Zmowa milczenia wokół tego, co przez całe lata działo się w angielskim miasteczku Rotherham, swoim rozmachem, ale też surrealizmem równa jest jedynie wizjom, jakie Jean Raspail roztoczył w “Obozie świętych”. Bo, podobnie jak w książce francuskiego pisarza, mamy do czynienia z historią nieprawdopodobną, wręcz nie mającą prawa się wydarzyć – a jednak prawdziwą.
To opowieść tak wstrząsająca, że powinna wyrwać z letargu śpiące społeczeństwo – a jednak przeszła bez echa! Historia szalejącego poza wszelką kontrolą, ignorowanego i osłanianego przez policję procederu seksualnego wykorzystywania dzieci. Afera o rozmiarach i skali nie do pomyślenia w żadnym cywilizowanym kraju. Jej powodów należy zaś doszukiwać się w czymś, co jeden z lewicowych posłów określił jako niechęć do “rozkołysania łodzi multikulturowych wspólnot”.
Wesprzyj nas już teraz!
Proszę sobie wyobrazić następujący scenariusz: Czternastoletnią dziewczynkę zabiera opieka społeczna, ponieważ rodzice-narkomani nie wywiązują się ze swoich obowiązków rodzicielskich i dziecko przestało chodzić do szkoły. Takich dzieci jest wiele we współczesnej Wielkiej Brytanii, więc jest to postępowanie dość rutynowe. Dziewczynka trafia zatem do domu tymczasowego, gdzie, wraz z innymi dziećmi będącymi w podobnej sytuacji znajduje się pod stałą opieką i nadzorem pracowników opieki społecznej. Jest jednak coś, czego opieka społeczna nie wie – jej dom tymczasowy jest regularnie odwiedzany przez młodych mężczyzn, którzy wabią dziewczynki do swoich samochodów, gdzie podają im alkohol i narkotyki a potem zmuszają do współżycia seksualnego. Dziewczynka jest samotna i nikt o nią nie dba. Kiedy więc obiecano jej wyjście do kina a potem na przyjęcie, gdzie będą inne dzieci w jej wieku – bez trudu wpada w pułapkę. Kiedy już zgwałci ją pięciu mężczyzn, słyszy zapowiedź, że jeśli zdradzi się komukolwiek choć słowem, zostanie pobita. Po kolejnym razie, kiedy dziecko grozi sprawcom pójściem na policję, mężczyźni zabierają ją poza miasto, oblewają benzyną i grożą podpaleniem. Nic dziwnego, że w takich warunkach ofiara przysięga milczenie.
Opieka anty-społeczna
Na tym etapie dziewczynka jest wykorzystywana co tydzień. Czasem jest zabierana na seks-wycieczki do innych miasteczek w okolicy i “wynajmowana” znajomym swoich oprawców. Jej stan psychiczny pogarsza się na tyle, że nie zważając na lęk o własne bezpieczeństwo dziewczynka udaje się na policję. Na posterunku jąka się, mówi z trudnością klecąc zdania i nie jest w stanie wydobyć z siebie oskarżenia wobec konkretnych osób. Jej skarga zostaje oddalona, gdyż policja uznaje, że do stosunków doszło za zgodą obu stron. Opiekunka społeczna przydzielona dziewczynce przez państwo wysłuchuje wypłakanej skargi, ale twierdzi, że nic nie może zrobić póki dziecko nie zidentyfikuje pedofilów. Ale kiedy tak już się dzieje, urzędniczka stwierdza, iż… nic nie poradzi. Ojciec dziewczynki, pomimo swojego uzależnienia od narkotyków, próbuje utrzymywać kontakt z własnym dzieckiem i podejrzewa coś złego. Jednak kiedy udaje się na komisariat, zostaje aresztowany za “utrudnianie działania policji”. W ciągu dwóch lat nieustannych gwałtów dziewczynka wielokrotnie podejmuje próby samobójcze, nie kończy szkoły i w wieku lat 16 zaczyna dorosłe życie jako bezdomna i psychicznie zrujnowana jednostka bez żadnych szans na normalną egzystencję.
Niemożliwe? Nie w Europie? Nie w Wielkiej Brytanii? A jednak. Co więcej, to nie był odosobniony przypadek – w ciągu ostatnich 15 lat podobnej traumy doświadczyło niemal półtora tysiąca dziewcząt. Pomimo tych szokujących liczb, nie było niemal żadnych zatrzymań, dyscyplinarnych zwolnień pracowników opieki społecznej czy policjantów a do niedawna, o całej sprawie wiedziało niewiele osób, mówiło zaś jeszcze mniej. Sytuację zmienił raport profesora Alexisa Jaya, byłego głównego inspektora opieki społecznej w Szkocji. Ze 153 stron tej niepokojącej lektury wyłania się ponury obraz współczesnego społeczeństwa angielskiego. W oczy rzuca się szczególnie jedna rzecz: wszystkie wykorzystywane dziewczynki były białe. Ich gwałcicielami zaś byli sami Pakistańczycy.
Instytucjonalny rasizm
Aby szukać korzeni tej atrofii organów sprawiedliwości i opieki społecznej należy cofnąć się w czasie o 15 lat. Wtedy to sędzia sądu najwyższego, Sir William Macpherson, prowadził dochodzenie, którego przyczynkiem było morderstwo – ofiara czarna, sprawca biały, a pobłażliwa postawa policjantów zaangażowanych w sprawę wynikała z uprzedzeń rasowych. Raport ów oskarżył policję – całą policję brytyjską, nie tylko oficerów zaangażowanych w rzeczone śledztwo – o instytucjonalny rasizm. Zarzut, którego nie ma szans obalić żadna jednostka o podobną rzecz posądzona. Diagnozę przyjęto przez aklamację.
Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Policja unika oskarżeń o rasizm jak diabeł święconej wody, więc jedyne uprzedzenia rasowe, jakie można tam odnaleźć, dotyczą białych. Pracownicy opieki społecznej nie będą interweniować w przypadkach, w których ich działania mogłyby być zakwalifikowane jako dyskryminacja mniejszości etnicznych. Sprawę komplikuje jeszcze bardziej najnowsza zabawka politycznej poprawności, czyli “islamofobia”. Żaden rozsądny Brytyjczyk nie chce być oskarżony o taką zbrodnię. Dlatego właśnie w Rotherham sprawę, w której wszyscy przestępcy to muzułmanie pakistańskiego pochodzenia a ofiary to białe autochtonki, zamieciono pod dywan, by zająć się poważniejszymi sprawami, takimi jak zasiłki i mieszkania dla emigrantów czy parkowanie w niedozwolonych miejscach.
Przeciętny mieszkaniec Wielkiej Brytanii dobrze zna ten rodzaj strachu, strachu przed mówieniem tego, co się naprawdę myśli, strachu przed podjęciem jakichkolwiek działań stojących w sprzeczności z poprawnością polityczną, z dogmatem multikulturalizmu. Przeciętny mieszkaniec Rotherham wie także, że białe dziewczęta nie powinny same wsiadać do taksówek prowadzonych przez kogoś, kto wygląda na Pakistańczyka. Może się to źle skończyć, ale fakt, że muzułmanie traktują białe dziewczyny jak zwierzynę, na którą został otwarty sezon seksualnych polowań, jest tak samo ogólnie znany, jak powszechnie przemilczany. Wystarczy choćby delikatna aluzja (zgodna przecież z oficjalnymi statystykami!), że muzułmanie pochodzenia pakistańskiego są o wiele częściej przestępcami seksualnymi niż Anglicy i już się jest okrzykniętym rasistą-islamofobem, a jeśli jeszcze zdarzy nam się pracować na posadzie państwowej, nagana i ścisła obserwacja jest najmniej dotkliwą konsekwencją, jak może nas spotkać.
Nikt nie widzi, nikt nie słyszy
Efekty takiego stanu rzeczy przechodzą najśmielsze oczekiwania. Są bowiem niemal dosłownym spełnieniem profetycznych wizji z “Obozu świętych”. Okazuje się, że Raspail opisał motor maszyny do poprawnego myślenia, nie tylko z niesłychaną wirtuozerią, ale przede wszystkim z dokładnością co do najmniejszych jego detali.
Obywatele Europy XXI wieku są tak zadławieni doktrynami poprawności politycznej sączącymi się ze strony polityków, środowisk opiniotwórczych i mediów głównego nurtu, że powtarzają ich frazesy niczym religijne mantry, w nadziei, że ocalą ich one od zguby. Wydaje się, że Brytyjczycy pogodzili się z ogromnymi przeobrażeniami, jakim poddano ich społeczeństwo w przeciągu ostatnich 30 lat. Zaakceptowali masową emigrację, dzięki której ich miasta wypełniły się nie tylko polskim gwarem, ale przede wszystkim rozżalonymi muzułmanami, z których wielu walczy obecnie po stronie Państwa Islamskiego, a jeszcze większa liczba biernie mu sympatyzuje. Zaakceptowali rozwój szkół islamskich, w których dzieci są uczone, jak przygotować się do walki z istniejącym porządkiem społecznym. Nauczyli się przepraszać za swoją tożsamość, historię i tradycję.Nauczyli się akceptować nieustanne poniżanie własnego kraju, jego instytucji, religii i symboli z tego tylko powodu, że są ich własne i niosą ze sobą potencjał niebezpiecznych lojalności. A kiedy prawda o stanie rzeczy w końcu wychodzi na jaw – nikt jej nie widzi, a potknąwszy się o nią, nikt nie ma poczucia, żeby wymagała ona jakichkolwiek działań. Osoba, odpowiedzialna za całą zmowę ciszy wokół gwałtów w Rotherham, została co prawda zmuszona do opuszczenia szeregów Partii Pracy, ale odmówiła poddania się do dymisji ze stanowiska służbowego.
Po kilku tygodniach sprawa ucichła i dziś nikt już o dziewczętach z Rotherham nie mówi, nikt się o nie nie upomina. Nic się nie stało. Multikulturowa łódź płynie dalej. Nie wiadomo tylko, co będzie, kiedy wreszcie bezpiecznie przypłynie do brzegu.
Monika Gabriela Bartoszewicz