Po czwartkowym spotkaniu czołowych polityków niemieckiego rządu wiadomo już jedno: niemieckie granice jeszcze przez długie miesiące będą szeroko otwarte dla imigrantów. Kanclerz Merkel pokłada swoje największe nadzieje w Turcji, która za europejskie pieniądze i gwarancje powinna zastopować falę ludzi.
W czwartek po południu zakończyło się spotkanie najważniejszych polityków rządzącej Niemcami koalicji. Celem szczytu było wypracowanie lepszej odpowiedzi na kryzys imigracyjny. Rozmowy były trudne, bo kanclerz Angela Merkel musiała podjąć próbę wypracowania kompromisu pomiędzy bardzo przeciwnymi stanowiskami. Z jednej strony bawarska CSU z Horstem Seehoferem na czele domagała się działań w wyraźny sposób ograniczających napływ imigrantów. Z drugiej strony lewicowa SPD kierowana przez wicekanclerza Sigmara Gabriela stała na straży polityki otwartych granic.
Wesprzyj nas już teraz!
Osiągnięty kompromis nikogo nie zadowala. Jego istotę stanowi plan powołania kilku ośrodków, do których trafiać będą imigranci mający nikłe szanse na uzyskanie azylu. Ośrodki te pierwotnie miały nosić nazwę stref tranzytowych (niem. Transitzonen) i być rozlokowane tuż pod niemieckimi granicami. Trafiający tam uchodźcy nie mogliby ich opuszczać. Pomysł był ostro krytykowany przez SPD (a także przez Kościół katolicki) jako uwłaczający godności imigrantów i został ostatecznie gruntownie przekształcony.
Przyjęte w czwartek rozwiązania mówią o kilku ośrodkach w samych Niemczech, które imigranci będą mogli swobodnie opuszczać, pozostając jednak w granicach danego powiatu (niem. Landkreis). Uchodźcy w tychże ośrodkach będą poddawani szybkim procedurom, co ma skutkować sprawniejszym odsyłaniem ich do ojczyzn.
Rozwiązanie nie ograniczy jednak fali imigracji. Do ośrodków trafią przede wszystkim przybysze z Bałkanów, a ci, inaczej niż jeszcze w początkach roku, stanowią obecnie jedynie kilka procent wszystkich uchodźców. Poza tym Berlin chce nieco ograniczyć prawo łączenia rodzin, ale znowu: tylko dla bardzo wąskiej grupy imigrantów, którzy nie otrzymując formalnego azylu, będą mimo wszystko mogli pozostać przez pewien czas w Niemczech.
Mamy więc do czynienia z krokiem w kierunku hamowania napływu przybyszów, ale wciąż niezwykle nieśmiałym. Zwłaszcza, że instytucje europejskie mówią o trzech milionach imigrantów, którzy mają trafić do Europy do 2017 roku.
„Wszystkie nadzieje koalicji spoczywają nadal w Turcji, która powinna załatwić to, czego nie chce przejąć nikt w Unii Europejskiej – przerwanie szlaku bałkańskiego. Czy rok 2016, wraz z drugim pakietem azylowym, stanie się dla Niemiec rokiem, w którym kraj wybudzi się z nieprzytomności? Liczby wskazują, że SPD i Unia muszą być przygotowane na niespodzianki. Fala imigracyjna znajdzie sobie nowe drogi i nie da się tak łatwo zatrzymać. Tymczasem [politycy koalicji] wciąż płyną razem z nią” – pisze na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Jasper von Altenbockum.
Jego zdaniem w żadnej mierze nie można mówić o żadnym zasadniczym zwrocie polityki imigracyjnej, na jaki nadzieję miał Horst Seehofer wraz z całą CSU. Niemcy cały czas pozostają otwarte na setki tysięcy imigrantów. Kluczowe będzie teraz przekonanie Turcji do zdecydowanie silniejszego kontrolowania ruchów imigranckich, a także próba ustabilizowania sytuacji w Afganistanie, który stał się dość nieoczekiwanie drugim po Syrii największym rezerwuarem emigrantów.
pach