Były estoński minister spraw zagranicznych przypomina, iż to małe państwo – w przeciwieństwie do większych krajów z tego regionu – nie poddaje się rosnącej presji ze strony byłego okupanta ze wschodu.
W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Trivimi Velliste, uzasadniając likwidację sowieckich pomników w Tallinie, porównał Armię Czerwoną do Waffen-SS. To skądinąd oczywiste porównanie nadal funkcjonuje w wielu kręgach jako „myślozbrodnia”, mogąca „urazić” Kreml. Jak powiedział jednak były szef estońskiego MSZ, „Tallin jest w Estonii, a Estonia jest niepodległym państwem i my się nie pytamy Rosji o jej punkt widzenia”.
Wesprzyj nas już teraz!
Przypomniał również o niedawnych atakach hakerskich na estońskie sieci komputerowe. – To część nowej rosyjskiej polityki. Sposoby prowadzenia wojny się zmieniają. Kiedy Rosja nie może osiągnąć swoich celów konwencjonalnymi środkami, ucieka się do nowych – powiedział.
Velliste przypomniał również, iż aż do 1991 r. u władzy w Estonii byli głównie Rosjanie. – Prowadzimy konsekwentnie dekomunizację życia publicznego, a kolaboranci nie mogą zajmować stanowisk kierowniczych. Ścigane są zbrodnie komunistyczne. Mieliśmy już dwa przypadki osób współpracujących z rosyjskimi służbami specjalnymi, które zostały za to osądzone i ukarane. Estoński kontrwywiad ma dużo pracy.
Polityk wyjaśnia również, że w Estonii bez skrępowania okres 1944-1991 nazywa się po prostu okupacją. – Wszelkie inne terminy, takie jak np. ograniczona suwerenność lub suwerenność w ramach ZSRS, nie mają żadnego zastosowania. Estonia zgodnie z prawem międzynarodowym nigdy nie była częścią ZSRS. Była sąsiadem Związku Sowieckiego, czasowo okupowanym przez wojska tego państwa. Tę sytuację można porównać z zajęciem czeskiej części Czechosłowacji przez Trzecią Rzeszę w 1939 pod nazwą Protektoratu Czech i Moraw. Nie ma pomiędzy tymi zdarzeniami żadnej różnicy z punktu widzenia prawa międzynarodowego. Tak zwany Związek Sowiecki nie był niczym więcej jak sloganem Stalina.
Źródło: „Nasz Dziennik”
kra