6 kwietnia 2018

Dlaczego sobota poświęcona jest Maryi?

(Wikimedia Commons)

Sobota to dzień Matki Bożej – katolicy wiedzą to nie od dziś. Ale właściwie dlaczego właśnie sobota, a nie którykolwiek inny dzień tygodnia?

 

W kulturze katolickiej piątek poświęcony jest Męce Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wynika to oczywiście z tego, iż śmierć krzyżowa nastąpiła właśnie w piątek. Niedziela zaś od wieków poświęcona jest zmartwychwstaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa. To również jest proste do wyjaśnienia: Chrystus zmartwychwstał w niedzielę. Między piątkiem a niedzielą jest jednak sobota. Szabat w kulturze żydowskiej był dniem poświęconym Panu. Był to dzień Boży, dzień, w którym stworzenie zostało zakończone. Szabat przestał być świętym dniem od czasu wygaśnięcia żydowskiego przymierza z Bogiem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Katolicy nie mogli jednak pozostawić soboty niezagospodarowanej, tym bardziej, że jest to dzień pomiędzy dwoma innymi bardzo wzniosłymi dniami. Jak zatem wszyscy wiemy, sobota poświęcona jest Matce Bożej.

 

Skąd wywodzi się ta tradycja?

Odpowiedzi można szukać w dokumentach z opactwa w Cluny. Otóż nabożeństwo do Matki Bożej stało się wielkim impulsem na początku X wieku wraz z reformą klasztorną prowadzoną przez opactwo Cluny. To wtedy właśnie rozpowszechnił się zwyczaj poświęcania Matce Bożej soboty. Święty opat Hugon ustalił, że gdy w sobotę nie było innego święta, we wszystkich klasztorach należy śpiewać hymny ku Najświętszej Maryi Panny i odprawiać mszę świętą „De Beata Virgine”, czyli liturgię specjalnie skomponowaną ku Jej chwale. To po tej decyzji papież Urban II nakazał by w soboty, aby litania do Najświętszej Maryi Panny została dodawana do Liturgii Godzin. Świadczy to o impulsie, jaki zakon Cluny wysłał  w sprawie nabożeństwa do Matki Bożej, szczególnie w soboty.

 

Ale dlaczego właśnie soboty? Istnieją różne wyjaśnienia poświęcenia soboty Matce Najświętszej, ale to najbardziej rozpowszechnione w chrześcijaństwie wynikało z wielkiego znaczenia zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa w duchowości średniowiecznej. Otóż w sobotę poprzedzającą zmartwychwstanie jedynie Matka Boża uosabiała Kościół katolicki na całej Ziemi! I to dlatego ludzie średniowiecza w ten właśnie dzień szczególnie Ją chwalili. Ewangelie mówią nam, że po śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa uczniowie i święte kobiety nie wierzyli w zmartwychwstanie, mimo że nasz Pan uprzednio już im je zapowiedział. Tak więc od czasu śmierci Pana naszego na krzyżu w Wielki Piątek do niedzieli zmartwychwstania tylko Matka Boża wierzyła w Jego boskość. Tylko Ona miała doskonałą wiarę, bo jak mówi święty Paweł: „Bez zmartwychwstania daremna byłaby nasza wiara”.  

 

Czyż można wyobrazić sobie piękniejsze wyjaśnienie? Byłoby przesadą powiedzieć, że święte kobiety i św. Jan Ewangelista stracili wiarę, ale w sobotę nie wierzyli oni w zmartwychwstanie. Nie zdali sobie sprawy, że to się stanie naprawdę, mimo że nasz Pan wielokrotnie o tym mówił. Zmartwychwstanie jest tak gwałtowne, tak sprzeczne z naturalnym porządkiem rzeczy, że duch ludzki nie jest skłonny go sobie wyobrazić. I chociaż nasz Pan wskrzesił Łazarza a uczniowie to widzieli, to z powodu zatwardziałości dusz nie zrozumieli, że ten, który wzbudził Łazarza, wzbudzi również sam siebie. Nie zdali sobie sprawy, że nasz Pan miał zamiar podjąć wyzwanie, które bluźniercy rzucili u stóp Krzyża, kiedy powiedział do Niego: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża”.

 

Zrobił o wiele więcej niż tylko zstąpił z krzyża i sam się wybawił: pozwolił sobie umrzeć, a potem się podniósł! To coś jeszcze bardziej niezwykłego! Nie było łatwo w to uwierzyć. Nawet w najbliższym otoczeniu Matki Bożej, ci, którzy otaczali ją u stóp Krzyża – ewangelista, święte kobiety, ten czy inny, który zbliżył się w tej godzinie goryczy i towarzyszył Matce Bożej do jej domu i został z Nią – nie spodziewali się, że On zmartwychwstanie. Ona wiedziała, ale oni nie. Mieli tajemnicze przeczucie, że historia naszego Pana nie została zamknięta i ostatnie słowo nie zostało jeszcze powiedziane. Ich obecność w pobliżu Matki Bożej wyraźnie pokazała, że mają wskazówkę, że coś będzie dalej trwało, bo w przeciwnym razie całkowicie by się rozproszyli. Jednak, mimo iż mieli niewytłumaczalne poczucie, że misja Chrystusa będzie kontynuowana, nie byli w stanie wymyślić pojęcia Zmartwychwstania.

 

W tym czasie tylko Matka Boża uwierzyła w Zmartwychwstanie. W sobotę na całej powierzchni Ziemi pozostawała jedynym stworzeniem posiadającym wiarę, najpełniejszą wiarę bez cienia wątpliwości. Była to zupełna pewność i bolesne oczekiwanie z powodu grzechu, który został popełniony, ale była to też bardzo spokojna wiara – pewna nadchodzącego zwycięstwa.

 

W każdej minucie miecz tęsknoty i bólu zanurzał się jeszcze głębiej w Jej Niepokalane Serce. Ale z drugiej strony odczuwała pewność nadchodzącego zwycięstwa. Stanowiło to dla Niej oczywiście powód do pocieszenia i radości.

 

Ponieważ tylko ona reprezentowała tego dnia wiarę, możemy powiedzieć, że gdyby tego nie uczyniła, świat by się skończył, ponieważ świat nie może istnieć bez wiary. Tylko godna podziwu wiara Matki Bożej podtrzymywała wówczas świat i dała ciągłość obietnicom Ewangelii.

 

Wszystkie obietnice złożone w Ewangelii i w Starym Testamencie, według których Mesjasz miał zapanować nad całą Ziemią i stać się Królem Chwały i centrum historii, nie zostałyby spełnione, gdyby w którymś momencie wiara została wymazana. Świat musiałby się wówczas skończyć. Ale ona tego dnia miała w sobie całą wspaniałość, jaką Kościół będzie rozwijał na przestrzeni wieków, wszystkie cnoty, które będzie zasiewał, wszystkie obietnice Starego Testamentu i wszystkie osiągnięcia Nowego. Wszystko to żyło w jednej duszy: duszy Matki Bożej. To był druga najwznioślejsza chwila w Jej życiu: pierwsza miała miejsce gdy przyjęła Mesjasza i nosiła w sobie zbawienie świata. Druga – gdy zawierała w sobie Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa.

 

Można powiedzieć, że ten epizod w życiu Matki Bożej jest jednym z najpiękniejszych, do tego stopnia, że można zapytać: Czyż nie jest to nawet piękniejsze niż okres, kiedy w swoim świętym łonie, które było prawdziwym Przybytkiem, narodziła się w Panu Jezusie Chrystusie? W którym z tych dwóch przypadków życie Matki Bożej było najwznioślejsze: gdy ona sama przyjęła Mesjasza i nosiła w sobie zbawienie całego świata czy gdy miała w swoim łonie Kościół rzymskokatolicki i apostolski, a zatem Mistyczne Ciało Chrystusa? Gdy wszyscy pozostali byli niedoskonałymi, wadliwymi, półwiernymi członkami tej całości, którą w sobie zawierała?

 

Odpowiedź na te pytanie nie jest oczywiście prosta, być może nawet szukanie jej nie byłoby rozsądne. Ale pragnę przytoczyć słowa francuskiego dramatopisarza Edmonda Rostanda, który w swojej sztuce teatralnej „Chanteclair” pisał, że „pięknie jest wierzyć w światło w nocy”. No bo czym jest wiara w światło w południe? Aby w nie o tej porze nie wierzyć, trzeba być albo chorym, albo zamkniętym w piwnicy. Ale wiara w światło nocą, gdy ma się wrażenie, że bieg rzeczy zatopił nas w ciemności na zawsze, jest zaiste piękna. To właśnie stało się udziałem Maryi – w obliczu naszego zmarłego Pana, ułudy ogromnej klęski, i dostrzegając całą naturalną niemożliwość zmartwychwstania, Matka Boża najspokojniej wierzyła.

 

Kościół wybrał zatem sobotę na dzień szczególnego kultu Matki Bożej, ponieważ to właśnie ten dzień przypomina nam o tragicznej godzinie zwątpienia i opuszczenia, ale i o Jej nieustającej wierze. Czyż nie jest to zatem sprawiedliwe, że Matka Boża ma być uważana za szczególnie błogosławioną przez wszystkie pokolenia w każdą sobotę aż do końca świata? Nie tylko dlatego, że porodziła Syna Bożego, ale również dlatego, że uwierzyła w Syna Bożego! To prawdziwy cud!  Szczególnie czcijmy więc Matkę Bożą w każdą sobotę nie z rutyny czy zwyczaju, którego pochodzenia nie znamy, ale dostrzegając wzniosły i niezwykły powód, który dał początek temu zwyczajowi. 

 

Dziś powinniśmy to czynić ze szczególnym zapałem! Jesteśmy bowiem w środku nocy. Gdyby Kościół nie był nieśmiertelny, można by powiedzieć, że Kościół Konstantyna zgasł. Mamy wokół siebie jedynie dewastację, korupcję i nędzę w prawie każdym sektorze ludzkiego życia, jeśli nie we wszystkich jego aspektach. Wszystko wskazuje na to, że cywilizacja chrześcijańska umarła. Podczas tej straszliwej nocy dusza wiernego katolika musi stać się takim samym naczyniem honoru i chwały, czystości i wiary, jakim była dusza Maryi. Dopóki nie nadejdzie triumf Niepokalanego Serca, przeżywamy Wielką Sobotę, w której wszystko, co kochamy, leży w grobie. Ale wierni katolicy wierzą. Są pewni, że wreszcie zwycięży Niepokalane Serce Maryi. Ta pewność daje mu spokój w największym nieszczęściu, podobnie jak pewność Matki Bożej dawała jej spokój w Wielką Sobotę.

 

Plinio Correa de Oliveira

Powyższy tekst stanowi fragment wykładu wygłoszonego w 1971 roku.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 151 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram