27 kwietnia 2023

„Ania z Zielonego Wzgórza” – tytułowa bohaterka książki, na której wychowały się miliony dzieci na świecie – była lesbijką… Kleopatra, legendarna władczyni Egiptu – Murzynką… Hercules Poirot, legendarny detektyw, był homofobem. Staś Tarkowski – główny bohater „W pustyni i w puszczy” – rasistą. Do takich wniosków doszli nowocześni humaniści, którzy w absolutnie każdym dziele filmowym, literackim, muzycznym etc., które jest starsze niż tydzień, doszukują się „wątków LGBT”, „męskiego szowinizmu”, „katolickiego patriarchatu, którego emanacją była hiszpańska inkwizycja”, „antysemityzmu” czy „białego kolonializmu”.

„Alfabet szulerów”, czyli wiem, jak oni działają

W bardzo dobrej książce pt. „Salon 2. Alfabet szulerów” Waldemar Łysiak opisuje degenerujący wpływ tzw. liberalno-lewicowych elit na wszelką twórczość artystyczną – od malarstwa, rzeźby i literatury do filmu, teatru czy spektakli telewizyjnych.

Wesprzyj nas już teraz!

„Charles Morazé słusznie podniósł, iż Kultura to jest to, co kształtuje uczciwego człowieka, zaś cywilizacja to jest to, co on sam kształtuje (1974). Twory artystyczne są więc tworami kulturowymi na drodze cywilizowania się człowieka. Cały kłopot (i przyczyna pisania przeze mnie tego eseju) leży dziś w tym, że obecna twórczość artystyczna de-cywilizuje człowieka, lansując neo-barbarzyństwo”, czytamy w dziele jednego z najbardziej poczytnych polskich pisarzy.

„Gdyby chciało się to ująć jednym zdaniem, trzeba byłoby rzec, iż kulturę coraz forsowniej zastępuje tzw. kontrkultura, czyli antykultura – wszelka kulturowa mierzwa. Zjawisko kontrkulturowości artystycznej jest bardzo stare, lecz credo upowszechnione zrobiła z kontrkulturowości młodzieżowa kontestacja szóstej dekady XX wieku. Ten buntowniczy nurt miał nawet swoją piosenkę, zwaną dziś hymnem pokolenia kontrkultury: We Shall Overcome (Zwyciężymy) śpiewaną przez młodą komunistkę Joan Baez. (…) Kontrkultura zrobiła się zabójczo groźna, kiedy pałeczkę postępu przejął od czupurnych młodziaków i awangardowych twórców wszechmocny Salon (elity liberalno-lewicowe – red.), który prócz skutecznych (bo masowych) środków promocji perswazji stosuje opiniotwórczy terror”, pisze dalej autor.

Następnie Łysiak wymienia kilka przykładów „kulturowego zbydlęcenia”, które mogło i nadal może liczyć na parasol ochronny lewicowo-liberalnych elit. Zdecydowana większość z nich ma charakter antykatolicki, bluźnierczy i świętokradczy. „Dzieła sztuki” opisane przez Łysiaka są tak wulgarne, obsceniczne i pornograficzne, że oczy bolą od samego czytania o nich, a profanacyjny spektakl „Klątwa”, który wywołał w Polsce burzę, wydaje się przy nich niewinną opowiastką dla dzieci i młodzieży.

„Za przyzwoleniem tudzież błogosławieństwem Salony współcześni geniusze barwią ready-mades, pornografizują, fekalizują, bluźnią etc., bo są głupi, źle wychowani, źle wykształceni, zdegenerowani i zbuntowani przeciwko sztuce tradycyjnej. Mają coś z Talibów, którzy rozwalili bezcenne skalne posągi Buddy w Bamiyan. Mają rozgłos. Mają dużo kasy. Nie mają tylko klasy oraz szansy, by mega arbiter Czas uznał ich prowokacje za sztukę. Są wytwórcami odpadków”, konkluduje Waldemar Łysiak.

Pierwsze wydanie książki „Salon 2. Alfabet szulerów” miało miejsce w roku 2006. Chyba nawet Waldemar Łysiak w najgorszych snach nie przewidywał, że opisany przez niego mechanizm działania piewców i promotorów antykultury tak szybko wykona kilka kroków naprzód i na swój sposób ewoluuje…

W służbie ideologii

W czasach tzw. głębokiej komuny nie było dziedziny kultury i sztuki, która nie służyłaby promowaniu marksizmu-leninizmu oraz zwalczaniu kapitalizmu, a także „zachodniego imperializmu”. Sztandarowym przykładem jest okres 1949-1955, czyli tzw. polski socrealizm.

W książce „Człowiek z ekranu” prof. Grażyna Stachówna pisze:

„Nikt chyba, poza badaczami tej epoki, z własnej i nieprzymuszonej woli nie czyta powieści, nie ogląda filmów, nie kontempluje obrazów, ani nie słucha muzyki pochodzącej z czasów tzw. socrealizmu, zwanego też okresem kultu jednostki lub okresem błędów i wypaczeń. Okazjonalne przeglądy czy wystawy tamtej sztuki funkcjonują obecnie jako szokujący dowód dominacji ideologii nad zdrowym rozsądkiem twórców i propagandy nad przyzwoitością odbiorców, ze smutkiem i zawstydzeniem wspominane przez starszych uczestników kultury, a z rozbawieniem rozpatrywane przez młodzież. To charakterystyczne – młodzi pytają: jak to w ogóle było możliwe, starzy milczą, tłumaczą coś niejasno lub grzmią o obcych wpływach, przymusie i zniewoleniu. Cały zaś dorobek socrealizmu – powieści poświęcone przodownikom pracy, wiersze o Stalinie i wielkości planu sześcioletniego, filmy o hutnikach i sabotażystach, obrazy przedstawiające traktorzystki i żylastych robotników, wreszcie entuzjastyczne i marszowe pieśni o zwycięstwie – zgodnie złożono na śmietniku historii sztuki, na który zagląda się rzadko i z zażenowaniem”.

Prof. Stachówna bez wątpienia ma rację – socrealizm został złożony na śmietniku historii sztuki, ale mechanizmy kulturowe, które wówczas zostały wypracowane, rozprzestrzeniły się i dzisiaj dominują niemal na całym świecie. Literatura, malarstwo, filmy etc. mają służyć określonej ideologii – neomarksizmowi, który aktualnie opiera się na dwóch kluczowych kwestiach: krytycznej teorii rasy i gender.

Czym jest krytyczna teoria rasy?

„Każdy wytwór ludzkich rąk myśli, każde zachowanie, relacja społeczna, instytucja etc. – wszystko, co ludzkie, nawet instynkty, początek swój mają we wrodzonym dla rasy białej rasizmie. Bez obalenia tego pierwotnego grzechu niemożliwa jest naprawa świata. Tak jak chrześcijanie przychodzą na świat w grzechu pierworodnym Adama i Ewy, tak biali przychodzą w grzechu rasizmu i jeśli inni grzeszni się stają, to dlatego, że zostali przez białych i uprzywilejowanych zarażeni. To się zaczyna już na poziomie właśnie instynktu, z którym należy walczyć. I tak rasistami są nawet niemowlaki, które z większą otwartością reagują na widok innych maluchów o takim samym kolorze skóry co one, niż na te z innym. Antyrasiści zwalczą takie odruchy u niemowlaków. I dalej postępuje to przez wszystkie etapy życia. W świecie krytycznej teorii dla dziecka są w wychowaniu tylko dwie drogi: albo zostanie rasistą, albo antyrasistą, a więc przyjmie krytyczną teorię rasową i czynną postawę walki z wszelkimi przejawami rasizmu, jakie CRT wskaże. Nie wystarczy nie być rasistą, bo tak naprawdę oznacza to zgodę na rasizm. A więc ktoś, kto nie jest antyrasistą automatycznie, jest rasistą. Wedle tej teorii biali zbudowali struktury, które mają ich przewagę i przywileje utrzymywać. System społeczny, a nawet organizacja rodziny służy umacnianiu władzy białych i ciemiężeniu innych. Ostatecznym wykwitem opresyjnego systemu są nieodłącznie kapitalizm i patriarchat. W krytycznej teorii biała kobieta jest mniej winna niż biały, heteroseksualny mężczyzna, bo to on ten system opresji zbudował”, wyjaśnia na łamach witryny Warsaw Enterprise Institute Dariusz Matuszak.

Jakie są z kolei kluczowe twierdzenia teorii gender?

„Po pierwsze, że płeć biologiczna ludzi nie ma znaczenia dla ich tożsamości. Po drugie, że można w nieskończoność wybierać pomiędzy płcią męską a żeńską, ciągle je zmieniać. Po trzecie, że istnieje tylko jedno kryterium moralne dla zachowań seksualnych: zasada konsensusu. Wszystko jest dozwolone, jeżeli partner seksualny się na to zgadza. To nie ma nic wspólnego z nauką, ale z ideologią – a zatem z fałszywą świadomością – już wszystko. Każda komórka każdego człowieka jest albo męska (chromosom XY), albo żeńska (chromosom XX). Gdy kobieta robi z siebie mężczyznę, pozostaje kobietą, która przez całe życie będzie potrzebować męskich hormonów i która świadomie okalecza swoje ciało. Odwrotnie, gdy mężczyzna robi z siebie kobietę, a uprawia na przykład sport dla kobiet, konkurentki nie mają z nim żadnych szans, bo jako mężczyzna góruje nad nimi fizycznie. Z kolei zniesienie wszystkich granic moralnych w seksualności oznacza rozłączenie jedności człowieka złożonej z ciała, ducha i duszy. Żaden człowiek nie będzie szczęśliwy, jeżeli stłumi pragnienie trwałej miłości. Żadne małżeństwo i żadna rodzina nie przetrwa bez wierności między małżonkami”, wyjaśniała w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” Gabriele Kuby.

Temu właśnie służy współczesna sztuka, a jeśli przy okazji uda się uderzyć w Kościół katolicki, to tym lepiej. Rewolucja, której odnogą są wyżej opisywane mechanizmy, uwielbia plucie na Chrystusa, Ewangelię i chrześcijan.

Nie ma sensu wymieniać kolejnych produkcji, w których mamy do czynienia z odpowiednio zachowanym parytetem rasowym i genderowym. Nie ma sensu przypominać, jak wielu postaciom historycznym kreatorzy nowej marksistowskiej kultury zmienili kolor skóry bądź płeć. Oni będą to robić, bo wierzą, że tak trzeba. Większym problemem jest coś innego – to co robią tak zwani ludzie nauki.

Gwałt na nauce

„Czas jest rasistowski, dzieci są bezużyteczne, wegetarianizm ma wpływ na patriarchat – aż trudno uwierzyć, że ktoś może wygłaszać takie sądy i na dodatek mieć tytuł naukowy. Ale to się dzieje. Zachodnie uczelnie są pełne propagatorów i wyznawców tego typu bzdurnych idei”, pisze na łamach tygodnika „Sieci” Aleksandra Rybińska.

Publicystka zauważa, że za sprawą poprawności politycznej na wielu zachodnich uczelniach prowadzi się badania nad wszelkiej maści odmianami gender i właściwymi pod względem lewicowej ideologii fobiami. Na potwierdzenie przytacza kilkanaście przykładów „absurdalnych lewicowych pomysłów ostatnich lat”.

„Anne DeLessio Parson, wykładająca socjologię na stanowym uniwersytecie w Portland, stwierdziła że matematyka jest rasistowska, ponieważ służyła w przeszłości do liczenia czarnych i brązowych ciał, czyli niewolników przez białych kolonizatorów”, opisuje Rybińska.

Kolejnym absurdalnym stwierdzeniem popisała się „znana krytyk kultury” Brittney Cooper, która oznajmiła, że „czas jest rasistowski”, ponieważ… został wymyślony przez białych Europejczyków, dla których miał wartość pieniężną.

Jeszcze dalej poszła „wschodząca gwiazda amerykańskich demokratów, propagatorka New Green Deal, zasiadająca w Izbie Reprezentantów” Alexandria Ocasio-Cortez. Jej zdaniem „uprawianie kalafiora to forma ekologicznego rasizmu”, ponieważ… „kalafior to warzywo białych ludzi, [warzywo] którego czarni nie lubią i nie potrafią nawet ugotować”.

Z kolei „filozof Raphael Samuel podał swoich własnych rodziców do sądu za to, że się urodził”. Mężczyzna oznajmił, że „przyszedł na świat wbrew swojej woli, a to stanowi naruszenie jego praw, w tym prawa do nieistnienia”.

Wszystkich wymienionych przebiła jednak prof. Jane Bone z Uniwersytetu Monasha w Australii. Przedstawiła „naukowe dowody” na to, że „małe krzesło jest kontrowersyjnym i niejednoznacznym artefaktem, który jest uważany za pewnik we wczesnym dzieciństwie”. Jej zdaniem, „małe krzesła z jednej strony hamują rozwój dziecka, a z drugiej są wyrazem stereotypowo sfeminizowanego miejsca pracy, skupionego na dzieciach i niepozwalającego wychowawcom się rozwijać i wyjść z ról płciowych”.

Na polskim podwórku wcale nie wygląda to lepiej…

20 kwietnia na najstarszej polskiej uczelni – Uniwersytecie Jagiellońskim odbył się wykład pt. „Czy Ania z Zielonego Wzgórza była lesbijką? Recepcje i interpretacje powieści L. M. Montgomery”.

Referat na temat rzekomych skłonności głównej bohaterki „Ani z Zielonego Wzgórza” do osób tej samej płci wygłosił na Wydziale Polonistyki UJ zadeklarowany homoseksualista, prof. Piotr Oczko. Wszystko odbyło się w ramach zebrania Katedry Teorii Literatury Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Ośrodka Badań Literatury Dziecięcej i Młodzieżowej.

Na Twitterze Uniwersytetu Jagiellońskiego napisano, że „podczas odczytu prof. Piotr Oczko (…) będzie mówił o recepcji książki L. M. Montgomery w Polsce i jej licznych przekładach”.

„Dodatkowo prelegent będzie relacjonował rozmaite współczesne interpretacje powieści w Kanadzie, prowadzone np. z perspektywy genologicznej, socjologicznej, historii dzieciństwa, kwestii wyznaniowych (…). Jeśli tytuł [prelekcji] sprawi, że czytelniczki i czytelnicy sięgną do powieści Montgomery ponownie, zdaniem prelegenta cel został osiągnięty”, stwierdzono.

Gdyby ktoś był złośliwy, to mógłby stwierdzić, że trochę mało postępowa ta najstarsza polska uczelnia. Dlaczego bowiem pracownik UJ z tytułem profesorskim będzie zastanawiał się nad tym, czy Ania z Zielonego była lesbijką, a nie przedstawicielką innej spośród 253 płci? Czyżby pracownicy UJ byli podświadomymi dyskryminatorami? Mało tego – dlaczego do dzisiaj nikt nie przygotował naukowej rozprawy o tym, że tak naprawdę „Ania z Zielonego Wzgórza” to opowieść o osobie, której w głębokim dzieciństwie zmieniono płeć i tak naprawdę była ona homoseksualistą, czego dowodzi jej ślub z mężczyzną, o czym czytamy w kolejnych częściach opowieści L. M. Montgomery?

Aż strach pomyśleć, co będzie dalej…

Tomasz D. Kolanek

KRZYSZTOF KAROŃ. NAJMOCNIEJSZE WYPOWIEDZI, OSTRE OPINIE

KRZYSZTOF KAROŃ. To on demaskował największe KŁAMSTWA LEWICY || Rozmowa PCh24

Ziemkiewicz i Karoń! Totalitaryzm 2.0! Jak się zbuntować?!

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(22)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie