Pakistan. Z taką propozycją po raz pierwszy Pekin wyszedł w roku 2017. Trzy lata później rozpoczął się handel reeksportowy Afganistanu przez port Gwadar w Pakistanie.
Analityk Yun Sun z Stimson Center sugeruje, że „na dłuższą metę chińska społeczność polityczna pozostaje głęboko sceptyczna wobec intencji USA i zakłada, że Stany Zjednoczone utrzymają i wykorzystają swoje wpływy w Afganistanie, aby realizować swoje interesy. Co więcej, Pekin obawia się, że Stany Zjednoczone – uwolnione od wojskowego zaangażowania w Afganistanie – wykorzystają teraz ten kraj do podważenia regionalnej pozycji i kluczowych interesów Chin”. Chińczycy podejrzewają, że amerykańskie wyjście z Afganistanu może być „pułapką”. Co niektórzy sugerują, że chiński ruch, by wypełnić próżnię władzy w Afganistanie, byłby rzeczywiście odważnym posunięciem geopolitycznym, ponieważ żadne mocarstwo nigdy nie było w stanie kontrolować przez dłuższy czas przestrzeni od Chin do Morza Śródziemnego. Nawet Mongołowie, którym udało się zjednoczyć tę przestrzeń, widzieli, jak ich imperium podzieliło się na cztery walczące ze sobą części i ostatecznie się rozpadło.
Jeśli wycofanie się z Afganistanu rzeczywiście byłoby „amerykańską sztuczką”, to byłoby to nawiązanie do tego, co mocarstwa morskie zrobiły w przeszłości, aby zapobiec dominacji mocarstw kontynentalnych. W czerwcu br. w czasie szczytu Biden-Putin, prezydent Rosji miał zaoferować Amerykanom możliwość wykorzystania rosyjskich baz wojskowych w Azji Środkowej do zbierania informacji wywiadowczych z Afganistanu. Waszyngtońscy stratedzy uważają, że Rosja mogłaby współpracować z USA w celu pokazania Chinom, że to Moskwa, a nie Pekin rządzi w regionie.
Niedawno szef dyplomacji chińskiej wezwał Amerykę, by zmieniła „podwójne standardy walki z terroryzmem” i uznała islamski Ruch Wschodniego Turkiestanu za organizację terrorystyczną. Wcześniej administracja Trumpa wykreśliła ruch ze swojej listy. Wang wezwał Waszyngton, by usunięto przeszkodę dla współpracy chińsko-amerykańskiej w sprawie Afganistanu i międzynarodowej współpracy antyterrorystycznej. – W obliczu różnych globalnych wyzwań i pilnych problemów regionalnych, oba kraje powinny prowadzić koordynację i współpracę, na czym zależy społeczności międzynarodowej – stwierdził Wang.
Agnieszka Stelmach