Dzisiaj

Demograficzna apokalipsa: Świat się kurczy, Europa starzeje, Polska wymiera

Świat się kurczy, Europa się starzeje, a Polska? Polska wymiera – i to w tempie, które jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. To już nie kryzys – to demograficzna agonia. Przyczyny? Nie tylko gospodarka, ale przede wszystkim mentalność. Jeśli nie odwrócimy trendów, nie uratują nas ani dopłaty, ani ulgi, ani rządowe kampanie.

 

Blok z lat 90. Klasyczne M4, miejsce na wózek w przedpokoju, plac zabaw pod oknem. Blok 2024? Mikroapartamenty po 20 m², coworking zamiast placu zabaw, przestrzeń na rowery, ale dla dzieci plac zabaw – już niekoniecznie. Blok 2100? Wyburzony. Nie było zapotrzebowania. 

Wesprzyj nas już teraz!

Demografia wali się na naszych oczach, i to na całym globie. Raport ONZ World Population Prospects 2024 to dzwonek alarmowy, który zaczyna dźwięczeć coraz głośniej. W największych krajach na świecie spadek liczby urodzeń przyspiesza, i to w zawrotnym tempie. Globalna populacja, według nowych prognoz, ma osiągnąć swój szczyt jeszcze w XXI wieku – i następnie zacząć się kurczyć. 80-procentowe prawdopodobieństwo, że to się stanie, to niemała zmiana w stosunku do prognoz sprzed dekady. Wówczas szanse na koniec wzrostu populacji w XXI wieku wynosiły zaledwie 30 procent.

W wielu krajach rodzi się tak mało dzieci, że pokolenia znikają szybciej niż mogą się odrodzić. Potrzeba bowiem do tego bowiem średnio 2,1 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym. Współczynnik ten jest niepomiernie niższy w niektórych krajach. Is winter coming? Gorzej. Zima już tu jest.

Według raportu ONZ, do 2080 roku będzie więcej seniorów (65+) niż dzieci i młodzieży, czyli 2,2 miliarda. Tyle, ilu jest obecnie mieszkańców Chin, USA, Indonezji i Pakistanu razem wziętych. W krajach rozwiniętych zjawisko starzenia się społeczeństw nabiera coraz wyraźniejszych kształtów. Z jednej strony rośnie długość życia, ale z drugiej – spada liczba dzieci.

Problemy demograficzne w UE

Demograficzny kryzys dotyka w dużym stopniu krajów Unii Europejskiej. Co więcej, z każdym rokiem się pogłębia. Od 2012 roku w UE więcej ludzi umiera niż się rodzi, co potwierdzają dane Eurostatu (Demography: interactive publication 2024 edition). A przyszłość rysuje się w jeszcze ciemniejszych barwach. Według prognoz, do 2100 roku w Unii przyjdzie na świat 291,3 miliona dzieci, ale w tym samym czasie umrze aż 416,6 miliona osób. Rachunek jest prosty: populacja skurczy się o 125,3 miliona. Całkowity ubytek ludności UE będzie wprawdzie mniejszy („zaledwie” 27,3 miliony osób), jednak wyłącznie dzięki migracji.

Struktura wiekowa zmienia się gwałtownie. Jak wynika z raportu Eurostatu, w 2022 roku na jednego seniora przypadały trzy osoby w wieku produkcyjnym. Do końca XXI wieku nastąpi jednak dramatyczne odwrócenie tych proporcji – na pięciu pracujących przypadnie aż trzech emerytów. Oto zapowiedź świata, w którym coraz mniejsza grupa ludzi aktywnych zawodowo będzie dźwigać na swoich barkach finansowanie całych państw.

Demograficzna zima także nad Wisłą

Świat kurczy się, a wraz z nim także i Polska. Według prognoz GUS, do 2060 roku ubędzie nas 6,7 miliona. To więcej niż gdyby z mapy zniknęła cała Małopolska i Śląsk razem wzięte. Pokolenie wyżu lat 80. wejdzie w wiek największej śmiertelności, a liczba zgonów sięgnie niemal pół miliona w ciągu 12 miesięcy. Z kolei liczba urodzeń maleje w dramatycznym tempie. Za 35 lat na świat przyjdzie zaledwie 225 tysięcy dzieci rocznie.

Nie miejmy złudzeń, że jest to tylko przejściowy kryzys. To proces, który trwa nieprzerwanie od trzech dekad i z roku na rok przybiera na sile. Nasz kraj wszedł w długoterminową depresję demograficzną. Liczba urodzeń w 2023 roku spadła do 272 tysięcy – najmniej w całej powojennej historii. Żeby kraj się nie wyludniał, na każde 100 kobiet w wieku rozrodczym powinno przypadać 210 – 215 dzieci. Obecnie to zaledwie 116.

Wzorzec macierzyństwa zmienił się radykalnie. Jeszcze w latach 90. XX wieku przeciętna matka miała 26 lat – dziś ma 31. Wiek kobiet decydujących się na urodzenie pierwszego dziecka przesunął się z 23 do 29 lat. W 2060 roku połowa Polaków będzie miała ponad 50 lat – ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Dlaczego dzietność spada?

Spadek dzietności stanowi między innymi uboczny skutek szybkiego wzrostu dobrobytu. Historia rozwoju krajów to także historia demografii – od epoki przetrwania do ery ,,pustych kołysek”. W nieuprzemysłowionych, słabo rozwiniętych krajach rodzi się dużo dzieci. Ale równie wiele umiera – choroby, głód, brak higieny robią swoje. Wraz z rozwojem cywilizacji, w tym medycyny, śmiertelność spada, jednak ludzie wciąż mają liczne rodziny. Przez pokolenia nauczyli się bowiem, że to nie tylko tradycja, ale i gospodarcza konieczność.

Efekt? Populacja eksploduje. Aż w końcu nadchodzi dobrobyt – stabilizacja, komfort, większa wygoda. Progenitura przestaje być koniecznością – staje się wyborem. I coraz mniej osób się nań decyduje. Dzietność leci w dół, społeczeństwo jest coraz starsze, a kraj, który osiągnął ekonomiczny szczyt, zaczyna się kurczyć. To moment, w którym znajdują się już nie tylko zachodnie potęgi, ale i coraz więcej takich krajów jak Polska.

Jednak kryzys demograficzny to nie tylko efekt gospodarki czy braku odpowiedniej polityki prorodzinnej. To także problem tego, jak dziś wygląda „rynek matrymonialny”. Zamiast budowania trwałych więzi, ludzie ,,skanują się wzrokiem” w aplikacjach. Kilka sekund, jeden ruch palcem – i już ktoś jest „przekreślony” albo „zaklepany”. Nie ma czasu na głębszą refleksję. Nie ma miejsca na głębokie dojrzewanie relacji. W efekcie coraz więcej związków rozpada się szybciej niż powstało. A tam, gdzie brak trwałości, brak też dzieci – bo jak budować liczną rodzinę na piasku?

Co więcej, kultura od lat robi wszystko, by do dzietności zniechęcić. W filmach, serialach i innych wykwitach popkultury konsekwentnie lansuje się model singla i singielki: niezależnych, wolnych, beztroskich; żyjących dla siebie i własnych przyjemności. Kultura masowa jest dziś nastawiona na natychmiastową gratyfikację. Liczy się hinc et nunc, życie bez większych zobowiązań. Symbolami tego są kredyt konsumpcyjny czy natychmiastowy zastrzyk dopaminy z social mediów.

Do tego dochodzi odejście od tradycji. Tymczasem już starożytni poganie wiedzieli, że celem życia jest nieśmiertelność, również w postaci potomstwa. Nawet barbarzyńcy chcieli zostawić po sobie dziedzictwo, pomnik trwalszy niż ze spiżu – jak pisał Horacy. A co pozostawi po sobie współczesne pokolenie? Górę plastikowych odpadów, stertę gadżetów i puste mieszkania wzięte na kredyt.

Skutki kryzysu demograficznego

Spadek przyrostu naturalnego nie jest tylko statystycznym wykresem – to realne problemy gospodarki i jakości życia. System ubezpieczeń społecznych? Zachwieje się, bo coraz mniej pracujących będzie musiało utrzymać coraz większą liczbę emerytów. Zresztą pobierane przez nich państwowe świadczenia, jeśli nie zaczniemy oszczędzać, będą na poziomie ułamka pensji. Służby zdrowia nie będzie miał kto utrzymać. Demografia uderzy nas po kieszeni – i to boleśnie.

Kryzys ludnościowy oznacza także społeczną stagnację. Starsze pokolenia to skarbnica doświadczeń, ale bez młodych brakuje innowacji, świeżego spojrzenia i energii do działania. Gdy w państwie brakuje równowagi wiekowej, zamiast rozwoju mamy konserwowanie status quo. Populacja się starzeje, zaczyna myśleć defensywnie, unika ryzyka, dusi kreatywność. Historia pokazuje, że to prosta droga do zastoju. A świat nie stoi w miejscu – jeśli jedne kraje tracą impet, inne przejmują inicjatywę. Europa już teraz traci konkurencyjność na rzecz młodszych, dynamicznych społeczeństw. A Polska, jeśli nic się nie zmieni, podąża, niestety, w tym samym kierunku – drogą powolnego demograficznego wygasania.

Czy istnieje wyjście?

Rozwiązanie tego rodzaju kryzysu wymaga odwrócenia trendów, które nas do niego doprowadziły. Z ekonomicznego punktu widzenia konieczna jest polityka prorodzinna. To jednak nie tylko rozdawanie pieniędzy, lecz konkretne działania, które sprawią, że zakładanie rodziny stanie się realnie łatwiejsze. Wyższe ulgi podatkowe dla rodziców? Jak najbardziej. Węgrzy już to robią z rozmachem i może warto raz w życiu spojrzeć na Budapeszt nie tylko jako na cel turystyczny, ale i źródło inspiracji. Tyle że pieniądze – nawet dobrze przekazane – to nie wszystko. Potrzebne są mieszkania dostępne dla młodych, stabilność zatrudnienia dla matek i sensowne wsparcie przy ich powrocie na rynek pracy. Ale to wciąż tylko połowa sukcesu.

Bez powrotu do kultury wspierającej naturalne wspólnoty wszelkie ulgi i dotacje na niewiele się jednak zdadzą. Potrzebujemy znanych i lubianych osób pokazujących, że trwały związek ojca, matki oraz ich dzieci to nie obciach, ale coś wartościowego. Potrzebujemy filmów i seriali, które nie będą kolejną laurką dla życia „bez zobowiązań”, tylko pokażą rodzinę w pozytywnym świetle. Potrzebujemy błyskotliwych memów, trafiających do młodych szybciej niż rządowe kampanie.

Nowe pokolenie Polaków wciąż ma wybór – albo wejdzie w schematy narzucone przez kulturę tymczasowości, albo odzyska kontrolę nad własną przyszłością. Rodzina i wychowanie dzieci to nie jest wygodny life choice dla każdego. To krew, pot i łzy. To wyzwanie, które warto podjąć, by pozostawić po sobie dziedzictwo – i dla dobra przyszłych pokoleń.

Stanisław Bukłowicz

Europa wymiera. Największy spadek urodzeń od 1961 roku

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie