Jednym z zarzutów liberałów przeciw chrześcijaństwu jest jego nadmierny jakoby ascetyzm. Współczesny wyzwolony człowiek – powiadają – nie przejmuje się ograniczeniami wynikającymi z religijnej etyki i może czynić, co chce. Czy aby na pewno? Okazuje się, że ograniczenia wynikające z lewackich ideologii są o wiele większe, a ich realizacja ani nie zbawia, ani nie daje szczęścia na ziemi.
Zacznijmy od tego, że chrześcijaństwo nie zobowiązuje do niewyobrażalnych wyrzeczeń. Przykazania Dekalogu stanowią w znacznej większości potwierdzenie prawa naturalnego. To zaś jest zapisane w ludzkich sercach niezależnie od wyznawanej wiary. Dekalog służy potwierdzeniu tych praw, gdyż w stanie po grzechu pierworodnym ludzie mylą się w ich odczytywaniu. Niektórzy wprawdzie biorą na siebie dodatkowe wyrzeczenia (np. śluby wieczyste), ale wynika to ze specjalnego powołania. Tak, czy owak Pan Bóg daje wystarczające siły, gdyż jak mówił Pan Jezus „jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28-30).
Wesprzyj nas już teraz!
Po drugie, choć chrześcijaństwo wiąże się z koniecznością wyrzeczeń, to podejmujący je człowiek może liczyć na nagrodę – i to niebagatelną, bo szczęście wieczne. Nie chodzi tu o źle rozumianą interesowność, lecz o spełnienie pragnienia szczęścia wpisanego w ludzką naturę. Chrześcijaństwo to pragnienie spełnia. Badania pokazują bowiem, że ludzie religijni są z reguły szczęśliwsi już na tym świecie. Do tego dochodzi wieczne szczęście w Niebie.
Różnica między chrześcijaninem a zwolennikiem radykalnej lewicy nie polega na tym, że ten drugi nie podejmuje wyrzeczeń, lecz na tym, że jego wyrzeczenia są bezcelowe. Weźmy na przykład polityczną poprawność. Jakąż „ascezę” podejmuje jej zwolennik! Tu nie ma Indeksu Ksiąg Zakazanych, lecz indeks słów zakazanych: „Murzyn”, „Żyd”, może nawet „ojciec” i „matka”. Zresztą indeks ten nie jest jasno określony, a naruszyć go można coraz łatwiej. Każde słowo może obrazić jakąś grupę, jakąś mniejszość – nie tylko kobiety i homoseksualistów, ale i młodych, starych, niskich, grubych czy garbatych. Zwrócisz się do kogoś w rodzaju męskim, a tu okaże się, że masz do czynienia z transgenderowcem. Żartów lepiej nie opowiadać, bo większość z nich kogoś obraża. Najlepiej w ogóle nie mówić nic.
Wegetarianizm, weganizm i inne bolączki
Przeciętny człowiek idzie do restauracji i wybiera w menu, co mu smakuje. Surówka, ziemniaki, desery, wino, piwo, jaja, mięso (kotlety, pieczenie, kurczaki, et cetera). Ale statystyczny wegetarianin? Tu mięsa nie można, więc od razu niemal połowa menu idzie do kosza. Pół biedy w restauracji, ale co jeśli na przykład w stołówce pracowniczej czy szkolnej podają tylko mięso i nie ma wyboru? Katolik, także ortodoksyjny, w piątek może wówczas mięso „wsunąć” i odprawić pokutę w innej formie. Co innego wegetariański radykał. Przecież nigdy nie wolno przyczyniać się do cierpień zwierząt – powie. Wówczas pozostaje rezygnacja z posiłku i głodowanie dla idei.
Mówimy o mięsie. Ale przecież białko zwierzęce zawierają także inne pokarmy. Tu trzeba być czujnym. Na swobodę sobie pozwolić nie wolno! Z diety odpada większość produktów, trzeba szukać specjalnych wege-barów czy innych takich miejsc. Udasz się w gości do znajomych, do cioci na imieniny i trzeba powiedzieć stanowcze „NIE”. Nic, że ciotce będzie przykro. Nie i już! Bo zwierzęta cierpią. Tak się wykuwa nowa wege-przyszłość.
Kult zdrowia
Współcześnie modna jest jeszcze asceza innego typu – zdrowotna. Z zewnątrz przypomina post, jednak jest często cięższa, a motywacja znacznie bardziej przyziemna. Jej radykalni zwolennicy chodzą co chwila na siłownię, biegają, niemal nie jedzą (jedzenie to w ogóle zło, powinni tego zabronić). No może jedzą, ale jakieś chemiczne obrzydlistwa, by pozwoliły zachować sylwetkę. Dyscyplina jest żelazna: biegaj, „pakuj”, trenuj i koniecznie informuj o tym na Facebooku. Pamiętaj, by nie popaść w samozadowolenie! I tak zawsze będziesz trochę za gruby, trochę za mało sprawny, a poza tym inni będą lepsi.
Ekologizm
Modny współczesny człowiek powinien być też ekologistą czy – jak to się nazywa teraz ekologiem. Nie znaczy tu jednak, że powinien znać się na nauce o powiązaniach między organizmami i między nimi a środowiskiem. Znajomość ekologii jako nauki jest nawet niewskazana. Mogłoby się wtedy okazać, że czasem na przykład należy ograniczyć populację danego gatunku. Ekologia (nauka) i „ekologia” (ideologia) to dwie różne kwestie.
Ale „ekolog”– ideolog nie zajmuje się jakimiś naukowymi sprawami. Zbyt zajęty jest obawą przed ekologiczną katastrofą. Przede wszystkim musi się bać, bo jakaś katastrofa na pewno nadejdzie. Topnienie lodów na biegunie, wycinanie lasów tropikalnych czy jeszcze co innego. Strach to klucz do ekologizmu.
Do strachu samokontrola. Kupuje tylko ekologiczne jajka (choć według badań niekoniecznie są lepsze), nie jeździ samochodem, bo to szkodzi. Sam zresztą ma wyrzuty sumienia, bo zanieczyszcza powietrze.
Lewicowcu – nie daj się zwieść !
Obraz ten może budzić sprzeciw. I słusznie! Jest bowiem przerysowany. Większość zwolenników lewicowych idei to normalni ludzie. Ba, niekiedy pełni dobrych intencji. Nie chodzi tu o pokpiwanie z nich, lecz o skłonienie do myślenia. Po cóż się katować, gdy wysiłek jest wielki, a korzyści żadne. Nie bójcie się, drodzy lewacy! Nie wyniszczajcie się na darmo! Cieszcie się życiem! Minus jest tylko taki, że musicie przestać być lewakami. Ale tego akurat „wyrzeczenia” nie pożałujecie.
Marcin Jendrzejczak