15 grudnia 2021

Najnowsze kłamstwo genderyzmu. Porażający obraz transseksualnej rzeczywistości

(FOT: Caters News / Caters News / Forum)

Zjawisko zmiany płci to gorący społecznie problem, szczególnie  na Zachodzie. Co jakiś czas media donoszą o kolejnym „chłopcu w ciele dziewczynki” czy „kobiecie w ciele mężczyzny”. Co myśleć o takich przypadkach? Czy współczesna medycyna rzeczywiście umożliwia skuteczną zmianę płci? Czy mężczyzna może stać się  normalnie funkcjonującą  kobietą i odwrotnie?  Na te i podobne pytania znajdziemy odpowiedzi w znakomitej książce  „Kiedy Harry stał się Sally” amerykańskiego filozofa i publicysty Ryana T. Andersona.

Książka była już bestsellerem  na dwóch listach tematycznych Amazona, kiedy ten jeden  z głównych graczy  Big Tech  nagle zdecydował o całkowitym wycofaniu jej ze sprzedaży, jednocześnie  ustawiając swoje wyszukiwarki tak, by sugerowały pozycje dokładnie przeciwstawne. Czego przestraszył się internetowy gigant?

Zmiana płci biologicznej nie jest możliwa

Wesprzyj nas już teraz!

Otóż Anderson przywołując liczne źródła naukowe rzeczowo i kompetentnie pokazuje wszystkie blaski i cienie związane z procesem zmiany płci,  w jego opracowaniu znajdujemy także  podsumowanie wiedzy biologicznej dotyczące płci.  Płeć biologiczna jest dymorficzną, wrodzoną cechą definiowaną w odniesieniu do biologicznej roli organizmu w reprodukcji. Medycyna od dawna definiuje płeć jako cechę biologiczną, która odróżnia żywe istoty jako męskie lub żeńskie na podstawie posiadanych chromosomów płciowych, obecności charakterystycznych narządów rozrodczych i jednoznacznych genitaliów. W naukach przyrodniczych płeć jest definiowana w zależności od tego, czy organizm jest tak skonstruowany, aby dawać lub otrzymywać materiał genetyczny podczas procesu reprodukcji. Organizmy, które oddają materiał genetyczny, są klasyfikowane jako samce; te, które otrzymują materiał genetyczny, są klasyfikowane jako samice. Istoty ludzkie, podobnie jak wszystkie ssaki, rozmnażają się płciowo. Z definicji taki układ rozrodczy jest układem binarnym. Interwencje, które zmieniają wygląd seksualny osoby, nie zmieniają jej kodu genetycznego.  

Dlatego płeć się nie zmienia. Podawanie hormonów płciowych i innych leków może w różnym stopniu zmieniać wygląd i fizjologię, ale te substancje chemiczne nie zmieniają płci biologicznej. Jakakolwiek interwencja medyczna nie jest w stanie „zmienić” żadnej osoby z jednej płci na drugą. Z kolei zaburzenia rozwoju płciowego (ZRP),  nazywane stanami interseksualnymi (starsze określenia „hermafrodytyzm”, „obojnactwo” czy „interseksualizm”) to dolegliwości, w których zaburzone jest normalne zróżnicowanie płciowe i ich funkcje. Jednak u osób z ZRP nie występują  dodatkowe narządy rozrodcze, gonady czy  gamety.

Dlatego z definicji ZRP nie stanowią dodatkowych płci, tzw. „trzeciej płci” jak często czytamy w genderowych opracowaniach.  Płeć ludzka jest układem binarnym, a nie spektrum. Genetyka jest powodem, dla którego mężczyzna, który sam identyfikuje się jako kobieta, pozostaje mężczyzną i wyjaśnia, dlaczego podanie estrogenu mężczyźnie nie zmienia go w kobietę. Chociaż prawdą jest, że mężczyzna, który używa estrogenu po okresie dojrzewania, traci siłę mięśni i upośledza inne aspekty swojej fizjologii, jednak nie zmienia on swojej genetyki; pozostaje mężczyzną na poziomie komórkowym we wszystkich układach ciała. Podobnie kobieta, która utożsamia się z mężczyzną, pozostaje kobietą, a podanie jej testosteronu nie zmienia jej w mężczyznę. Pod względem genetyki pozostaje kobietą na poziomie komórkowym. 

Dlaczego te naukowe ustalenia tak bulwersują zwolenników  genderowej ideologii, dlaczego nie mogą być przedmiotem rzeczowej, spokojnej debaty? Z jakiego powodu praca Andersona została tak ostro zaatakowana przez genderowy mainstream? Wydaje się, że decydujące są tutaj dwie kwestie. Po pierwsze Anderson bezlitośnie demaskuje trans-afirmacyjne narracje aktywistów odsłaniając  w nich  brak jakiekolwiek logicznej spójności, po drugie niezwykle mocne wrażenie robią losy osób, które poddały się tranzycji, a czasami i detranzycji.    

Taktyka i cele transpłciowych aktywistów

Aktywiści transpłciowi utrzymują, że gdy dziecko deklaruje przynależność do przeciwnej płci w sposób „konsekwentny, uporczywy i stały”, właściwą reakcją będzie wspieranie go w takiej identyfikacji bez względu na wiek. Jak wyglądają te zalecenia w praktyce?  Ostatnio media przyniosły informację,  od której cierpnie skóra. Rząd szkocki, w ścisłej współpracy z  organizacjami LGBT, opublikował  rozporządzenie na mocy którego już 4-letnie dzieci (czyli rozpoczynające w Szkocji naukę szkolną)  będą mogły zmienić imię i płeć w szkole bez zgody rodziców. Dokument wzywa nauczycieli, by nie kwestionowali woli uczniów, jeśli wbrew płci biologicznej powiedzą, że chcą stać się chłopcem lub dziewczynką, a zamiast tego pytali ich o nowe imię i zaimki, jakich w stosunku do nich używać. Zdaniem autorów  „ujawnienie się” jako osoba transpłciowa jest możliwe „w każdym wieku” i należy szanować zdanie młodych ludzi, którzy nie chcą, aby ich rodzice byli o tym informowani. Ideologiczne szaleństwo w pełnej  krasie.

Ideologia a prawidłowości rozwojowe

Anderson pokazuje  brak wystarczających podstaw naukowych uzasadniających te procedury. Całkowicie ignorowane są dane naukowe mówiące o samoistnym wygaszaniu tendencji dysforycznych u 80-95% dzieci (sic!). Dodam, że również całkowicie  pomijane  są prawidłowości dostarczane przez psychologię rozwojową o dynamicznym i zmiennym charakterze kształtowanie się tożsamości na wszelkich płaszczyznach, szczególnie w okresie adolescencji.  Tzw. „burza hormonalna” nie jest pustym  sloganem lecz zjawiskiem  potwierdzonym naukowo, co ma związek z licznymi wahaniami nastroju z dominacją uczuć negatywnych. Kształtowanie się osobowości, inteligencji formalnej, dojrzałej tożsamości, moralności postkonwencjonalnej to długie procesy, które kończą się na ogół w okresie późnego dojrzewania.

Te prawidłowości są przemilczane.  Również ignorowane są  terapie nastawione na zmiany emocjonalne  u dzieci. Lekarze nie mają przekonującej strategii pozwalającej prawidłowo ocenić, czy dane dziecko należy do grupy 5-20 procent pacjentów, która będzie trwała w identyfikacji transpłciowej w dorosłym życiu, czy też do grupy 80-95 procent, która z biegiem czasu utożsami się ze swoim ciałem. Teza o odwracalności leczenia blokującego dojrzewanie to czysta spekulacja, wprowadza w błąd, ponieważ w biologii rozwojowej określanie czegokolwiek  jako „odwracalne” nie ma racji bytu. Istnieje naturalna kolejność rzeczy, w której wiele procesów zachodzi wraz z dojrzewaniem ciała, a gdy pewne zjawiska dzieją się poza nią, rozwój nie przebiega prawidłowo. Warto dla ilustracji tych zależności przywołać badania nad dziećmi  wychowujących się  bez człowieka lub wzrastających ze  zwierzętami (tzw. „dzieci wilcze”),   jeśli do 12 roku życia nie rozwinie się u nich ludzka mowa, w późniejszym okresie nie ma szans na jej pełny rozwój (historie o Tarzanie podbijającym londyńskie salony to czysty mit).   Jeśli z powodu interwencji medycznej dziecko nie rozwinie pewnych cech w wieku 12 lat, to ich wywołanie w wieku 18 lat nie będzie „odtworzeniem procesu”, ponieważ sekwencja została już zakłócona. Lekarze stosując blokery dojrzewania płciowego w leczeniu dysforii płciowej bez właściwej rozwagi, przeprowadzają gigantyczny eksperyment, który nie spełnia nawet minimalnych standardów etycznych wymaganych w innych dziedzinach medycyny.

Nikt tak naprawdę nie potrafi wskazać wszystkich potencjalnych konsekwencji blokowania dojrzewania płciowego stosowanego w leczeniu dysforii płciowej, ale znane są pewne jego skutki występujące u dzieci fizjologicznie normalnych, które niosą długofalowe zagrożenia zdrowotne. Dzieci przyjmujące leki blokujące dojrzewanie mają wolniejsze tempo wzrostu i zwiększa się u nich ryzyko niskiej gęstości mineralnej kości. Ponadto wystąpić może szpecący trądzik, wysokie ciśnienie tętnicze, przyrost masy ciała, nieprawidłowa tolerancja glukozy, rak piersi, choroby wątroby, zakrzepica i inne choroby układu krążenia. Należy przy tym pamiętać – wszystkie dzieci, które upierają się przy swojej transpłciowej tożsamości i przyjmują blokery dojrzewania oraz hormony płciowe, będą bezpłodne, a  osoby które przejdą tranzycję  do końca życia są  skazane na kuracje hormonalne.

Afirmuj albo giń

Jeśli ktoś pozwala sobie na zdanie odrębne wobec dominującej narracji jest bezpardonowo atakowany. Taki los spotkał Marka Regnerusa, gdy opublikował raport pokazujący różnice  u dzieci wychowywanych przez pary homoseksualne w porównaniu do dzieci wzrastających w heteroseksualnych rodzinach składających się z biologicznej matki i ojca.  Podobnie podważano badania kanadyjskiego badacza Douglasa Allena będące analizą osiągnięć szkolnych zrobione na imponującej próbie 2 mln przypadków z kanadyjskiego spisu powszechnego.   Paul  Cameron ze swoimi wystąpieniami pokazującymi poziom zachorowalności homoseksualnej populacji jest szeroko bojkotowany, także w Polsce, niestety skutecznie.  

Każdy argument jest dobry, ex-gejowi Richardowi Cohenowi, zarzucano,  że  w gruncie rzeczy nie był gejem. Zaatakowano Lisę Littman, która przedstawiła badania wskazujące na decydującą rolę internetowych „baniek informacyjnych” i wpływów  rówieśniczych w gwałtownym narastaniu szybko rozwijającej się  dysforii płciowej (rapid onset gender dysphoria)  wśród młodych. Jej koncepcja ROGD jest mieszana z błotem,   wszystko w zaprzeczeniu do wymowy faktów. W roku 2018  do placówek angielskiego National Health Service (odpowiednik polskiego NFZ) skierowane zostało  2590 dzieci w porównaniu z 77 dekadę wcześniej!   Kenneth Zucker,  jeden ze światowych autorytetów w dziedzinie transseksualności,   przez około trzydzieści kierował Kliniką Tożsamości Płciowej w Toronto.

Gdy opublikował artykuł będący podsumowanie blisko 40 lat doświadczeń, w którym sprzeciwił się chirurgicznym interwencjom u dzieci aktywiści rozpoczęli na niego nagonkę i Zucker został zwolniony ze stanowiska. Za transfobię zaatakowano J.K. Rowling, bo ośmieliła się wyrazić opinię, że płeć biologiczna się liczy.  I całkiem ostatnie doniesienie,  po długich zmaganiach z agresywnymi studentami z pracy na uniwersytecie Sussex zrezygnowała prof. Kathleen Stock. Była atakowana jako tzw.  „terf” – (trans exclusionary radical feminist) – czyli jako feministka „starej fali”  stojąca na gruncie dawnego feminizmu, podkreślającego wagę biologicznej kobiecości i prymat płci biologicznej przed kulturową. Radykalne feministyczno-genderowe grupy studenckie regularnie ją  prześladowały. Nie mogła znieść presji, nagonki, demonstracji wzywających do jej odejścia, a także gróźb śmierci, które do niej napływały. Wszystko przy całkowitej bierności władz uniwersytetu. By dopełnić obraz dodajmy szeroko znane polskie przypadki prof. Nalaskowskiego, prof. Budzyńskiej, ataki na księdza Oko i kuriozalny wyrok niemieckiego sądu; wojna kulturowa nie czai się za drzwiami, ona trwa w pełnej odsłonie.  

Chodzi o  pełny a nie tendencyjny obraz transseksualnej rzeczywistości

Nie należy kwestionować świadectw osób, które przeszły tranzycję i wyrażają z tego powodu zadowolenie. Być może dla wielu  z nich zmiana płci okazała się skuteczną terapią.   Chodzi wszak o to, by serwowany przekaz nie był tendencyjny i jednostronnie afirmatywny, jak na ogół jest przedstawiany przez  organizacje kierowane przez aktywistów transseksualnych. Często tych informacji zabrakło tym, którzy podjęli najbardziej drastyczne decyzje.

Trzeci rozdział książki  „Co mówią nam osoby dokonujące detranzycji?” czyta się jak prawdziwy thriller. Anderson przedstawia historie 7 osób,  oddajmy im głos.   Cari – „Przeszłam tranzycję społeczną w wieku 15 lat, zaczęłam brać hormony, gdy miałam 17 lat, natomiast proces detranzycji rozpoczęłam tuż po swoich 22. urodzinach”. Wspomina, że nie zaoferowano jej żadnych sesji psychoterapeutycznych, podczas których miałaby szansę dotrzeć do źródła odczuwanego niezadowolenia z siebie, ani też nie omówiono z nią żadnych alternatywnych metod leczenia: „Zaczęłam zażywać hormony po trzech miesiącach terapii, w wieku 17 lat. Pamiętam, że spotkania z terapeutą odbywały się tylko raz w miesiącu, więc po trzech lub czterech wizytach przepisano mi testosteron, bez żadnej sensownej próby zrozumienia przyczyn, które doprowadziły mnie do poddania się tranzycji… W czasie jej przeprowadzania żaden lekarz ani żaden psycholog nie próbował mnie od tego odwieść. Nikt nie przedstawił mi innych rozwiązań. Nie zrobiono nic, by mnie przed tym powstrzymać. Jedyną radą była sugestia, abym zaczekała do 18 roku życia…”

Bezwarunkowe akceptowanie decyzji pacjentów, brak wnikliwej opieki i terapii psychologicznej, szybkie podejmowanie decyzji o wprowadzeniu blokerów dojrzewania i terapii hormonalnej – te wątki powtarzają się praktycznie u wszystkich. Walt Heyer, jedna z najgłośniejszych postaci, poddał się operacji zmiany płci w 1983 roku, zaczął żyć jako Laura Jensen, a media jego historię  bardzo nagłośniły. Nie uszczęśliwiło go to. Zrozumiał, że jego problemy miały głębszy charakter, z czasem specjaliści zdiagnozowali u niego zaburzenia dysocjacyjne.  Na detranzycję zdecydował się niecałą dekadę później: „Teraz było jasne, że problemy pojawiły się w dzieciństwie, a moje zachowanie było próbą ucieczki od traumy spowodowanej nieustannym przebieraniem mnie przez babcię i wykorzystywaniem seksualnym przez wujka. Żałuję, że diagnoza ta nie pojawiła się znacznie wcześniej, a ja nie zostałem wówczas poddany odpowiedniej psychoterapii.

Dziś prowadzi portal  internetowy www.sexchangeregret.com ostrzegając  innych przed pochopnymi decyzjami. Ich skutki często bywają dramatyczne. Jedno z najszerszych badań  zostało przeprowadzone w Szwecji w latach 1973-2003, przebadano  wszystkie 324 osoby, którym dokonano zmiany płci. Autorzy stwierdzili, że  osoby z transseksualizmem, po korekcie płci, mają znacznie większe ryzyko śmiertelności oraz wskaźniki skazań za popełnione przestępstwa. W porównaniu do grupy kontrolnej mają trzykrotnie wyższe wskaźniki  zachorowalności psychicznej oraz tendencji samobójczych niż w populacji ogólnej. Próby samobójcze występowały pięciokrotnie częściej a realna liczba dokonanych samobójstw wśród osób, które przeszły tranzycję, jest dziewiętnastokrotnie wyższa na tle całej populacji.

Świadectwa osób po detranzycjach wydają się drugim powodem dla którego Amazon wycofał książkę ze sprzedaży. Nie ma bardziej skutecznej broni podważających mainstreamowe narracje jak świadectwa ex-gejów, ex-lesbijek, osób po tranzycjach i detranzycjach. 

W krótkim tekście nie sposób odnieść się do wszystkich wątków książki Andersona, który problem transseksualizmu naświetla naprawdę szeroko (np. kulisy zmian nomenklaturowych w klasyfikacji DSM-V, kierunki ofensywy ideologicznej LGBT czy  aktualna polityka edukacyjna  w USA). Z racji tego, że pierwsze wydanie amerykańskie miało miejsce w roku 2018 otrzymujemy naprawdę aktualne dossier.  Mam nadzieję, że  Kiedy Harry stał się Sally stanie się obowiązkową lekturą dla osób, które myślą o zmianie płci, a dla wszystkich zainteresowanym tematem już teraz taka powinna być. 

Dr Andrzej Margasiński

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij