9 lipca 2023

Fałszywe miłosierdzie. Ks. prof. Bortkiewicz o zgubnej ideologii pseudo-Kościoła

(Fot: PCh24.pl)

Według wielu miłosierdzie to zarówno zrozumienie, jak i usprawiedliwienie, tolerancja oraz akceptacja. Moim zdaniem miłosierdzie to niestety nowa ideologia, która zatraca autentyczne rozumienie sprawiedliwości i godności człowieka. Ideologia miłosierdzia to przyzwolenie na „bylejakość”; to tolerancja zła, która zastępuje afirmację człowieka i jego godności – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr.

 

W swojej nowej książce „Takie trudne miłosierdzie. Przeciw banalizacji miłosierdzia” dwukrotnie Ksiądz profesor cytuje słowa kard. Josepha Ratzingera: „Miłosierdzie Chrystusa nie jest tanim darem łaski. Nie oznacza banalizacji zła”. Czym w związku z tym jest miłosierdzie?

Wesprzyj nas już teraz!

Miłosierdzie jest wielkim działaniem Boga. Miłosierdzie jest wpisane w dzieło odkupienia, które ma na celu uratowanie człowieka. Miłosierdzie jest, jak to określił św. Jan Paweł II w encyklice „Dives in Misericordia” skupieniem, skoncentrowaniem się na godności człowieka po to, aby ją uratować i ocalić.

Oczywiście ta wielkość Bożego daru jest również apelem do nas, wezwaniem do wysiłku. Miłosierdzie jest działaniem Boga, ale jednocześnie jest ono również wielką zachętą do działania człowieka.

 

Miłosierdzie z dzisiejszej perspektywy nie jest jednak rozumiane jako działanie Boga. To człowiek ma być miłosiernym…

Niestety tak. Pan Bóg staje się co najwyżej hasłem ideologicznym czy też pewnym instrumentem usprawiedliwiającym ludzkie działania.

Pierwotnie myślałem o tym, żeby zatytułować moją książkę „Między miłosierdziem a mizerykordyzmem”.

 

Mizerykordyzmem?

Tak. Natrafiłem na to słowo. Pokazuje ono, podobnie jak różne inne „-izmy”, że mamy dzisiaj do czynienia z pewną ideologizacją miłosierdzia i z jego banalizacją. To dotyczy przeróżnych przestrzeni, z którymi dzisiaj się spotykamy. Codziennie słyszymy apele o miłosierdzie dla naszej planety, dla „Matki Ziemi”, a równocześnie nie słyszymy apeli o ratowanie ludzkiego życia.

Słyszymy apel o miłosierdzie dla osób o zaburzonej tożsamości seksualnej, a nie słyszymy apelu o miłosierdzie wyrażane w potrzebie przemiany życia tych ludzi i przywróceniu im tej tożsamości, która jest zgodna z planem Bożym, a nie z rozchwianym ludzkim umysłem.

Słyszymy rozliczne głosy na temat miłosierdzia wobec różnych grup imigrantów, w tym również ewidentnych grup przestępczych, które zagrażają naszej cywilizacji, naszemu bezpieczeństwu, naszemu życiu. Ignorujemy tutaj przykazanie miłości bliźniego, które mówi: „Miłuj bliźniego jak siebie samego”. Punktem odniesienia tej miłości jest dobrze pojęta miłość samego siebie, a więc taka, która zabezpiecza nasze życie, nasze bezpieczeństwo, naszą godność.

Mamy więc dzisiaj do czynienia z ogromną banalizacją miłosierdzia. Rozumiemy miłosierdzie jako coś zupełnie oczywistego, jako coś, co nam się po prostu należy. To straszliwy błąd! Proszę zwrócić uwagę na słowa wypowiadane w czasie Koronki do Bożego Miłosierdzia. One mają swój ciężar gatunkowy. „Dla Jego bolesnej męki…” – to jest prawdziwa miara, to jest cena miłosierdzia i nie można tego banalizować.

 

W „Takim trudnym miłosierdziu” przywołuje Ksiądz profesor scenę z życia Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, kiedy rozmawia on z (mówiąc najdelikatniej) człowiekiem mającym wiele na sumieniu. Mężczyzna opowiedział Herlingowi o tym, co zrobił, a następnie oczekiwał od niego zrozumienia, usprawiedliwienia, krótko mówiąc: miłosierdzia. Czy miłosierdzie jest dziś równoznaczne zrozumieniu?

Według wielu miłosierdzie to zarówno zrozumienie, jak i usprawiedliwienie, tolerancja oraz akceptacja. Moim zdaniem miłosierdzie to niestety nowa ideologia, która zatraca autentyczne rozumienie sprawiedliwości i godności człowieka. Ideologia miłosierdzia to przyzwolenie na „bylejakość”; to tolerancja zła, która zastępuje afirmację człowieka i jego godności.

Moim zdaniem tutaj właśnie – w pomieszaniu pojęć i wartości kryje się jeden z mechanizmów banalizacji miłosierdzia. Zamiast afirmacji, zamiast prawdziwej miłości pojawia się tzw. tolerancja, czyli przyzwolenie na pluralizm postaw. Przede wszystkim postaw złych, grzesznych. Nie chcemy ich oceniać, krytykować i zwalczać, bo nie będziemy wówczas miłosierni… To jest wielki błąd! Wielkie kłamstwo! To jest fałszywe pojmowanie miłosierdzia! Nie wolno nam mylić miłosierdzia z tolerancją zła!

 

Co takiego stało się zatem w ciągu ostatnich kilku, kilkunastu lat, że świat jednak dał zielone światło, aby postawić znak równości między miłosierdziem a tolerancją zła?

Świat myli miłosierdzie z tolerancją zła z co najmniej kilku względów.

Upatrywałbym tutaj najgłębszej genezy w procesie, który od lat postępuje, a obecnie nabiera ogromnego przyspieszenia. Chodzi mi o utratę świadomości grzechu, utratę świadomości zła; obiektywnego, realnego zła, które ma charakter radykalnie destrukcyjny. Banalizujemy zło, a skoro je banalizujemy, to nie potrzebujemy realnego Odkupienia. Nie potrzebujemy Chrystusa Odkupiciela, ponieważ wystarczą nam nasze słowa będące wyrazem politycznej poprawności, tolerancji, przyzwolenia na ludzką słabość.

Tak niestety wygląda nowa wersja współczesnego odkupienia – polityczna poprawność, tolerancja, akceptacja i banalizacja zła.

Z tym się oczywiście wiąże sprawa błędnego rozumienia samej miłości, która jest w Bogu, i którą Bóg obdarza człowieka. Miłości, która dzisiaj jest bardzo płytko rozumiana przede wszystkim w kategoriach tolerancji, akceptacji i bylejakości ludzkiego życia. To nie jest miłość, która domaga się przemiany człowieka. To nie jest miłość, która wymaga. To jest przyzwolenie na bylejakość.

Utrata pojęcia grzechu, błędne rozumienie miłości – to moim zdaniem dwa główne wymiary współczesnego kryzysu i banalizacji miłosierdzia.

 

„Jeśli ktoś jest homoseksualistą i poszukuje Boga oraz ma dobrą wolę, to kim ja jestem, by go osądzać?”, powiedział w roku 2013 papież Franciszek podczas powrotu ze Światowych Dni Młodzieży w Brazylii.To zdarzenie przypomniał Ksiądz profesor w swojej książce. Zapytam prowokacyjnie: a co jeśli ktoś grzesząc, banalizując zło, promując grzech – poszukuje Boga? Wolno nam go oceniać?

Trzeba zastanowić się nad dwiema kwestiami. Po pierwsze: czy my zbliżamy się do Pana Boga wygłaszając takie orzeczenia? Czy być może zbliżamy się jedynie do naszego pojmowania Boga, które zazwyczaj bywa błędne. Dlatego właśnie potrzebny jest autorytet Kościoła, autorytet urzędu nauczycielskiego, który dokonuje takich ocen.

Warto przypomnieć słowa św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian, gdzie Apostoł zwraca uwagę, że Słowo Boże wymaga urzędowej interpretacji i nie jest do dowolnego tłumaczenia i pojmowania. Podobnie też Pan Bóg nie może być dowolnie pojmowany i tłumaczony.

Dzisiaj mamy do czynienia z tendencją, że ktoś mówi, iż zbliża się do swojego boga. Ze to jego bóg jest prawdziwy, że to jest jego autentyczne rozumienie. Cóż mogę powiedzieć? Trzeba być bardzo ostrożnym z takimi sformułowaniami. Jest Tradycja Kościoła, jest urząd nauczycielski Kościoła, jest autorytatywny i kwalifikowany wykład Pisma Świętego.

Z całym szacunkiem dla różnych współczesnych kaznodziejów i hierarchów- nie każdy z tych głosów jest głosem autentycznie wpisującym się w Tradycję i powagę Magisterium Kościoła.

 

Przez wieki to Kościół katolicki uczył świat, czym jest miłość i miłosierdzie. W ostatnich latach mamy do czynienia z czymś zupełnie odwrotnym – to świat „uczy” Kościół. Niestety, ale można odnieść wrażenie, że Kościół się na to zgadza…

Taka tendencja faktycznie dzisiaj się pojawia, czego osobiście doświadczyłem. Wielokrotnie spotykałem się z sytuacjami, że ktoś „interpretował” cytat Pisma Świętego, a potem stwierdzał, że się z tym nie zgadza i wymagał ode mnie, żebym przyjął jego nowoczesną, współczesną i dostosowaną do świata wykładnię. Przyznam szczerze, że nigdy się na to nie zgodzę.

To nie są tylko moje doświadczenia. Dzisiaj bardzo wielu ludzi kwestionuje chociażby nauczanie moralne św. Jana Pawła II – nauczanie, które jest jednoznaczne w kwestii grzechu i miłosierdzia.

Niestety jesteśmy świadkami próby odrzucenia zasady, że Kościół jest naszą Matką i posiada urząd nauczycielski. Teraz zasadą jest, że to świat ma pouczać Kościół, a Kościół ma być pokornym uczniem w tej wielkiej szkole współczesnych zasad życia głoszonych przez świat.

 

Czy to nie zaszło za daleko? Czy można jeszcze powstrzymać to szaleństwo? Widzimy na co dzień, że świat coś powie, a Kościół albo się tłumaczy, albo to usprawiedliwia i wdraża w życie…

Od wieków mamy do czynienia z przeróżnymi formami ideologicznego nacisku na Kościół. Wciąż trwają różne podszepty, które próbują głosić nową teologię – bardziej „atrakcyjną”, sugestywną.

Powiem krótko: wierzę w Kościół! Wierzę w działanie Ducha Świętego w Kościele! Wierzę, że Kościół będzie trwał!

Wierzę też głęboko w rozum, który jest dany człowiekowi i jestem przekonany, że wielu katolików jest coraz bardziej wrażliwych na pokusy indoktrynacji płynące z pseudo-Kościoła. Z kościoła pozornego, pochodzącego od pseudo-proroków współczesnego świata. Dostrzegam, że wyrabia się pewien duch krytycyzmu, a my – wierni Kościoła katolickiego – pragniemy rzetelnej wiedzy, jaka jest zawarta w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła.

 

W pierwszej części książki skupia się Ksiądz profesor na czterech tematach, które są naocznymi przykładami banalizacji miłosierdzia. Chodzi o ekologizm i „Matkę Ziemię”, nielegalnych imigrantów, środowiska LGBT i Komunię Świętą dla rozwodników w nowych związkach. Moim zdaniem, tym, co łączy te cztery kwestie jest synodalność – według niektórych – kwintesencja miłosierdzia Kościoła do człowieka.

Kiedy pisałem „Takie trudne miłosierdzie” synod o synodalności już trwał. Był on jednak na wstępnym etapie. Gdybym dzisiaj dopisywał kolejne strony do tej książki, to na pewno zwróciłbym uwagę na to, co się już dokonało.

