Wybrany w maju socjalistyczny prezydent Francji François Hollande jest źle oceniany przez większość Francuzów. Nad Sekwaną bardzo szybko przekonano się, że lewackie obietnice wyborcze służyły przede wszystkim do wygrania wyborów i umocnienia socjalistycznej władzy.
Hollande obiecał m.in. podniesienie najniżej płacy i rzeczywiście zwiększył ją, ale o… symboliczne 20 euro. Twierdził, że przywróci możliwość przejścia na emeryturę w wieku 60 lat (teraz 62 lata) i dokonał tego, ale tylko dla wybranych – z przywileju skorzysta zaledwie 160 tys. Francuzów. Zamiast obiecanej koniunktury gospodarczej kolejne miesiące przynoszą jedynie systematyczny wzrost bezrobocia, coraz głośniej mówi się o nadchodzącej recesji.
Wesprzyj nas już teraz!
Zgodnie z socjalistycznymi przyzwyczajeniami, Hollande zamierza opodatkować aż 75 proc. wysokich dochodów, co budzi moralny sprzeciw nawet wśród jego zwolenników. Prezydent zapowiada również opodatkowanie wysokich emerytur. To wszystko sprawia, że jego popularność gwałtownie spadła.
Ostatni sondaż przeprowadzony przez Instytut BVA wykazał, że 53 proc. Francuzów ma o swoim przywódcy złe zdanie. Najbardziej negatywnie oceniają Hollanda osoby powyżej 65 roku życia (80 proc. opinii negatywnych), tego samego zdania jest 55 proc. ludzi w wieku od 39 do 49 lat. Wśród robotników – głównego elektoratu socjalistów – 54 proc. badanych negatywnie oceniło pierwsze miesiące prezydentury.
Ponad dwie trzecie mieszkańców Francji nie tylko uważa, że prowadzona przez prezydenta polityka jest nieskuteczna, ale ponadto, większość (53 proc) sądzi, że jest „niesprawiedliwa”. Francuzi (76 proc.) twierdzą też, że cel jaki sobie wytyczył prezydent, a więc zasadnicza poprawa sytuacji gospodarczej kraju w ciągu najbliższych dwóch latach, jest nierealny.
Co prawda tylko 8 proc. Francuzów żałuje, że w drugiej turze głosowało na François Hollanda, ale oznacza to, że gdyby wybory odbyły się obecnie, mógłby je wygrać Nicolas Sarkozy.
Franciszek L.Ćwik
