23 czerwca 2021

Futbol apolityczny, ale… czyli mecz Niemcy-Węgry jako element wojny kulturowej

Niemcy – wielokrotni medaliści (w tym „złoci”) mistrzostw świata i Europy, a obecnie wiceliderzy „grupy śmierci” na Euro. Węgrzy – drużyna, której świetność minęła wraz z upadkiem „złotej jedenastki” blisko 70 lat temu, a obecnie bukmacherzy nie dają jej większych szans na osiągnięcie 1/8 finału. Mimo tego pojedynkiem obu reprezentacji emocjonuje się cały świat. I nie chodzi tylko o piłkę nożną.

Kilkanaście dni temu węgierski parlament zdecydował, że sianie genderowej i homoseksualnej propagandy będzie nad Dunajem znacznie trudniejsze. Reakcja zdominowanego przez siły lewicy świata zachodniego nie dziwi, a rząd Viktora Orbana – zresztą nie pierwszy raz – uznano za niedemokratyczny i wręcz faszystowski. Do chóru oburzonych dołączyli oczywiście Niemcy.

Swoje niezadowolenie z decyzji budapesztańskiego parlamentu wyrazić chciał m.in. Dieter Reiter (SPD) – burmistrz Monachium, w którym zmierzą się piłkarze Niemiec i Węgier. Manifestacja poparcia dla ruchu LGBT polegać miała na przekazaniu kibicom „tęczowych” flag oraz podświetleniu monachijskiej Allianz Arena w takichż barwach. Pomysł na „ukaranie” krnąbrnego wobec rewolucji kraju jest jednak mocno zaskakujący, gdyż nie mamy w ogóle pewności, że którykolwiek z madziarskich piłkarzy kiedykolwiek głosował na partię Viktora Orbana i/lub nie przepada za homoseksualnym ruchem politycznym.

Wesprzyj nas już teraz!

Na ideę monachijskiego włodarza – jeszcze przed meczem – zareagowała UEFA. Wszak manifestacyjny sprzeciw wobec polityki i ustaw jakiegokolwiek państwa to upolitycznianie sportu. Na takie działania Unia Europejskich Związków Piłkarskich pozostaje „bardzo wyczulona”.

I wszystko byłoby jasne, gdyby nie fakt, że owo wyczulenie kontynentalnej federacji sprawia wrażenie mocno jednostronnego. Oto bowiem od początku turnieju wiele reprezentacji „klęka” w geście poparcia dla walki z rasizmem, ale także – pośrednio – na znak solidarności z jaskrawo lewicowym ruchem BLM, którego aktywność oznacza niekiedy także dewastacje mienie prywatnego i publicznego. Co na to broniąca apolityczności futbolu UEFA? Oczywiście, że taką sytuację… akceptuje, nie oddzielając przy tym słusznej walki z dyskryminacją na tle rasowym od mocno kontrowersyjnego ruchu polityczno-ideowego.

Federacja zrzeszająca krajowe federacje piłkarskie niejako zaakceptowała także polityczną manifestację dokonywaną przez bramkarza, a zarazem kapitana reprezentacji Niemiec Manuela Neuera, który w dwóch meczach na Euro wystąpił z „tęczową”, a więc nieregulaminową, opaską lidera kadry. Po szumnie zapowiadanym śledztwie, jakie przeprowadzała UEFA, rychło ogłoszono, że zawodnik Bayernu Monachium może i dopuścił się politycznej demonstracji, ale słusznej – „w słusznej sprawie” – więc dochodzenie umorzono bez wyciągania konsekwencji wobec odpowiedzialnego za wygląd zawodników reprezentujących RFN Deutscher Fußball-Bund, niemieckiego odpowiednika naszego rodzimego PZPN-u.

Kabaret? Kpina z własnych zasad? Tak, ale razi to tylko kogoś, kto poważnie podchodzi do reguł. Natomiast polityczno-społeczne elity silnie lewicującego Zachodu, które – jak widać – swoim światopoglądem emanują i na świat futbol, wielokrotnie udowadniały, że istotniejsze od norm są ideały. Te zaś wskazują jednoznacznie, że niemiecki kapitan – choć bezpodstawnie – postąpił słusznie, bo w duchu solidarności z „dumnymi” w czerwcu homoseksualistami.

I nic nie wskazuje na to, by nieukarany za swój czyn Manuel Neuer miał z publicznej afirmacji homoseksualnego ruchu politycznego rezygnować. Przeciwnie: winniśmy spodziewać się sześciobarwnej „tęczy” na jego ramieniu także w środowym meczu z „przebrzydłymi faszystami” znad pięknego modrego Dunaju.

Ale im pokażemy! – może myśleć teraz niejeden lewicowy aktywista z Republiki Federalnej – nasz kapitan będzie bezkarnie obnosić się ze swoim, ale też do pewnego stopnia społecznym, poparciem dla ruchu LGBT. Węgrzy z kolei – choć zrobią to raczej publicyści i politycy niż sportowcy – mogą, skądinąd słusznie, odpowiedzieć pro-tęczowym Niemcom, że to Budapeszt broni cywilizacji i ładu moralnego w życiu rodzinnym przed groźnymi ideałami nowej lewicy.

Czy zaś monachijski stadion stanie się w środowy wieczór tłem dla sześciobarwnej „tęczy” symbolizującej ruch LGBT, co tylko dolałoby oliwy do ognia? Czas pokaże. Z jednej strony bowiem UEFA wyraziła sprzeciw wobec pomysłu ideologicznej manifestacji – areny Euro winny mienić się li tylko odcieniami owej federacji oraz krajów występujących w turnieju – a ów opór pankontynentalnej organizacji zaakceptował rzecznik Deutscher Fußball-Bund Jens Grittner mówiąc, że świata nie zmienią kolory wyświetlane podczas jednego meczu, z drugiej jednak strony brak reakcji na postawę Manuela Neuera może zachęcić władze Monachium do lewicowego aktywizmu. Wszak skoro UEFA zignorowała (a wręcz pochwaliła) zachowanie niemieckiego kapitana, to dlaczego miałaby wyciągać konsekwencje w tej sprawie?

Niezależnie jednak od ostatecznej decyzji gospodarzy spotkania i tak mecz o awans – oczywistość dla Niemców i sukces dla Węgrów – jawi się jako tło sporu o wartości, sporu między coraz silniej popadającym w obłęd politycznej poprawności Zachodem kontynentu, a (w miarę) trwającym przy fundamentach i zdrowym rozsądku geograficznym centrum Europy. Przeniesienie uwagi z futbolu na świat idei oznacza natomiast oficjalny upadek koncepcji apolitycznego futbolu. Jednak już od dawna można było odnosić wrażenie, że jest ona w większym stopniu mrzonką, ładną gadką dla piłkarskich białych kołnierzyków wypowiadających się na konferencjach prasowych, niż rzeczywistością.

Wszak kibice są ludźmi – mają swoje przemyślenia, życiowe doświadczenia, funkcjonują w określonej wspólnocie i są kształtowani przez konkretne wybory oraz postawy przodków i bliskich. Trudno więc oczekiwać, by ci sami fani, którzy na co dzień identyfikują się z danymi poglądami, nagle, z okazji meczu reprezentacji, zmienili zdanie lub zatracili zainteresowanie życiem publicznym. To nierealne także dlatego, że europejska piłka klubowa (która przysparza więcej okazji do kibicowania) pełna jest polityki i sporów ideologicznych – często fani swoimi oprawami nawiązują do bieżących spraw swojej ojczyzny (np. serbscy kibice i sprzyjający im fani, w tym Polacy, wobec problemu utraty Kosowa) oraz reprezentują konkretny światopogląd (a paleta doktrynalnych barw jest tu naprawdę szeroka, bo choć dominują patrioci, to niekiedy zdarzają się nawet radykalne skrajności w stylu stalinizmu lub neonazizmu).

Wobec faktu interesowania się polityką – a nawet angażowania się w nią – przez wielu kibiców, podtrzymywanie narracji o apolitycznym futbolu mija się z celem. Piłka nie była, nie jest i nigdy nie będzie oddzielona od polityki, gdyż ludzie żyją problemami swoich społeczności i mają własne, często bardzo odmienne pomysły na poprawę ich funkcjonowania. Co więcej, spór cywilizacyjny między Europą Zachodnią a Środkową – tym razem uosabiany przez napięcie na linii Niemcy-Węgry – dla olbrzymiej grupy osób jawi się jako istotniejszy nawet niż zwycięstwo w piłkarskim Euro. I nic oraz nikt (a na pewno nie UEFA, której walka z polityką na stadionach przypomina dziurawe sitko) tego nie zmieni, szczególnie że – jak miał ponoć powiedzieć św. Jan Paweł II – ze wszystkich rzeczy nieważnych piłka nożna jest najważniejsza. Futbol więc, choć rozpala serca i umysły wielu, jest tak naprawdę tylko interesującym, ale niekoniecznym do życia dodatkiem. Natomiast zamiast trwania utopii zakładającej piłkę nożną totalnie oddzieloną od spraw publicznych należałoby raczej dążyć do sprawiedliwości federacji, by nikt – poza skrajnym i groźnym marginesem totalitarystów – nie napotykał z powodu swoich poglądów na problemy. W teorii to korzystne dla wszystkich, w praktyce – istotne szczególnie dla kibiców o poglądach prawicowych, którym kłody pod nogi mogą rzucać (i rzucają) coraz silniej lewicujące federacje krajowe i międzynarodowe.

Michał Wałach

Czytaj także:

Niemcy oburzeni, Węgrzy zadowoleni. Czy decyzja UEFA to zapowiedź piłkarskich homo-prowokacji za Odrą?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij