Brytyjskie banki mają ostatnio fatalną prasę. Raz za razem oskarżane są przez amerykańską prokuraturę oraz różne komisje o udział w finansowaniu przestępczej działalności – pranie pieniędzy karteli narkotykowych, tolerowanie podejrzanych koneksji swych klientów czy prowadzenie interesów w państwach uznanych za „wrogów publicznych”. Tym razem w tarapaty wpadł bank Standard Chartered.
Prowadził on w latach 2001 – 2010 nielegalne transakcje z władzami Iranu. Był również zaangażowany w pranie brudnych pieniędzy na niewyobrażalną dotąd skalę 250 miliardów dolarów. Takie zarzuty zostały postawione bankowi w tym tygodniu przez USA, które dodatkowo ostrzegły, że odbiorą „przestępczej instytucji”, jak określiły Standard Chartered, licencję na prowadzenie działalności w Ameryce. Prokuratura prowadziła śledztwo przez 9 miesięcy, śledczy przeanalizowali 30 tysięcy stron poufnych dokumentów, a także tysiące e-maili. Na podstawie tego ustalono, że dzięki pośredniczeniu w transakcjach dokonywanych przez Iran bankzarobił „setki i setki milionów dolarów”.
Wesprzyj nas już teraz!
W 1979 roku Stany Zjednoczone wprowadziły zakaz przeprowadzania operacji finansowych z Iranem. Przepisy te zostały dodatkowo zaostrzone przez Billa Clintona w 1995 roku. Według amerykańskiej prokuratury z powodu działalności brytyjskiego banku Stany Zjednoczone „stały otworem dla grup handlujących bronią, przemycających narkotyki i zajmujących się działalnością terrorystyczną”. Zarzuty wobec Standard Chartered są znacznie bardziej poważne od tych, które kilka tygodni temu usłyszał inny brytyjski bank, HSBC, który został oskarżony o tolerowanie systemu, który pozwalał na prowadzenie transakcji z Iranem.
Chodzi zapewne o to, że Iran ma problemy ze znalezieniem zbytu na swoją ropę, będącą trzonem irańskiej gospodarki. Europa wprowadziła bowiem embargo na ropę z Iranu jako odpowiedź na jego nuklearne aspiracje. Zadziwiająca jest jednak koncentracja amerykańskiej prokuratury na brytyjskich bankach, i to w kontekście Iranu, przez który główny sojusznik Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, Izrael, nie może zmrużyć oka. Jest mało prawdopodobne, by na całym świecie jedynie Brytyjczycy prowadzili nielegalne interesy z Iranem. O co więc chodzi? Czy ujawnianie bezprawnych transakcji ma być rodzajem narzędzia nacisku na Wielką Brytanię? Czy może chodzi o tradycyjny sprzeciw Londynu wobec dalszej integracji politycznej i fiskalnej w ramach Unii Europejskiej? To tylko luźny wniosek, być może nieprawdziwy, pamiętajmy jednak, że „nie ma przypadków, są tylko znaki”.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.forsal.pl