15 czerwca 2023

Auta elektryczne? Może i mają minusy, ale chodzi o to, by… przedstawić je jako plusy!

(pixabay.com)

Auta elektryczne może i mają tam jakieś minusy, ale chodzi o to, by te minusy… przedstawić jako plusy – taką parafrazą Barei można by opisać to, co dzieje się wokół nachalnej wręcz promocji pojazdów elektrycznych. I choć naginanie rzeczywistości sięga granic absurdu, to kropla drąży skałę. I tak oto znów ktoś da się przeciągnąć na „zieloną” stronę e-mocy.

Najbardziej boli bezkrytyczne podejście autorów reklamowych (bo jak inaczej je nazwać?) materiałów, promujących elektryfikację mobilności. Dla jasności – sam nie jestem przeciwnikiem e-pojazdów, ale uważam, że ta gałąź motoryzacji powinna rozwijać się na takich samych prawach jak inne. Nie zaś przez systemy zakazów dla „spalinówek”, dotacji dla „zielonych” rozwiązań, a wszystko to jeszcze napakowane eko-propagandą niczym sterydami.

O co chodzi tym razem? Portal auto-swiat.pl opublikował materiał pt. „Postanowiłem używać elektrycznego Mustanga i go nie ładować. Byłem zaskoczony rezultatem”. W skrócie – autor wziął na testy e-auto i korzystał z niego przez tydzień – okazało się, że przebyty w tym okresie dystans nie wymagał ładowania pojazdu. I tak oto „obalono” mit o codziennym traceniu czasu na ładowaniach.

Wesprzyj nas już teraz!

Autor wskazał, że statystyczny Polak pokonuje dziennie 17 km – a przy takim użytkowaniu ładować auta nie trzeba codziennie. Wystarczy raz na tydzień, a przecież w niektórych przypadkach pewnie i jeszcze rzadziej.

Może i statystycznie to się zgadza. Niemniej warto wówczas sprawdzić ile zarabia statystyczny Polak i zweryfikować, czy stać go na nowego elektrycznego Mustanga Mach-E. To oczywiście wiele wspólnego z ładowaniami nie ma, no ale skoro przywołujemy statystyki, to czemu nie tak? Szczególnie, gdy publicysta chwali się, że testowany pojazd był dla niego „zwykłym codziennym samochodem”…

No dobrze… Nie wytrzymałem… Ubiegłoroczny (ale nowy) egzemplarz z omawianym 487-konnym silnikiem kosztuje ponad 370 tys. zł. Ot, codzienne auto, dla statystycznego Polaka. Prawda?

Po tej porcji cenowych emocji zapewne taki statystyczny Kowalski czy Nowak nie będzie już dociekał ile energii potrzebuje taki codzienny pojazd, a więc tylko informacyjnie, jakby ktoś chciał sobie policzyć koszty eksploatacji korzystając z cen pobliskich ładowarek, podam wyniki testu – ok. 21 kWh/100 km na trasie, w mieście w zależności od warunków od 18 kWh/100 km do 26 kWh/100 km. Tanio… Szczególnie, gdy ładować nie trzeba było.

Zatem: Ludzie! Nie dajcie się tej „nafciarskiej” propagandzie! Zapomnicie o ładowaniu waszych elektryków. Kupcie sobie e-furę, by jeździć nią do pobliskiego marketu lub biura. A może i na działkę! Na razie jak macie niezbyt daleko, by nie przerywać podróży nerwowym poszukiwaniem ładowarki.

A jak macie nieco dalej? No to (jak usłyszeliśmy już od innej promotorki „elektryków”) – zwolnijcie, zmieńcie styl życia – dla bezpieczeństwa. Zaplanujcie dodatkowy postój i ładowanie. Albo… (choć nie wiem czy akurat to powiedzą Wam promotorzy elektryfikacji motoryzacji)… kupcie sobie drugie auto – spalinowe w ostateczności, choć e-auta jeszcze kiedyś pokażą zasięgi (zapewne tak) – i niech tylko ono będzie takie ekologiczne, by planeta nie ucierpiała na tym wypełnianiu Twojego parku maszyn różnorakiego przeznaczenia… I to wszystko za te statystyczne dochody, rzecz jasna! 

Albo – po co komplikować – najlepiej siedźcie w tym 15-minutowym mieście i już! A jeżdżenie zostawcie… bogatym.

MA

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij