Wkrótce wybory na nowego przewodniczącego PE. Może nim zostać Roberta Metsola z Malty. Polityk od dawna akceptuje postulaty ruchu LGBT, ale ma jedną „skazę”: głosuje przeciwko aborcji. Ostro skrytykowana za obronę życia zapowiedziała już, że jej „poglądy” w tej kwestii po wyborze na szefa PE będą „prywatne”…
Zapewne wiele osób już nie pamięta pierwszego jawnego wykluczenia polityka z instytucji europejskich za zbyt… konserwatywne poglądy. W 2004 polityk chadecji, katolik Rocco Buttiglione został wystawiony przez rząd włoski jako kandydat na członka Komisji Europejskiej. Nowy przewodniczący KE José Manuel Barroso włączył go na listę nominowanych nawet jako swojego zastępcę i komisarza do spraw sprawiedliwości. Jednak kandydatowi wytknięto jego konserwatywne poglądy, m.in. dotyczące homoseksualizmu i roli kobiet. Frakcje socjalistów i zielonych zarzuciły politykowi, że nie podziela „wartości unijnych”. 11 października 2004 Komitet ds. Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego głosował w stosunku 27:26 za nieprzyjęciem nominacji. Wywołało to wówczas spore protesty i mówiono nawet, że „ujawniono prawdziwe oblicze” Unii. Kandydatura jednak upadła, a od tego czasu instytucje unijne „ujawniają swoje prawdziwe oblicze” coraz częściej.
Można tu też przypomnieć ostatni skandal z ujawnioną niedawno instrukcją wiceprzewodniczącej KE, komisarz Heleny Dalli zachęcającą pracowników Komisji i instytucji unijnych do tzw. „komunikacji inkluzywnej”. Chodziło m.in. o unikanie wszelkich religijnych odniesień wobec świąt Bożego Narodzenia czy nieużywanie w przykładach chrześcijańskich imion. Wytyczne powstały w celu „odzwierciedlania różnorodności” i zwalczania „głęboko zakorzenionych stereotypów w zachowaniach indywidualnych i zbiorowych”. Pani Dalli zalecała także, by nie używać np. angielskich zwrotów „Miss” (oznaczający kobietę niezamężną) czy „Mrs” (oznaczający mężatkę). Komisarz ds. równości wyszła mocno przed szereg, a ujawnienie jej pomysłów wywołało taką falę kpin i złości, że Dalli wydała oświadczenie, informując o wycofaniu wytycznych, które podobno nie były jeszcze „dopracowane”.
Wesprzyj nas już teraz!
Helena Dalli jest politykiem z Malty i członkiem tamtejszej Partii Pracy, która zdemolowała już na wyspie instytucje rodziny i małżeństwa. Malta była krajem katolickim i nie wszyscy politycy tego kraju reprezentują tak lewackie poglądy. O ile pani Heleny Dalli nikt nie zamierza ze stanowiska komisarza usuwać, to jej rodaczka Roberta Metsola z Partii Narodowej Malty (należy do frakcji EPP), która w styczniu 2022 roku ma zostać szefową PE, ma spore kłopoty.
42-lenia Metsola ma zastąpić obecnego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego socjalistę Davida Sassoliego. Wybór jest pozornie „poprawny”, bo to kobieta (trzecia na tym stanowisku po Simone Veil i Nicole Fontaine), kandydatka frakcji Europejskiej Partii Ludowej, a w Brukseli nawet broni „regularnie praw społeczności LGBT+”. W czym więc problem? Okazuje się, że ma poglądy antyaborcyjne, a tego już w Unii nie akceptują.
Okazuje się, że Roberta Metsola w PE systematycznie głosowała przeciwko wszystkim rezolucjom „broniącym prawa do aborcji i antykoncepcji”. We wrześniu wstrzymała się nawet od głosowania nad tekstem wzywającym Komisję Europejską do „kryminalizacji przemocy wobec kobiet”, co już całkiem oburzyło lewicę. Francuskie media publiczne stwierdzają, że „nawet jeśli jako przewodnicząca parlamentu nie ma dużej władzy i nawet jeśli Roberta Metsola obiecała, że po wyborze nie będzie zajmowała stanowiska w tych sprawach, jej wybór byłby katastrofalnym symbolem i przeszkodą w obronie praw kobiet”.
Jak widać, nawet zawieszenie swoich przekonań i poglądów, drogi awansu w unijnych instytucjach jeszcze nie zapewnia. Pewnie powinna złożyć „samokrytykę”? Publiczny nadawca francuski France Info stwierdza nawet, że skoro „parlamentarzyści regularnie krytykują Polskę za łamanie prawa do aborcji” to w przypadku wyboru Metsoli „zmienna geometria” byłaby złym sygnałem.
Sprawę można by łączyć z ujawnieniem korupcji w instytucjach unijnych przez lewicowy dziennik „Liberation” i zakusami na zmianę układów w UE, po przegranej chadecji w Niemczech. Wydaje się jednak, że największa frakcja w PE, czyli „ludowcy” utrzymają władzę. Zapewne brukselskie elity uznały, że „przewrót” w obecnej chwili się nie opłaca. Socjaldemokraci sprzymierzeni z ekologami i centrolewicową grupą Renew (tworzą ją eurodeputowani francuskiej partii rządzącej LREM), postanowili bowiem dotrzymać umowy z „chadekami”. Wybory na stanowiska w PE odbędą się 18 stycznia i wydaje się, że należąca do EPP Metsola akceptację na stanowisko szefowej PE uzyska. Zwłaszcza, że przecież obiecała iż jej poglądy na ochronę życia poczętego pozostaną jej… poglądami prywatnymi. Cena do zapłacenia za unijne „srebrniki” staje się jednak coraz większa.
Bogdan Dobosz