Bóg będzie się rodził do końca świata i nikt ani nic tego nie zmieni. Jestem przekonany, że zawsze znajdzie się również grupa ludzi autentycznie mądrych, którzy będą w stanie rozpoznać przychodzącego na świat Syna Bożego, którzy będą potrzebowali jego miłości, którzy będą wiedzieli, że miłość znajdą jedynie w Chrystusie. Pytanie brzmi: w jakich wspólnotach będziemy przeżywać Boże Narodzenie za 20 lat? Czy będą to wspólnoty wciąż jeszcze stosunkowo liczne, czy będziemy w chrześcijańskich niszach, jak ma to miejsce na Zachodzie? – mówi w rozmowie z portalem PCh24.plks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr.
Czy to jak w ostatnich latach wyglądają obchody Bożego Narodzenia oznacza, że w Kościele dominują progresiści? Ich zdaniem przecież nie musimy pamiętać o Dzieciątku; nie musimy medytować nad Tajemnicą Narodzenia; nie trzeba iść na pasterkę, bo ta przecież jest nieobowiązkowa etc. Zamiast tego lepiej po prostu się spotkać, pojeść i w miłej atmosferze wymienić poglądy…
Wesprzyj nas już teraz!
Sekularyzacja przybiera różne formy – inaczej wyglądała ona w czasach komunistycznych, inaczej wygląda w dobie liberalno-konsumpcyjnej; inaczej walczy się z Kościołem na Zachodzie, a inaczej w Polsce, gdzie nadal, jakkolwiek to nie zabrzmi, nie jest jeszcze tak źle. Wystarczy spojrzeć na samo nazewnictwo, gdzie Boże Narodzenie ciągle i niezmiennie jest Bożym Narodzeniem. Na Zachodzie określenie „Boże Narodzenie” jest używane albo rzadko, albo wcale, ponieważ lata temu zostało ono zastąpione „świętem zimy”, „wesołym świętem”, „grudniowym spotkaniem”. W niektórych państwach doszło wręcz do tego, że Boże Narodzenie zostało wykreślone ze słowników, żeby zachować „neutralność światopoglądową” czy jak to się tam zwie…
Mimo tego wszystkiego Kościół, jako wspólnota wierzących na serio, na poważnie nadal stara się przypominać, że ten czas nie jest świętem konsumpcji, obżarstwa i „Kevina samego w domu”, tylko że są to święta NARODZENIA PAŃSKIEGO! Że w centrum tych wydarzeń jest Miłość Boga do człowieka, która sprawia, że możemy wzajemnie się nią obdarzać.
Jak katolik powinien podchodzić do anty-bożonarodzeniowej histerii, z jaką mamy do czynienia z wielu mediach? Ostatnio trafiłem na artykuł o „gwiazdach”, które „nie obchodzą świąt”. Nergal tego nie robi, bo jest satanistą; ktoś inny jest multi-kulturowy i woli obchodzić tego dnia inne „święta”; jeszcze inna osoba twierdzi, że święta powinny być na wiosnę, a to, że są w grudniu stanowi „kłamstwo założycielskie Kościoła”…
Dla mnie osobiście wszystkie tego typu artykuły i wypowiedzi są okazją, żeby zapoznać się choćby pobieżnie z życiorysem i osiągnięciami tych „gwiazd”. Większość z nich to ludzie, którzy dla mnie są zupełnie anonimowi, zupełnie nieznani i zupełnie nic nieznaczący.
Zdaję sobie jednak sprawę, że należę do mniejszości, która wykazuje się w tym zakresie bardzo szczęśliwą ignorancją nie zaśmiecając sobie głowy tymi wypalonymi czy tlącymi się gwiazdeczkami. Są niestety ludzie, dla których te postacie są idolami. Na pewno tego typu wywiady z nimi są zabiegiem mającym na celu kształtowanie ludzkich postaw.
Jeżeli ktoś jest dla mnie idolem – świadomie używam słowa idol, ponieważ „gwiazdy”, o których mówimy nie mają niczego wspólnego z autorytetami – to chcę go naśladować i to najlepiej w taki sposób, w jaki mnie na to stać. Jeśli mój idol bojkotuje święta Bożego Narodzenia, to ja też będę to robił. Jeśli idol świadomie powtarza głupoty na temat Dzieciątka, Maryi, Kościoła etc. to ja też będę to robił najlepiej powtarzając jego słowa.
Jest to kolejna odsłona antykatolickiej obsesji mediów i celebrytów. Niestety, ale we współczesnym świecie dużo lepiej sprzeda się temat, że Nergal nie obchodzi Bożego Narodzenia niż że katolicki aktor, piosenkarz, pisarz etc. chodzi na roraty, odmawia modlitwę przed kolacją wigilijną bądź 26 grudnia modli się za prześladowanych chrześcijan.
To wszystko wpisuje się w proces pozbawienia Bożego Narodzenia wymiaru religijnego, sakralnego i chrześcijańskiego. Jak do tego podchodzić? Nie czytać tego typu treści i modlić się o nawrócenie dla tych, którzy je głoszą i publikują.
W mediach nie brak informacji o celowych atakach na szopki oraz związane z chrześcijaństwem symbole świąteczne. W innych miejscach właśnie przed Bożym Narodzeniem są zdejmowane krzyże, żeby zachować „rozdział państwa od Kościoła”. W Polsce mamy do czynienia z oburzeniem, że na spotkanie opłatkowe zaproszono kapłana – tak nie wolno, bo to uroczystość… świecka. Jakby Ksiądz profesor to skomentował?
I co roku tego typu ataki przybierają na sile…
Z jednej strony towarzyszy mi tutaj uśmiech, kiedy słyszę, że opłatek ma być wydarzeniem świeckim… Wydarzenie, które od początku, które w swojej istocie jest wydarzeniem religijnym, które jest nawiązaniem do Tajemnicy Betlejem, do Tajemnicy Domu Chleba, do Chrystusa – naszego Chleba Żywego… To wydarzenie ma być według wrogów Kościoła, bo tak należy nazywać tych ludzi, wydarzeniem świeckim, dlatego nie ma prawa brać w nim udziału kapłan, dlatego nie może na nim być krzyża, dlatego modlitwa w czasie jego trwania jest zakazana…
To jest po prostu absurd, ale ten absurd jest świadomie kreowany i sterowany. Niestety napotyka on na poziom totalnej głupoty. Głupota jest doskonałym gruntem dla wzrostu tego typu procesów laicyzacyjnych.
Z drugiej strony wywołał Pan podpalanie szopek betlejemskich. Dodam tylko, że najczęściej podpalacze zaczynają swoje dzieło zniszczenia od podpalenia figury Dzieciątka Jezus… Cóż mogę powiedzieć… To wszystko jest ogromnym problemem… Te wszystkie wydarzenia, które Pan wymienił – ich punktem wspólnym jest wyrzucenie Boga ze świata, który do Boga należy. Na naszych oczach potwierdzają się słowa rozpoczynające Ewangelię według św. Jana:
„Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 10-11).
To jest kolejny wyraz agresji świata w stosunku do Boga-Człowieka, który przychodzi do swojej własności nie po to, żeby tę własność zagarnąć dla siebie, tylko żeby dać Siebie światu, dać Siebie człowiekowi.
To jest działanie samobójcze! To jest działanie na zasadzie autodestrukcji, ale jednocześnie to działanie jest konsekwentnie podejmowane.
Tym, co przeraża szczególnie dzisiaj jest fakt, że antykatolickie działania są podejmowane z wzmożoną agresją i to agresją coraz bardziej radykalną.
Ks. prof. Tadeusz Guz mówił swego czasu, że w momencie narodzin Pana Jezusa nie tylko nad Betlejem, ale nad całym światem nastała światłość. W ten sposób Pan Bóg ukrył Syna Człowieczego przed ciemnością, przed złem, przed szatanem i jego pomagierami. Jak Ksiądz profesor podchodzi do takiego opisu wydarzeń wokół Narodzenia Pańskiego?
Bóg przysłał swoją Światłość! Bóg stał się Światłością, która oświeciła każdego człowieka! Takie są fakty! Pan Bóg pozwolił nam odkryć na nowo rzeczywistość fundamentalnego rozdziału między dobrem a złem, między światłem a ciemnością, między życiem a śmiercią. Ta zdolność jest wpisana w narodziny Chrystusa. My ją zawdzięczamy Chrystusowi!
Przechodząc do czasów współczesnych: jeśli dzisiaj zatracamy tę elementarną zdolność, jeżeli nie wiemy jak zachować się w stosunku do nienarodzonego człowieka; jeśli nie wiem jak zachować się w stosunku do człowieka chorego na nieuleczalną chorobę; jeśli nie wiemy jak nazwać związek kobiety i mężczyzny, a jak nazwać związek dwóch kobiet albo dwóch mężczyzn czy kilku osób żyjących w jakimś polimorficznym tworze; jeśli to wszystko zatracamy, jeśli nie potrafimy w sposób elementarny rozpoznać dobra i zła, to widzimy, że Chrystus jest coraz bardziej wyrzucany z naszego świata przez co jesteśmy coraz bardziej pozbawiani światłości i w efekcie grzęźniemy w mroku, w ciemności, które są siedliskiem złego…
No właśnie… Można również przypomnieć, że w chwili śmierci Pana Jezusa na krzyżu ciemność opanowała na kilka godzin cały świat…
Oczywiście! To znowu bardzo wymowny fragment Ewangelii, który pokazuje jakie są konsekwencje odrzucenia Chrystusa, czyli tego, o czym rozmawiamy. Ciemność zaległa nad światem. Była to ciemność nieprzenikniona. Ciemność będąca symbolem śmierci i beznadziei…
Jeżeli odrzucamy Boga, jeżeli próbujemy Go uśmiercić, to w rzeczywistości odrzucamy samych siebie, uśmiercamy samych siebie. Niestety do tego chce nas doprowadzić współczesna anty-cywilizacja nazywa bardzo słusznie i prawdziwie cywilizacją śmierci.
2000 lat temu ówczesny świat robił wszystko, żeby zwodzić trzech mędrców ze Wschodu, którzy chcieli oddać pokłon Dzieciątku. Prym w tym wiódł król – Herod. W XXI wieku mędrcy chcący oddać pokłon Jezusowi są inni, Heroda zastąpił legion zwodzicieli, ale historia się powtarza…
Opis wędrówki mędrców ze Wschodu jest niezwykle pouczający. To są ludzie, którzy mają w sobie pragnienie poszukiwania Prawdy. Mają oni w sobie odwagę pójścia za tajemnicą, co robią konsekwentnie i z rozwagą.
Mędrcy to ludzie, którzy powinni być dla nas ideałem i wzorem, ponieważ ich historia pokazuje, że zło działa zawsze i wszędzie. W XXI wieku , tak jak podczas Narodzenia Pańskiego w Betlejem, istnieją siły oraz odpowiednie strategie, które mają na celu odwieść człowieka od naturalnej tendencji poszukiwania Prawdy.
Żyjemy w czasie, w którym wartość celowości życia ludzkiego została podważona. Żyjemy w czasie, w którym tak jak w powieści Umberto Eco „Imię Róży” dokonało się spalenie klasztoru i biblioteki – płonie wiara, płonie rozum i w efekcie jesteśmy poddawani pokusie porzucenia wędrowania za Chrystusem na rzecz kanapowca, który zadowala się doraźnymi iluzjami rzeczywistości, ponieważ nie chce mu się bądź nie ma odwagi podążać za Prawdą.
To jest największy dramat współczesnego człowieka! W porównaniu z mędrcami ze Wschodu dokonała się tutaj ogromna regresja ludzkiej kondycji.
Mędrcy wierzyli w Dzieciątko. Jak współczesnemu człowiekowi wytłumaczyć, że w Dzieciątku jest zbawienie, że Dzieciątko daje siłę?
Jest to niezwykle trudne zadanie. Z jednej strony mamy fakt, mamy rzeczywistość, jaką jest Bóg przychodzący na świat, Bóg będący Jedynym Odkupicielem i Zbawicielem człowieka, i tylko w Nim jest nadzieja na życie wieczne. To jest fakt! To jest prawda! To jest rzeczywistość. To jest coś niepodważalnego.
Problemem niestety jest kondycja współczesnego człowieka, jego mentalność, podatność ma manipulacje i iluzje tego świata. Z drugiej jednak strony jestem przekonany, że człowiek, który zdobędzie się na odwagę szukania Prawdy, odwagę zmierzenia się z rzeczywistością przekona się prędzej niż później, że propozycje „zbawcze” współczesnego świata są kłamstwem, ironią i ignorancją.
Jeśli człowiek zechce podjąć drogę poszukiwania Prawdy i odpowiedzi na podstawowe pytania, powtarzam raz jeszcze, wówczas odnajdzie Boga Człowieka, a Dzieciątko da mu siłę.
Sekularyzacja postępuje, rośnie liczba wrogów Kościoła, władze świeckie próbują wyrugować chrześcijaństwo z przestrzeni publicznej… Zapytam prowokacyjnie: czy za 20 lat będziemy jeszcze obchodzić Boże Narodzenie?
Bóg będzie się rodził do końca świata i nikt ani nic tego nie zmieni. Jestem przekonany, że zawsze znajdzie się również grupa ludzi autentycznie mądrych, którzy będą w stanie rozpoznać przychodzącego na świat Syna Bożego, którzy będą potrzebowali jego miłości, którzy będą wiedzieli, że miłość znajdą jedynie w Chrystusie.
Pytanie brzmi: w jakich wspólnotach będziemy przeżywać Boże Narodzenie za 20 lat? Czy będą to wspólnoty wciąż jeszcze stosunkowo liczne, czy będziemy w chrześcijańskich niszach, jak ma to miejsce na Zachodzie? Chciałbym być człowiekiem nadziei i wierzyć w to, że jednak będzie dominowała wrażliwość na miłość, że będzie dominowało poszukiwanie Prawdy, że zwyciężą wiara i rozum, które będą nas prowadzić do żłobka, aby oddać pokłon Chrystusowi. Chciałbym w to wierzyć i żyć tą nadzieją. Jak natomiast będzie? Może Pan Bóg pozwoli nam się przekonać.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek