Grecji grunt pali się pod nogami. Katastrofalna sytuacja gospodarcza, brak rządu, groźba opuszczenia przez kraj strefy euro sprawiły, że Grecy zaczęli się obawiać o swoje oszczędności, a greckie banki o swój byt…
Tylko w ostatni poniedziałek Grecy wycofali z banków co najmniej 700 mln. euro. Prezydent kraju Karolos Papulias po rozmowie z szefem narodowego banku centralnego Jeorjosem Prowopulosem powiedział, że nie ma jeszcze paniki, ale obawy, że to nastąpi są duże. To z kolei grozi załamaniem się greckiego sektora bankowego.
Wesprzyj nas już teraz!
Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest niestabilna sytuacja polityczna wynikająca z niemożności utworzenia nowego rządu. Grecję już po raz trzeci w ciągu trzech lat czekają wybory. Według sondaży nie nastąpi jednak żaden przełom, choć pozycja skrajnej lewicy jeszcze się umocni. To z kolei zwiastuje, że program oszczędnościowy nie będzie wdrażany. Dlatego Grecja nie ma co się spodziewać pomocy finansowej ze strony MFW i UE. Potwierdził to w środę szef KE Manuel Barosso. Podobnie uważa niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble, który wykluczył możliwość renegocjowania planu pomocy.
Jednak dziennik „Sueddeutsche Zeitung” uważa, że po wyborach to stanowisko się zmieni i międzynarodowe instytucje finansowe będą musiały ustąpić. Zdaniem gazety nie można ciągle prowadzić polityki wbrew większości narodu, chyba że chce się zaryzykować demokrację.
Wśród europejskich decydentów coraz głośniej mówi się o możliwości opuszczenia przez Grecję strefy euro. Z drugiej strony w dalszym ciągu słychać zapewnienia, że Grecja powinna w niej pozostać. Takie zdanie wyraziła m.in. kanclerz Angela Merkel w wywiadzie dla telewizji CNBC. Podobnie uważa wielu europejskich polityków obawiając się, że taki scenariusz zaważy także na sytuacji gospodarczej pozostałych państw. Sami Grecy również nie chcą opuszczać strefy euro, deklaruje to aż 80% z nich.
Co się jednak stanie, gdy kraj będzie musiał przeprosić się z drachmą? Według włoskiego dziennika ”La Stampa” korzyści z przywrócenia drachmy to przejaw fantazji „niedouczonych ekonomistów, zwłaszcza tych z Ameryki”. Dziennik powołuje się tutaj na wyniki analizy, zleconej przez grecki rząd, które wskazują, że na dewaluacji drachmy nie zyskają nawet dwa najbardziej dochodowe sektory gospodarki: turystyka i transport morski.
Według ekspertów z Instytutu Misesa (zapewne w opinii włoskiego dziennika również „niedouczonych”) korzyści z przywrócenia starej waluty jednak są. Pierwszą jest oczywiście jej dewaluacja, czyli zmniejszenie wartości. To obniży ceny greckich produktów i usług (w związku z tym Grecy mogą liczyć z pewnością na zwiększony ruch turystyczny i zapewne większą hojność zagranicznych turystów. Wiadomo, że niskie ceny skłaniają do kupowania większej ilości towarów, nawet jeśli nie zawsze takie zakupy są konieczne). To może pobudzić eksport i znacznie poprawić bilans handlowy kraju. Z drugiej strony, niestety wzrosną ceny zagranicznych towarów i usług, na czym mógłby ucierpieć import, co najbardziej odczuwalne będzie w przypadku paliw i energii. Innym atutem jest fakt, ze Grecja mogłaby dodrukować pieniądze, a dzięki inflacji spadłyby koszty realne emerytur, rent i pomocy społecznej.
Z tą operacją oczywiście wiążą się spore problemy, jednak powrót do drachmy mógłby wreszcie wyrwać gospodarkę grecką z impasu. To dużo, biorąc pod uwagę ten ogólny stan „niemożności” w jakim znajduje się obecnie Hellada.
I.Sz.
Źródło: forsal.pl, presseurop.pl, polskieradio.pl, mises.pl