Chociażby te dokumenty, które już są do naszej dyspozycji, pokazują że synod o synodalności przypomina zgromadzenie jakiejś rady nadzorczej. Podporządkowuje się ona strategii piarowej zgodnej z duchem współczesnego czasu, czego przejawem jest używanie skrótu LGBT w dokumentach synodalnych częściej niż wspomina o Jezusie Chrystusie czy sakramentach.

To jest chyba najlepsza ilustracja problemu, o którym rozmawiamy…

 

Ale wszystko jest okraszone „miłosierdziem” i hasłami o walce z wykluczeniem; o wyciągnięciu ręki do prześladowanych; o tym, że Kościół upomina się o lud; czy też o tym, że trzeba przezwyciężyć klerykalizm…

Musimy wciąż pamiętać, że miłosierdzie nie jest pojęciem wykreowanym przez człowieka. Próbujemy opisywać tajemnicę miłosierdzia, ale często zapominamy, że jest to tajemnica Pana Boga. To Pan Bóg jest autorem miłosierdzia. Człowiek co najwyżej może włączać się w to dzieło, do czego Pan Bóg go zaprasza. Niestety to, co dzisiaj się dzieje jest deformacją. Jest karykaturą miłosierdzia i w pewnym sensie szydzeniem z Pana Boga. To niewątpliwie ma swoje konsekwencje, które powoli zaczynamy obserwować.

 

A co z drugą prawdą wiary: „Pan Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”? Od dłuższego czasu mamy do czynienia z wręcz haniebnymi słowami niektórych publicystów tzw. mediów katolickich, a nawet kapłanów i biskupów, z których wynika, że tę prawdę wiary trzeba albo zmienić, albo w ogóle usunąć, bo przecież Pan Bóg jest miłosierny…

Może właśnie dlatego Pan Bóg przypomina nam w sposób dramatyczny, ale i miłosierny, że kwestia sprawiedliwości, kwestia Sądu Bożego, kwestia grzechu i rozliczenia nas za nasze czyny nie jest sprawą fikcyjną i iluzoryczną.

Musimy wracać do prawd wiary! Miłosierdzie jest bowiem pewną formą uzupełnienia Bożej sprawiedliwości. Św. Jan Paweł II podsumowując okresy totalitarne XX wieku, napisał w książce „Pamięć i tożsamość”, że „jest miara wyznaczona z góry. Tą miarą jest Odkupienie, tą miarą jest Miłosierdzie”. Musimy mieć więc świadomość, że istnieje ogromna rzeczywistość zła, której nie da się w żaden sposób rozliczyć za pomocą ludzkiej sprawiedliwości. Jedyną formą rozliczenia z miarą grzechu mogło być Odkupienie. To pokazuje, że istnieje kwestia pewnego rozliczenia, a więc pewnego sądu, który nie może zostać pominięty.

Z drugiej strony, istnieje kwestia powagi miłosierdzia, która nie godzi się być banalizowania.

 

Banalizacja miłosierdzia ciągnie za sobą banalizację grzechu, banalizację Pisma Świętego oraz banalizację sakramentów, zwłaszcza Komunii Świętej. Miłosierdzie ma polegać na tym, że można jej udzielić każdemu kto zechce…

Obserwujemy proces dystrybucji sakramentów świętych, które są rozdawane na zasadzie zupełnej dowolności. Kto chce ten dostaje. Jest to zupełnie niegodne i karygodne.

W jakimś sensie jest to kwintesencja zjawisk, o których rozmawiamy. Powinna to być dla nas ogromna przestroga, ale czy jest?

Refleksja nad miłosierdziem musi nas prowadzić do zachwytu nad tajemnicą miłości Boga. Ale musi nas również prowadzić do poważnego i potężnego rachunku sumienia i zastanowienia się nad tym, w jaki sposób ja, jako człowiek i katolik, na to miłosierdzie odpowiadam.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Polecamy uwadze Czytelników PCh24.pl książkę:

Ks. Paweł Bortkiewicz – Takie trudne miłosierdzie. Przeciw banalizacji miłosierdzia; FRONDA 2023.

 

Krystian Kratiuk: Pułapka fałszywego miłosierdzia. Niebezpieczna herezja naszych czasów

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij