W środę 25 października media katolickie obiegł szkic dokumentu końcowego synodu o synodalności. W wyniku licznych poprawek, jakie zgłosili delegaci podsumowujące obrady pismo ukazało się ostatecznie w kształcie zmienionym pod kilkoma istotnymi względami. Choć konkluzja obrad w dalszym stopniu pozwala na niebezpieczne interpretacje, to delegaci podczas dyskusji złagodzili jej burzący potencjał.
Jak podaje portal ncregister.com, w końcowej uchwale nie znajdujemy m.in. pojęcia „LGBTQ+”, jakie zawarto w przedstawionej w połowie tygodnia wersji wstępnej, a także w instrumentum laboris zgromadzenia. Użycie tego terminu „jest kontestowane przez wielu biskupów i teologów, którzy twierdzą, że (…) przedstawia on pociąg seksualny i poczucie tożsamości płciowej jako fundamentalną część własnej tożsamości”, informuje amerykańskie medium.
Zamiast o „osobach LGBTQ+”, jak np. w instrumentum laboris, szkic dokumentu końcowego synodu wspomina o „osobach, identyfikujących się jako LGBTQ+”. „Niektórzy katolicy uważają to pojęcie za mniej problematyczne”, ponieważ wskazuje na subiektywny, a nie obiektywny charakter auto- identyfikacji ludzi zmagających się z homoseksualizmem lub dysforią płciową.
Wesprzyj nas już teraz!
W ostatecznej wersji uchwały nie pojawiła się żadna z używanych przez tęczowe środowiska etykiet. Zamiast tego można w niej przeczytać o osobach „które czują się wykluczone z Kościoła z powodu (…) tożsamości i seksualności”.
Mimo to zauważyć trzeba, że w synodalnym dokumencie pojawiają się sformułowania dotyczące ludzkiej seksualności zaproponowane przez agitatorów rewolucji obyczajowej. Mowa chociażby pojęciach „orientacji seksualnej” lub „tożsamości płciowej”.
Jak wskazuje ncregister.com, rezygnacja z użycia terminów „LGBT- podobnych” spotkała się z negatywną reakcją promotorów zmiany nauczania Kościoła o seksualności. Niezadowolenie z tego stanu rzeczy wyraził m.in. obecny na synodzie James Martin, jezuita znany ze sprzeciwu wobec katolickiej wizji etyki seksualnej.
W ostatecznej wersji synodalnego dokumentu spotykamy za to nieco więcej odniesień do nauczania Kościoła jako źródła poglądów, na jakim opierać powinni opierać się katolicy i dziś. W finalnej uchwale 10 razy napotykamy wyraz „magisterium”, a w środowym szkicu zaledwie 4. Odwołaniem do prawd wiary uzupełniono m.in. fragment mówiący o konieczności „rozeznania” najbardziej kontrowersyjnych dyskusji we współczesnym kościele ze wstępnej wersji synodalnej uchwały. Ostatecznie dodano, że to „rozeznanie” musi nastąpić: „w świetle Słowa Bożego, nauczania Kościoła, refleksji teologicznej i z uwzględnieniem doświadczenia synodalnego”.
Ale różnice pomiędzy zaproponowanym w środę kształtem dokumentu a przyjętą uchwałą to nie tylko terminologia. W podsumowującej zebranie deklaracji nie znajdziemy bowiem kontrowersyjnej propozycji utworzenia przy papieżu „stałego synodu biskupów”, mającego „wspierać Posługę Piotrową”. Według autora artykułu opublikowanego na łamach ncregister.com, postulat ten można podsumować, jako chęć powołania „stale obradującego gremium biskupów, kapłanów, osób konsekrowanych i świeckich, doradzających na bieżąco papieżowi”.
Zamiast „synodu nieustającego” w ostatecznej wersji dokumentu zaproponowano stworzenie „rady synodalnej” przy Ojcu Świętym, mającej składać się z 9 kardynałów.
Źródło:ncregister.com
FA
XX Kongres Konserwatywny: dr Marguerite A. Peeters laureatką Nagrody im. Księdza Piotra Skargi