18 kwietnia 2022

„Ani siła militarna państwa, ani dyktatura szabli nie mogą dać wystarczającego impulsu do odrodzenia Europy, lecz mogłaby to sprawić tylko wielka przemiana religijna” – pisał w liście do ambasadora Prus w Hiszpanii wybitny dziewiętnastowieczny ultramontanin Juan Donoso Cortés. „Doktor Kontrrewolucji” i „ojciec Syllabusa”, niegdyś zagorzały liberał, „katolik otwarty” – po głębokiej wewnętrznej przemianie dał fenomenalny wykład na temat tego, czym jest władza.

 

Hiszpański markiz, myśliciel polityczny, prawnik, polityk i dyplomata był świadkiem gwałtownych rewolucji wstrząsających Starym Kontynentem i nieprawdopodobnego szerzenia się różnych błędów w życiu społecznym i w Kościele. Uważał, że wszystkie te „błędy” sprowadzają się do „zaprzeczenia istnienia grzechu i Opatrzności”. Można je przezwyciężyć „zachowując niezmienny, hierarchiczny ład założony przez Boga – w sercu natury”. Tylko „porządek nadnaturalny” królujący nad „porządkiem naturalnym”, w którym wiara króluje nad rozumiem, łaska nad wolną wolą, a Opatrzność nad państwem – jest to wszak porządek sprowadzający się do zwierzchności Boga nad człowiekiem” – może uchronić całe społeczności przed okropnościami, jakie człowiek człowiekowi potrafi zgotować. Dlatego ogromne zadanie do wykonania stoi przede wszystkim przed Kościołem katolickim.

Wesprzyj nas już teraz!

Oto historia zatacza koło – od czasów wielkiego sporu papieża Grzegorza VII z cesarzem Henrykiem IV w jedenastowiecznej Europie o to, czyja władza jest wyższa: cesarza czy papieża – żyjący w XIX wieku prawnik po ośmiu burzliwych stuleciach dochodzi do wniosku, że jedynym władcą de facto jest Bóg, a ludzie tak powinni układać relacje we wszelkich wspólnotach, by opierać się przede wszystkim o prawo Boskie i naturalne, uniwersalne, ponadczasowe, niezmienne.

 

Każda ważna kwestia polityczna zawiera ważną kwestię teologiczną

„W eseju o katolicyzmie, liberalizmie i socjalizmie” wydanym w Barcelonie w 1851 r. Donoso Cortés wyraźnie wskazuje, że „w każdej ważnej kwestii politycznej zawarta jest zawsze ważna kwestia teologiczna”. Potwierdza to nawet „ojciec anarchizmu” Pierre-Joseph Proudhon pisząc: „Zadziwiające jest to, jak we wszystkich kwestiach politycznych napotykamy teologię”. Cortés zaś przypomina, że nie ma się czemu dziwić, bo teologia jest nauką Boga, „oceanem, który zawiera i obejmuje wszystkie rzeczy”.

Hiszpan kapitalnie tłumaczy filozoficzne zawiłości, fundamentalne kwestie dla niejako odkodowania natury rzeczy – wciąż do końca nieodczytanej. „Wszystkie one istniały – wyjaśnia, mówiąc o wszystkim, co nas otacza – już w boskim rozumieniu zanim zostały stworzone i istnieją w nim, będąc stworzone, bowiem Bóg tworząc z nicości, dopasował je do formy, która jest w Nim wiecznie. Wszystkie istnieją w Nim na sposób doskonały, jak skutki w przyczynach, konsekwencje w zasadach, odblaski w świetle, a formy w pierwowzorach: są w Nim jednocześnie rozległość morza, elegancja pól, harmonia planet, przepych światów, splendor gwiazd, wspaniałość przestworzy. W nim znajduje się miara, ciężar i liczba wszystkich rzeczy i wszystkie rzeczy z liczbą, ciężarem i miarą, miały w Nim swój początek. W Nim mają swe źródło nienaruszalne i najwyższe prawa rządzące bytami: prawa życia tego, co żyje, prawa wegetacji tego, co wegetuje; prawa ruchu tego, co się rusza; prawa odczuwania przez wszystko, co posiada czucie; prawo rozumienia przez posiadających intelekt; prawo woli dla posiadających wolność. Tym samym, bez popadania w panteizm można stwierdzić, iż wszystkie rzeczy istnieją w Bogu, a Bóg istnieje we wszystkich rzeczach”.

 

Ludzie błądzą, bo odsuwają się od prawdy o naturze rzeczy…

Dając te podstawy, twórca mistrzowskich mów retorycznych wyjaśnia, dlaczego ludzie tak bardzo błądzą – i dlaczego im bardziej będą odsuwać się od Pana Boga oraz porządku naturalnego, nigdy nie będą w stanie nawet w niewielkim stopniu zbliżyć się do raju na ziemi, potencjalnie mającego im dać upragnione szczęście.

Wynika to wszak z prostej zasady, że odsuwając się od Boga, umniejszając wagę wiary, de facto odsuwamy się od prawdy o naturze rzeczy. Tworzone zaś instytucje – ufundowane na błędnych podstawach – nie mogą zaspokoić aspiracji ludzkich. I mimo głoszonych haseł o postępie, społeczności – zamiast zmierzać w kierunku potencjalnie lepszego świata – pogrążają się coraz bardziej w ciemności, z której chciały się wyzwolić.

Nawiązując do licznych myślicieli – od starożytności po czasy sobie współczesne – Donoso Cortés pisze za bezbożnikiem Rousseau, twórcy „umowy społecznej”, iż „nie powstało nigdy państwo, którego fundamentem nie byłaby religia”. Nawet Voltaire – „patron ateistów i rewolucjonistów” – przyznaje w „Traktacie o tolerancji”, że „tam, gdzie istnieje społeczeństwo, religia jest absolutnie konieczna”. Tyle, że tą „religią” może być – w jego przekonaniu – zbiór poglądów głęboko wynaturzonych, kontestujących i zaprzeczających istnieniu porządku rzeczy. Będących zaprzeczeniem Prawdy, Dobra i Piękna.

Wszelkie idee odnoszące się do władzy – poczynając od najmniejszej wspólnoty, jaką jest rodzina po coraz bardziej złożone sposoby organizacji państwa, prawa regulującego porządek tak w kraju, jak i na świecie, mającego zapewnić ład de facto albo nas zbliżają do Prawdy, którą objawia nam Pan Bóg, albo oddalają.

Donoso Cortés kapitalnie ujął tę kwestię w eseju o liberalizmie, zwracając uwagę na pewną zależność. A mianowicie, gdy „temperatura religijna” w danym kraju rośnie, spada „temperatura polityczna” i nie trzeba wprowadzać wielu represyjnych praw ani uciekać się do oręża siły. Jeśli zaś jest na odwrót, rządzący próbują uregulować jak najwięcej kwestii, drastycznie ograniczając wolność jednostki i stopniowo wprowadzając tyranię.

„Ojciec Kontrrewolucji” zauważa, że „pomniejszanie wiary, które prowadzi do pomniejszania prawdy, nie musi pomniejszać ludzkiej inteligencji, lecz niechybnie wiedzie ją do zguby; inteligencjom, które zawiniły, miłosierny i sprawiedliwy zarazem Bóg odmawia prawdy, lecz nie odmawia im życia; skazuje je na błąd, lecz nie na śmierć”.

„Inteligentni niedowiarkowie” mogą urządzać piekło na ziemi. Wszak Bóg nie odebrał im inteligencji, ale pozwolił, by pogrążyli się w błędzie. „Odmawiając wiary, lub ją przyznając, Bóg odmawia im prawdy, lub ją odbiera, lecz nie daje im ani nie odbiera inteligencji. Inteligencja niedowiarków może być doskonała, a wierzących przeciętna. Pierwsza nie jest wcale wielka, lecz przypomina otchłań, druga zaś jest święta, niczym tabernakulum. W pierwszej zamieszkuje błąd, w drugiej prawda. W otchłani, wraz z błędem, mieszka śmierć. W tabernakulum, wraz z prawdą, życie”.

Wybitny myśliciel katolicki dochodzi do wniosku, że dla wspólnot, które porzucają „prosty kult prawdy dla bałwochwalstwa umysłu nie ma żadnej nadziei”.

 

Nie wystarczy inteligencja. Potrzeba mądrości

Wychodząc z założenia, że wszelkie twierdzenia dotyczące władzy, społeczeństwa, rządu odnoszą się do Boga stwierdza: „Kto nie rozumie, że mówiąc o czymkolwiek, pośrednio mówi o Bogu, a mówiąc w jakiejkolwiek nauce, pośrednio mówi o teologii, ten może być pewien, że nie otrzymał od Boga nic poza intelektem absolutnie człowiekowi niezbędnym”. Intelekt wszak nie oznacza mądrości i z łatwością może przyczyniać się do coraz większego niewolenia ludzi, serwując coraz to bardziej wyrafinowane metody sprawowania władztwa. Mądrość zaś prowadzi wspólnoty we właściwym kierunku, ale wiąże się ona z poskramianiem pożądliwości…

 

„Zostawiam wam Cezara i zabieram Jowisza”

Jezus Chrystus przychodząc na świat dokonał ogromnej rewolucji. Zaczął nauczać nowej doktryny, która w oczach ówczesnych „światowców” uchodziła za szaleństwo. Nazywał „pyszałków pyszałkami, a hipokrytów hipokrytami”. „Był tak bezduszny, że doradzał biednym cierpliwość – ironizuje Cortés – a potem szydził z nich wysławiając ich szczęśliwy los (,,,) potępiwszy nierząd i cudzołóstwo jadł chleb nierządników i cudzołóżców. Tak wielka była jego zazdrość i tak marne jego myśli, że lekceważył uczonych i mędrców, a rozmawiał z rybakami i prostakami”.

