Ceny ropy naftowej to strategiczny element światowej gospodarki. W maju spadły o 17% (ze 119 do 101 dolarów) – to największy spadek od słynnego ześlizgu ze spekulacyjnego szczytu, z lipca 2008 roku. Wówczas w ciągu zaledwie 5 miesięcy ceny spadły ze 145 dolarów do 33 (!) przed Bożym Narodzeniem 2008 roku.
Na pytanie, dlaczego ropa nagle staniała, odpowiedzi udzielił na swoim blogu Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw. Według niego, przyczyną jest … prezydent Obama. Wysokie ceny benzyny w Stanach Zjednoczonych urosły do problemu numer jeden w czasie rozpoczynającej się właśnie kampanii wyborczej. Wczesną wiosną były najwyższe w historii i obawiano się, że jeśli będą standardowo rosnąć w lecie, wówczas tankowanie podczas wakacji nadszarpnie amerykańskie portfele podatników tak skutecznie, że zaważy na jego szansach na reelekcję.
Wesprzyj nas już teraz!
Prezydent Obama ma kilka możliwości wpływu na światowe ceny ropy. Jedną z nich jest okiełznanie spekulacji na rynku commodities. O ile jest to trudne rozwiązanie, drugą możliwość, udaje się, przynajmniej na zewnątrz, dużo lepiej. Chodzi o uspokojenie nastrojów, związanych z prawdopodobnym konfliktem z Iranem. Establishment irański doskonale opanował grę na cenach ropy naftowej i potrafił – poprzez umiejętne budowanie napięcia – wywindować cenę baryłki ropy ze 103 dolarów w grudniu 2011 r. do 126 dolarów w marcu b.r. Chwilowo więc sączony jest do mediów przekaz, że konflikt został wyciszony, a negocjacje są intensywnie prowadzone. Umilkły też, głośne i natarczywe jeszcze niedawno, groźby ze strony Izraela. Przypadek ?
Nie bez znaczenia pozostaje również aktywność największego sojusznika USA w tym regionie, Arabii Saudyjskiej, z którą Amerykanie współpracują skutecznie w branży naftowej już ponad pół wieku. I właśnie dość nagle Arabia Saudyjska zwiększyła wydobycie ropy, wpływając impulsywnie, dodatkowo na obniżenie cen na giełdach światowych.
Obama doskonale zdaje sobie sprawę, że rosnące ceny benzyny, zwłaszcza w USA, gdzie była ona jeszcze niedawno relatywnie tania, mogą skutecznie zniweczyć jego plany na reelekcję. Eskalacja konfliktu z Iranem byłaby mu więc wyjątkowo nie na rękę przed wyborami, bo niewątpliwie przyczyniłaby się do dalszego wzrostu cen ropy. Groźby pod adresem Iranu odsunął zatem na dalszy plan. Co więcej, zdaje się usilnie budować wrażenie, że żadnego konfliktu nie ma. Zupełnie, jak gdyby Ahmadineżad nigdy nie powtarzał, że zmiecie Izrael z powierzchni Ziemi.
Jeśli zaufać światowym mediom tzw. głównego nurtu również Prezydent Iranu stonował agresywne wypowiedzi pod adresem znienawidzonego Tel Awiwu. Tak przynajmniej wynika z ciszy medialnej na ten temat. Może to jednak jedynie kolejny, uzupełniający element tej samej gry wobec opinii publicznej ? Jak się ma wobec tego stan kontraktów na irańską ropę, skoro jeszcze tak niedawno obie strony prowadziły intensywne i skuteczne działania na rzecz ich ograniczenia ? Czyżby to głównie Europa miała się stać kozłem ofiarnym polityki embarga handlowego, którą tak ochoczo podjęła i nagłośniła ?
Kolejne – najważniejsze – pytanie dotyczy rozwoju wydarzeń po wyborach w USA. Jeśli Obamie uda się uzyskać reelekcję, „rozwiązanie kwestii irańskiej” wydaje się nieuchronne.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.szczesniak.pl