6 grudnia 2022

„Dał z liścia” heretykowi. Gdzie podziali się biskupi podobni do św. Mikołaja?

Według znanej każdemu dziecku opowiastki św. Mikołaj rozdaje prezenty tym, którzy wykazali się posłuszeństwem wobec rodziców, krnąbrnym zaś podrzuca „rózgę”. Tak jak dobroczynność istotnie wpisana była w życie biskupa Mirry, tak i aspekt dyscyplinarny nie wziął się znikąd. Na własnej skórze przekonał się o tym Ariusz, twórca i główny promotor herezji chrystologicznej, nazwanej potem od jego imienia „Arianizmem”, którego hierarcha „poczęstował” ciosem w twarz. W dzisiejszym Kościele próżno oczekiwać podobnych postaw – a zamiast troski o czystość wiary następcy apostołów reklamują „dialog” i „towarzyszenie” promotorom błędów.

Według przekonań Ariusza i jego popleczników, Chrystus nie posiada natury boskiej – został stworzony przez Boga Ojca w czasie, a także nie dorównuje Mu majestatem. Poglądy te, stojące w rażącej sprzeczności z katolicką doktryną o Trójcy Świętej, zaczęły w IV wieku zyskiwać na popularności – domagając się odpowiedzi ze strony hierarchów, jak również i wiernych stojących po stornie ortodoksji.

Ówczesny biskup Mirry (obecnie tureckiego Demre) był jednym z tych, którzy nie zamierzali milczeć wobec rozpowszechnianych błędów. Wstrząśnięty bluźnierczymi twierdzeniami aleksandryjskiego teologa hierarcha zaprotestował wobec nich spektakularnym i jednoznacznym, choć mało konwencjonalnym, szczególnie w dysputach teologicznych, protestem. Według podań obaj duchowni spotkali się podczas obrad Soboru Nicejskiego I, na którym przywódcy całego świata chrześcijańskiego potępili poglądy Ariusza – Mikołaj miał wykorzystać tę okazję i zbliżywszy się do heretyka, spoliczkować go. Legenda mówi, że w odpowiedzi dysydencki teolog podniósł rękę na biskupa i uderzeniem w twarz złamał szczękę świętego. 

Wesprzyj nas już teraz!

Do czasów ekumenizmu, wspólnego obchodzenia rocznic reformacji, spotkań w Asyżu, czy wreszcie „Dni Judaizmu” w Kościele wspomnienie gorliwości Mikołaja pasuje jak… pięść do nosa – a jednak, katolicka tradycja podobny „styl” przejawiała na każdym kroku. Wstręt do nauk odbiegających od zdrowego depozytu w polemikach z błądzącymi Ojcowie Kościoła niejednokrotnie wyrażali w mocnych słowach. Epitety „bezbożny”, „obrzydliwy”, „bezecny” nieodmiennie łącząc z różnymi heretyckimi nurtami, czy imionami ich głównych promotorów. Z podobnego języka względem wrogów czystej doktryny zasłynął między innymi wielki tłumacz – twórca „Wulgaty” i Ojciec Kościoła – Święty Hieronim.

Za gestami i słowami oburzenia, jakie w chrześcijanach pierwszych wieków naturalnie budziły „nowinki”, stały realne wysiłki i ciężka praca, jaką apologeci podejmowali, by zdławić rozprzestrzenianie się mniemań wypaczających depozyt wiary. Danie odporu heretykom było priorytetem dla znakomitej części Ojców Kościoła i doktorów: Augustyn wadził się z Ariuszem, Manichejczykami i Donatyzmem. Hieronim bronił kultu Matki Bożej, inni stawali naprzeciwko kolejnym błędom antytrynitarzy… Ale dla tak Hilarego z Poitiers, jak dla Ireneusza z Lyonu, czy Atanazego z Aleksandrii walka z wypaczonymi opiniami teologicznymi była bezsprzecznie sprawą pierwszej wagi.

W kolejnych wiekach chrześcijaństwa Kościół zinstytucjonalizował podobne postawy, tworząc Świętą Inkwizycję, czy dopisując potencjalne szkodliwe dla wiernych treści do indeksu Ksiąg Zakazanych… Dziś zarówno po nich, jak i po spoliczkowaniu Ariusza, zostały wyłącznie blade wspomnienia – wspomnienia niewygodne, za które wciąż kościelni przywódcy chcą usilnie „przepraszać”.

Zamiast ducha św. Mikołaja wśród eklezjalnych elit krąży tolerancja dla heretyckich opinii, przyjmowanych z entuzjazmem jako przejaw „dialogu”, czy „pluralizmu”.  My, Polacy, najbardziej skrajne przykłady mamy tuż za zachodnią granicą, gdzie niekanoniczna zbieranina nazywana „Drogą Synodalną” stara się przewrócić do góry nogami katolicką moralność i sakramentologię.

Poza zorganizowanymi grupami modernistów znad Odry w samym sercu Mistycznego Ciała Chrystusa pełno dziś gorszycieli, pokroju chociażby agitatora lobby LGBT, amerykańskiego jezuity Jamesa Martina, obecnie cieszącego się urzędem w Watykanie… Podział między wiernymi jest większy, niż kiedykolwiek, brakuje dyscypliny doktrynalnej – miast „jednego serca i ducha” wielu katolików zaczyna poszukiwać „innej Ewangelii”. Dla każdego obserwatora, cechującego się choć minimalną trzeźwością osądu, przemiany te widoczne są gołym okiem. A jednak… reakcji następców apostołów coraz bardziej zagubieni wierni wyczekują na próżno. Gdzie się podziali tamci biskupi? – ciśnie się na usta smętne pytanie- parafraza znanej piosenki.  

Co różni współczesnych i biskupa z Mirry, który spotkawszy głosiciela tez podważających boską godność Chrystusa nie wstrzymał się z rękoczynami? Więcej niż wiele zdaje się wyjaśniać zawołanie proroka Eliasza: „Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów”. 

Dziś miłość do Boga, wyrażona chęcią oddawaniu Mu czci nie cieszy się ani powszechnością, ani aprobatą duchowych autorytetów. Wszystko w praktyce Kościoła coraz częściej obliczane jest na człowieka, jego korzyść, dobrobyt – a ostatnio nawet już samopoczucie i opinie. Gdy czasem gdzieś w tym antropocentrycznym gąszczu błyśnie hasło „Ad mairoem Dei Gloriam”, brzmi ono jak porzekadło z przeszłych wieków, które mało kto rozumie. Troska o dogmat, czystość nauczanej doktryny, posłuszeństwo Objawieniu – to wszystko co streszczają Eliaszowe słowa, stają się zatem coraz bardziej odległe i… abstrakcyjne dla współczesnych.

Groźba konfliktu o te uniwersalne i obiektywne wartości dla przesączonych antropocentryczną narracją i kulturą duchownych to dostateczny powód – by zamknąć usta i, nie ryzykując sporów, zająć się rzekomo – bardziej „praktycznym” budowaniem bezstresowego współżycia z innymi. „Troska o wspólny dom” i plany zeroemisyjności Bazyliki Piotrowej nie zrealizują się przecież same, a kto z międzynarodowych gremiów zechce współpracować z papiestwem, które jednoznacznie stanie na straży katolickiej doktryny i moralności?

Filip Adamus

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij