„Minister obrony Niemiec, Boris Pistorius, publicznie przyznał, że zniesienie przez Niemcy poboru do wojska było błędem. Niezmiernie mnie ciekawi, co w tej samej sprawie sądzi minister obrony Polski, Władysław Kosiniak-Kamysz”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Gabryel.
Publicysta przypomina, że to właśnie partia, której aktualnie szefuje Kosiniak-Kamysz, czyli PSL razem z PO w roku 2009 formalnie zawiesiła, a faktycznie zniosła pobór do polskiej armii.
„Niemcy debatują dziś nad tym, jak sobie poradzić z podniesieniem jakości i liczebności Bundeswehry, w której służy dziś 181 tys. żołnierzy, czyli mniej więcej tyle, ile w siłach zbrojnych Polski, w których dysponujemy 175 tys. żołnierzy. A my – my w Polsce – na ten temat nie dyskutujemy, bo myśmy już po prostu zadekretowali, że nasza armia szybciutko – jakimś cudem – liczyć będzie 300 tys. żołnierzy, a najlepiej jeszcze więcej. A jakim cudem – to się zobaczy”, kpi zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Na koniec autor zwraca uwagę, że w całej dyskusji o liczebności i jakości stałej armii pomija się nie mniej ważne zagadnienie, jakim jest jakość i liczebność armii rezerwowej, czyli „tej składającej się z dobrze wyszkolonych i regularnie doszkalanych co najmniej grubych setek tysięcy, a jeszcze lepiej – kilku milionów polskich żołnierzy rezerwistów”.
„Finowie – naród znacznie od nas mniej liczny (Finów jest nieco ponad 5,5 mln, a nas prawie 38 mln) – już dziś mają w gotowości 900 tys. rezerwistów. A my – ilu my mamy dziś dobrze wyszkolonych i regularnie doszkalanych żołnierzy rezerwistów? Tajemnica wojskowa?!”, podsumowuje Piotr Gabryel.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG