W niedzielnym wywiadzie prezydent Czech wyraził dystans wobec prognoz ataku Kremla na Ukrainę. Jak przekonywał, konflikt pomiędzy Rosją a państwami NATO to walka na słowa. Milosz Zeman podkreślił również, że nie zgodzi się na wysłanie Czeskich żołnierzy na teren ewentualnych zmagań.
Prezydent Czech Milosz Zeman zadeklarował w niedzielę w programie telewizyjnym prywatnej stacji CNN Prima News, że nie podziela obaw przed możliwym rosyjskim atakiem na Ukrainę i zapowiedział, że nie poprze wysłania czeskich wojsk na wschód. Taką ewentualność dopuszczają ministrowie centroprawicowego rządu Petra Fiali.
Zeman uważa obecne napięcia za obustronną wojnę na słowa i „chciałby, aby tak pozostało”. Rosjanie „nie są głupcami”, a atak na Ukrainę byłby dla nich zyskiem netto tylko wtedy, gdyby oznaczał wystosowanie pod adresem Ukrainy jakiegoś rodzaju militarnego ostrzeżenia, ale o wiele większą stratą byłoby z perspektywy Kremla nałożenie na Rosję rozmaitych sankcji – wyjaśniał.
Wesprzyj nas już teraz!
Czeski prezydent uważa, że jeśli dojdzie do jakiegoś konfliktu, to będzie on dotyczyć wyłącznie dwóch separatystycznych regionów Doniecka i Ługańska na wschodzie pozostającego w zatargu z Rosją kraju.
Prezydent Zeman był także pytany o dokument Informacyjnej Służby Bezpieczeństwa dotyczący dwóch wybuchów w 2014 r. w składach amunicji w Vrbieticach w pobliżu miejscowości Zlin. W jednym z nich zginęły dwie osoby.
W maju 2021 r. rząd Andreja Babisza ogłosił, że ma uzasadnione podejrzenia, że stała za nimi działalność oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego. Dokument BIS (Służby Informacyjne Bezpieczeństwa), który trafił do kancelarii prezydenta, został później zniszczony. Sprawę nagłośniły niektóre media wskazując, że stało się tak, gdy policja chciała sprawdzić, czy do informacji wywiadu nie miał dostępu ktoś niepowołany.
Zeman od samego początku dystansował się od informacji BIS i od lat kwestionuje fachowość jej kierownictwa. W niedzielę powiedział, że wywiad nie przedstawił żadnych dowodów na zaangażowanie rosyjskich agentów.
Źródło: PAP