„Jak ta wojna stała się możliwa, politycznie i psychologicznie?” – pyta rosyjski pisarz Sergiej Lebiediew w publicznej odezwie napisanej krótko po napaści na Ukrainę. Otóż jednym z czynników, który dał podglebie do barbarzyńskiej agresji, mogła być rosyjska kultura, nasycona – w znaczącej mierze – szowinizmem, imperialnym rasizmem, poczuciem wyższości. Dlatego zasługuje na kwarantannę oraz gruntowne przemyślenie.
Bojkotu nie ma
Wesprzyj nas już teraz!
Jest początek marca 2022 roku. Pomimo nieprzyjemnej mżawki przed budynkiem Opery Bawarskiej w Monachium zgromadził się niemały tłum, wyraźnie podzielony na trzy obozy. Jedni wznoszą okrzyki: „lizus Putina”, „morderczyni”. Drudzy równie głośno domagają się, by „dać jej spokój, przecież ona jest za pokojem”. Pomiędzy skaczącymi sobie do gardeł stronami trzecia grupka żąda natychmiastowego zakończenia wojny na Ukrainie. Stop war! – krzyczą. Co jest powodem całego zamieszania? Tego wieczora na zasłużonej scenie operowej gwiazdą jest światowej sławy rosyjska sopranistka – Anna Netrebko.
W tym samym czasie w programie jednej z praskich scen znalazł się spektakl na podstawie powieści Fiodora Dostojewskiego pt. „Skrzywdzeni i poniżeni”. I tu dochodzi do protestów przed budynkiem teatru. Wielu widzów rezygnuje z obejrzenia sztuki i zwraca bilety. Są jednak i tacy, którzy ostentacyjnie przychodzą na spektakl po kilka razy, zachwycając się wielkością i wyrafinowaniem rosyjskiej kultury.
Równolegle w Helsinkach trwa przegląd filmów Nikity Michałkowa. Jednak to, co dzieje się przed wejściami do sal kinowych, gdzie prezentowane są obrazy reżysera, bardziej niż święto sztuki przypomina trybuny stadionu piłkarskiego podczas meczu zwaśnionych klubów. Zamaskowani mężczyźni oblewają farbą kilku miłośników twórczości reżysera. Napastnicy krzyczą przy tym, że „oglądając filmy tego psa, Putina, mają na rękach ukraińską krew”. Przestraszeni kinomaniacy w rozmowie z dziennikarzem telewizji mówią, że nie rozumieją, jak można mieszać politykę do sztuki, przecież Michałkow to wybitny artysta, a jego dzieła są ponadczasowe i tylko to się liczy.
Podobne incydenty mnożą się w miastach wielu krajów europejskich. W prasie wrze. Jedni apelują, by bojkotować rosyjską kulturę, ich przeciwnicy oburzają się na postulaty zdejmowania z repertuarów filharmonii dzieł Czajkowskiego czy Rachmaninowa? To absurd, nonsens, ciemnogród.
Następnego dnia rano w rezydencji Władimira Putina jego współpracownicy składają mu obszerny raport z powyższych incydentów, kończąc go informacją, że w Madrycie odwołano występy The Royal Moscow Ballet. I to pomimo deklarowanego przez część zespołu pacyfizmu i wołaniu o pokój. „Czy zagraniczne media zauważyły protest naszych artystów?’ – pyta cicho Władimir Władimirowicz swoich podwładnych. Ci natychmiast odpowiadają, że nie tylko podchwyciły, ale głośno o tym mówią. Stary kagiebista nie odpowiada ani słowem, a jego spojrzenie jest jakby rozmyte. Podwładni wprawieni w czytaniu z wyrazu twarzy swojego pryncypała zauważają delikatny uśmieszek w lewym kąciku ust szefa.
Kultura orężem polityki
Powyżej zarysowany został scenariusz z cyklu what if story, czyli Putin barbarzyńsko najeżdża Ukrainę, ale na świecie nie dochodzi do bojkotu rosyjskiej kultury. Jak wiadomo, wydarzenia potoczyły się inaczej i pomiędzy Federacją Rosyjską a większością globu zapadła kulturalna żelazna kurtyna.
Tymczasem, zarówno w przestrzeni publicznej jak i w prywatnych rozmowach, co i rusz pojawiają się krytyczne wobec takich działań głosy. Przeciwnicy inicjatywy Cancel Russian Culture zazwyczaj popierają ostracyzm wobec artystów wpierających reżim Putina, uważają jednak za absurd i bardzo niebezpieczną praktykę zamilczanie twórców dawno już nieżyjących: Czajkowskiego, Czechowa, Prokofiewa. „Co mają oni wspólnego ze współczesnym post-kagiebowskim reżimem? To nonsens czynić ich odpowiedzialnymi za szaleństwo władcy Kremla” – podnoszą. Nadto u przeciwników powyższych działań silnie pobrzmiewa romantyczny paradygmat sztuki jako sfery wzniosłej, uduchowionej. Działalność twórcza stanowi akt quasi-religijny, niemal transcedentalny, a sam artysta to świecki święty, unoszący się metr ponad ziemią i nie kalający swych stóp brudem tego świata.
Kultura stoi więc dla niektórych ponad polityką, jest swoistym sacrum, którego nie można mieszać z brudnym profanum. Niestety, są to mrzonki marzycieli zamykających oczy na złożoność tego świata. Kultura bowiem to nie tylko plątanina treści estetycznych, duchowych, filozoficznych, egzystencjalnych, lecz także ideologicznych i politycznych. Nierzadko są ze sobą zrośnięte jak kąkol z pszenicą. Wobec tego, do jakiego wora w takiej sytuacji wrzucić na przykład Dymitra Szostakowicza? Bojkotować go za jego służalczą postawę w stosunku do zbrodniczego reżimu, którego miłośnikiem i uczniem jest Putin, czy bronić za niepodważalne, wybitne walory muzyczne jego dzieł? A jak ocenić twórczość tzw. wielkiej gromadki: Borodina, Rimskiego – Korsakowa, Mussorskiego, których utwory programowo miały nieść treści nacjonalistyczne, imperialne, głoszące chwałę Wielkiej Rusi (co nie dewaluuje w żaden sposób wartości muzycznych ich dzieł)?
A czy nie mamy prawa mieć wątpliwości co do osoby Fiodora Dostojewskiego? Trudno przecenić ponadczasową wartość jego literackich dokonań. Równocześnie są one nasycone ruskim szowinizmem, nienawiścią do Polaków i Kościoła katolickiego. Podobny problem możemy mieć z Aleksandrem Sołżenicynem. Z jednej strony, podziwiamy jego niezłomną postawę wobec komunizmu, w jakiś sposób przyczyniającą się do obalenia tego ustroju. Z drugiej jednak, trzeba mieć świadomość, że był to człowiek postulujący przywrócenie istnienia Wielkiej Rusi, a na wykonawcę tego zadania namaścił pod koniec swojego życia samego Władimira Władimirowicza Putina, który często w swych przemówieniach odwoływał się do testamentu noblisty.
Przykłady takie można mnożyć. Niezaprzeczalny fakt jest jednak taki, iż kultura zawsze była orężem polityki zarówno w Rosji carskiej, bolszewickiej, komunistycznej, a teraz putinowskiej. Nasycona była i jest szowinizmem, nacjonalizmem, imperializmem , co – jak można sądzić – dało paliwo Putinowi do najechania swojego sąsiada. Czy taka kultura nie zasługuje na wysłanie jej na kwarantannę?
Przejmująco nadmienia o tym w swojej odezwie wspomniany na początku rosyjski pisarz Siergiej Lebiedew: – Przecież rosyjska wojna przeciwko Ukrainie to także moralny i humanistyczny krach rosyjskiej kultury. Kultury, której liczni przedstawiciele, od Dostojewskiego i Bułhakowa po Sołżenicyna i Brodskiego, byli dotknięci tym wirusem imperializmu, wyobrażeniem na temat „starszeństwa” języka rosyjskiego i jego szczególnych praw. Teraz, gdy same słowa „ruski” oraz „rosyjski” na wiele lat staną się trędowate, my, Rosjanie – jeśli rzeczywiście chcemy chociażby w teorii stworzyć przesłanki do tego, by Rosja stała się bezpiecznym sąsiadem – będziemy musieli od podstaw przemyśleć naszą kulturę, naszą historię, nasz ustrój polityczny.
Wiatr od Wschodu
Trzeba z całą mocą zdać sobie sprawę z tego, co wydarzyło się 24 lutego tego roku. Putin nie wypowiedział wojny tylko Ukrainie. On ją prowadzi przeciwko całemu zachodniemu światu uosobionemu przez Stany Zjednoczone. Nie bądźmy naiwni jak ci, którzy przed wybuchem wojny bratali się z Władimirem Władimirowiczem. Wszystkim warto polecić książkę Krystyny Kurczab-Redlich pt. „Wowa, Wowka, Wołodia. Tajemnice Rosji Putina”, opowiadającej o drodze do Kremla jego aktualnego władcy. To przerażający obraz zdeprawowanej mafii, dla której życie ludzkie nie jest warte splunięcia, a która zarządza największym państwem na świecie i od wielu lat indoktrynuje swoich obywateli nienawiścią do Zachodu, a zwłaszcza Polski, doprowadzając miliony ludzi na skraj paranoi. Do czego zdolne może być tak prowadzone przez bandę zwyrodnialców społeczeństwo? Absolutnie do wszystkiego. Niestety, należy się spodziewać kolejnych informacji o Buczach czy Mariupolach. W dodatku, od wielu tygodni w rosyjskich mediach otwarcie mówi się, że tym wrednym Polaczkom przydałby się grzyb atomowy nad Warszawą. To by ich nauczyło. To nie są odosobnione głosy kilku oszołomów. To zupełnie normalna, codzienna narracja za naszą wschodnią granicą. Do czego przygotowuje ona grunt? Czyż nie do kolejnej „wojny ojczyźnianej”?
A jeśli to nieprawda, to nurtujący wciąż pozostaje problem postawiony przez cytowanego pisarza: – I nawet przy najbardziej pomyślnym rozwoju wydarzeń w przyszłości, jeśli reżim Władimira Putina upadnie, pozostaje pytanie: co zrobić z tym postimperialnym rasizmem, który przenika rosyjską państwowość, rosyjską politykę i życie w takim stopniu, że się go – od środka – już nie zauważa?
Jeśli ktoś ma dalej wątpliwości, niech sięgnie do książek Swietłany Aleksijewicz, zwłaszcza reportażu o Rosji z przełomu XX i XXI wieku pt. „Czasy second hand”. W tej ludzkiej symfonii słychać porażającą ilość frustracji, pogardy, ksenofobii, tęsknoty za utraconą wielkością.
Wojna totalna
No dobrze, powiedzą przeciwnicy Cancel Russian Culture, a co z Rachmaninowem, Czajkowskim, Czechowem, Achmatową, Mandelsztamem? Mamy ich czynić odpowiedzialnymi za zbrodnie systemu, od którego sami ucierpieli? Nie ma przecież w ich twórczości śladu ruskiej wyniosłości. Taki Czajkowski na przykład sam był ofiarą rosyjskiego nacjonalizmu. A teraz mamy go wrzucać do jednego worka z prześladowcami?
To, co dzieje się na Ukrainie, nie jest jakąś lokalną wojenką, nie mającą większego wpływu na losy świata. To wojna totalna pomiędzy dwoma mocarstwami o dominację nad Europą. I jak na wojnie totalnej w użyciu są wszelkie dostępne środki, by ją wygrać. Dlatego stosowane są sankcje gospodarcze, wyklucza się z międzynarodowych rozgrywek sportowców i bojkotuje się kulturę. I nie ma tu miejsca na niuanse, bo stawka jest zbyt wysoka. W takiej sytuacji zawsze będą niewinne ofiary: Rosjanie, którzy cierpieć będą z powodu sankcji ekonomicznych, uczciwi, zwykli przedsiębiorcy, nie popierający działań Putina sportowcy. Dlaczego mamy z tego grona wyłączać ludzi kultury? Jeśli ktoś ma cywilną odwagę jak Lebiediew nazwać agresję swojego kraju dniami hańby, ocali swoje sumienie i może nie zostanie skazany na banicję. Tak jak zrobiło to wielu uciekinierów z III Rzeszy, by wspomnieć tylko Tomasza Manna, Fritza Langa, Rudolfa Binga. A że nieżyjący już dawno Rachmaninow czy Czajkowski nie mogą się bronić? Trudno, lepiej dziś zapłacić cenę wysoką, by w przyszłości nie płacić o wiele większej. Dopuszczenie do dyskusji pytania o to, który z rosyjskich twórców powinien zostać objęty bojkotem, a który nie, skończyłoby się tak, jak opisane to zostało na początku artykułu. Stworzyłoby to wymarzoną przestrzeń dla zimnego kagiebisty Putina, który uruchomiłby swoich agentów wpływu, pudła rezonansowe po to, by dzielić i skłócać zachodnie społeczeństwa. A komunistyczne i postkomunistyczne służby specjalne mają to opanowane do perfekcji. Kto nie wierzy, niech przeczyta „Montaż” Vladimira Volkoffa.
Dlatego trzeba zrobić wszystko, by pokonać Rosję, tak jak użyto wszelkich środków, by zniszczyć III Rzeszę. W czasie II wojny światowej i krótko po jej zakończeniu też trwał bojkot niemieckiej kultury. W Izraelu do dziś jest zakaz wystawiania dzieł antysemity Ryszarda Wagnera. Czy kogoś to dziwi? Naprawdę, nie kultura rosyjska jest teraz dla nas największym zmartwieniem. A i można się spodziewać, że wyjdzie z tej kwarantanny odnowiona. Na razie jednak powinna zostać złożona na ołtarzu wolności. W przeciwnym wypadku, jeśli ruski imperializm będzie się dalej rozszerzał, wrócą czasy, gdy za negowanie wielkości kultury rosyjskiej płaciło się życiem.
Michał Piotrowski
Czytaj również:
Cancel Russian Culture. Czy można złożyć kulturę na ołtarzu wolności?