Chrystus był „pyszałkiem”, nazywając się „panem lądów, mórz i niebios”. Był „hipokrytą”, który umył nogi jakimś biedakom. „Potępił” pracę Marty i „uświęcił bezczynność Marii”. Z jakiegoś powodu „podążał za nim motłoch, tłumy go uwielbiały”. Wszystko to zaczęło więc niepokoić namiestnika rzymskiego odpowiedzialnego za zapewnienie pokoju w cesarstwie i majestatu religii. Sprawy zaszły za daleko…Tłum niemal obwołał Jezusa królem. „Ten, kto powiedział i uczynił takie rzeczy, musiał umrzeć za lud” – pisze hiszpański polityk i prawnik. Oto zaczęto szukać nie tyle winy, co uzasadnienia dla zarzutów, które trzeba było „należycie przedstawić”.

Chrystus zapytany o stosunek do podatków udzielił zadziwiającej odpowiedzi: „Dajcie Bogu co boskie, a Cesarzowi co cesarskie”, co znaczyło: „Zostawiam wam Cezara i zabieram wam Jowisza”. Swoje słowa Jezus potwierdził przed Piłatem i Najwyższym Kaplanem, zwracając uwagę, że jest „synem Boga, a królestwo Jego nie jest z tego świata”. I oto co się dzieje? Kajfasz domaga się śmierci Jezusa. Piłat – jego uwolnienia. Ten pierwszy rozpatrywał sprawę Jezusa z punktu widzenia religijnego. Ten drugi – jako świecki – z punktu widzenia politycznego. „Piłat nie mógł zrozumieć – pisze Donoso Cortés – co wspólnego miało państwo z religią, cezar z Jowiszem, polityka z teologią. Inaczej niż Kajfasz, który wiedział, że nowa religia zachwiałaby państwem, nowy Bóg zdetronizowałby cezara, a w kwestii teologicznej zawarta była kwestia polityczna”.

Tłum myślał jednak jak Kajfasz, wrzeszcząc: „Ukrzyżuj Go!… Ukrzyżuj Go!” Piłat zaś – jako „wzór sprzedajnych sędziów” – „ofiarował Sprawiedliwego na ołtarzu strachu, wydał Jezusa pospolitym furiom i myślał, że oczyści swe sumienie umywając ręce”. Wyszydzony i wzgardzony Bóg-Człowiek zawisł na krzyżu i dokonał swojego żywota. Po chwili „ciszy”, szybko zaczęły się dziać rzeczy zadziwiające…

Oto ludzkie oczy zaczęły oglądać gruzy świątyni, kobiety Syjonu zaczęły przeklinać swoją płodność, Jerozolima wyludniła się, lud żydowski rozproszył się po świecie, świat pogrążył się w wojnie… i tylko „orły wydawały żałosne okrzyki”. Rzym był bez cezarów, bez bogów. Miasta pustoszały, aż … pojawili się królowie adorujący krzyż – znak hańby.

„Skąd tak wielkie zniszczenie? Powszechny kataklizm? Co się dzieje?” – pyta Hiszpan. I odpowiada: „Nic, to nowi teologowie obwieszczają światu nową teologię” – konstatuje.

Wraz z katolicyzmem „w człowieku zagościł ład, a przez człowieka zagościł w ludzkich społecznościach (…). Dogmat katolicki stanowił kryterium nauk, moralność katolicka kryterium działań, a miłosierdzie kryterium uczuć. (…) Ład przeszedł ze świata religijnego do świata moralnego i ze świata moralnego do świata politycznego”. Ci władcy, którzy „oparli swą suwerenność na ludzkich podstawach; rządzili dla siebie i rządzili siłą”, wypaczając istotę władzy.

Dzięki Chrystusowi, który przyszedł na ten padół łez, jakim jest ziemia, dzięki Jego męce i zmartwychwstaniu „człowiek przestał być niewolnikiem człowieka”. Oto biskupi namaszczający władców katolickich w chwili konsekracji mówili: – Weźcie tę łaskę jako symbol waszej świętej władzy, abyście mogli pokrzepić/wzmocnić słabego, podtrzymać niestałego, napomnieć błądzącego i poprowadzić prawego drogą zbawienia. Weźcie berło jako zasadę boskiej sprawiedliwości, która przewodzi dobremu i karze złego; nauczcie się tedy miłować sprawiedliwość i nienawidzić nieprawości.

Taka oto jest idea prawowitego władztwa. Ci, którzy nie rozumieją i oddalają się od tego wielkiego zobowiązania, zaszczytu, ale także brzemienia zmierzają ku mrokom ciemności i wiodą za sobą innych. Wszak powiedział Pan Jezus: „Wiecie, że ci którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie za okup za wielu” (Mt 20; 25-28).

 

Agnieszka Stelmach

Cytaty za: Juan Donoso Cortés, O katolicyzmie, liberalizmie i socjalizmie, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2017 r.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(10)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie