Sąd w Los Angeles pozostaje nieugięty. Ocenił, że Roman Polański musi stanąć przed sądem i odpowiedzieć za gwałt, którego dopuścił się kilkadziesiąt lat temu na 13-letniej Samanthcie Geimier. Sprawa wróciła na wokandę, ponieważ poszkodowana złożyła prośbę o jej zakończenie.
Geimier argumentowała, że zakończenie sprawy zaoszczędzi wielu cierpień jej i rodzinie. Jednak amerykański sąd postanowił dążyć do ukarani sprawcy gwałtu.
Wesprzyj nas już teraz!
– Oskarżony nie chce stosować się do nakazów sądowych; ucieka przed wymiarem sprawiedliwości – argumentował swoją decyzję sędzia Scott Gordon. Podkreślał też, że Polański musi wrócić do Kalifornii, jeśli chce rozstrzygnięcia sprawy. Słynny reżyser podejmował kilkakrotnie próby jej zakończenia, ale bez konieczności stawania osobiście przed sądem.
Do gwałtu, którego dopuścił się reżyser, doszło w 1977 roku. Wówczas podał on narkotyki 13-letniej Samanthcie Geimier, a następnie wykorzystał ją seksualnie. Sprawa trafiła do sądu. Na mocy zawartej wtedy ugody Polański przyznał się – w zamian za oddalenie zarzutów. W ramach tej ugody spędził 42 dni w areszcie. Przed ogłoszeniem wyroku opuścił jednak USA w obawie, że sędzia nie dotrzyma jej warunków.
Od wielu lat uciekinier nie może wjechać na teren USA. Jeśli przyjedzie do Stanów, zostanie bowiem natychmiast aresztowany.
Źródło: rmf24.pl
ged