Po tym, jak lewicowy magazyn ujawnił osobiste dane kobiety prowadzącej Twitter-owy profil „Libs of TikTok”, na autorkę wylała się fala hejtu. Zaczęły do niej napływać groźby. W obawie o swoje zdrowie konserwatywna internautka musiała zmienić miejsce pobytu i obecnie pozostaje w ukryciu.
„Na Libs of TikTok znajdziemy wszystko: nauczycieli obiecujących, że będą transować swoich podopiecznych, matki wymuszające na małych chłopcach udawanie dziewczynek, groźby ze strony genderowych aktywistów, nastolatki opowiadające z dumą o swoim rzekomym rozdwojeniu jaźni… W sumie każdy kwaśny owoc, który zrodziła tęczowa rewolucja ostatnich dekad. Większość z tych nagrań pochodzi z popularnego wśród dzieci TikToka, który rodzice kontrolują rzadko lub wcale – nie brakuje jednak i strasznych nagrań z innych platform. Każdym postem Libs of Tiktok dzielą się też tysiące ludzi. Każdy z tych postów jest bowiem ostrzeżeniem dla rodziców (…)”, opisuje na łamach portalu tysol.pl popularne konto Twitterowe Waldemar Krysiak.
Jak informuje publicysta, 19 kwietnia „The Washington Post” opublikował artykuł, w którym ujawniono dane osobowe kobiety stojącej za konserwatywnym profilem. W publikacji dziennika napisano, że jest ona odpowiedzialna za „nakręcanie machiny prawicowej nienawiści” i zarzucono autorce „generowanie złości”, m.in. wobec lewicowych radykałów indoktrynujących dzieci.
Wesprzyj nas już teraz!
Na administratorkę „Libs of TikTok wylała się natychmiast fala hejtu. Wyzwiska, groźby- było tego tyle, że Żydówka (po „Washington Post” wiele innych artykułów ujawniło nie tylko jej nazwisko, ale też najdrobniejsze szczegóły z życia osobistego; część z nich graniczyła z antysemityzmem) musiała schować się w bezpiecznym miejscu. Nikt obecnie nie wie, gdzie przebywa”, informuje Krysiak.
Jak podkreśla publicysta „Tysola”, internautka nie zaprzestała swojej pracy. Na prowadzonym przez siebie profilu opublikowała m.in. zrzuty ekranu potwierdzające rozmowy „wysoko postawionych urzędników”, zmierzające do zamknięcia jej konta.
„Oficjalnie każdy może wyrażać siebie, swoje zdanie i promować swoje konta online. No, chyba że promowane konta pokazują brzydką stronę lewicy! Wtedy nawet największe gazety włączą się – bezkarnie! – w próby zniszczenia danej osoby, która ośmieliła się pokazać prawdę”, konkluduje Waldemar Krysiak.
Źródło: tysol.pl
FA