Można być pewnym, że skowyt dotychczasowego mainstreamu towarzyszyć będzie każdej zmianie wprowadzanej przez rząd. Jęk będzie tym głośniejszy, im bardziej potrzebne będą owe zmiany – a więc im bardziej będą uderzać w zainteresowanych zachowaniem status quo III RP. Uderzenie w media musi więc boleć szczególnie. Bo co stanie się, jeśli te – zgodnie ze swoją misją – zaczną zamiast homopropagandy czy multikulturalizmu rzeczywiście promować chrześcijańskie wartości?
Wstęp do poniższego artykułu może być oczywiście odebrany jako żart – Prawo i Sprawiedliwość zabrało się bowiem za czystki w mediach publicznych głównie z powodu zwierzęcego wręcz antypisizmu tychże mediów funkcjonariuszy. Partia Kaczyńskiego zrobiła więc dokładnie to samo, co wszystkie dotychczasowe ekipy i zaczyna obsadzać swoimi ludźmi radio i telewizję finansowane z publicznych pieniędzy – a więc de facto instytucje rządowe. Media publiczne muszą być wykorzystywane do propagandy, taka jest ich funkcja i główny cel istnienia, nawet jeśli od czasu do czasu raczą nas – w co bardziej niszowych kanałach – mniej lub bardziej pożytecznymi materiałami.
Wesprzyj nas już teraz!
Wśród głównych środowisk politycznych w Polsce istnieje konsensus co do potrzeby istnienia mediów publicznych. Przez lata rządów PO wykorzystywane były one do promocji tej partii i wściekłych ataków na opozycję, wcześniejsze rządy także wykorzystywały ten instrument, by przedstawiać swe działania jako pasmo sukcesów, a uwielbianą przez nich nowoczesną wizję świata za jedyną godną uwagi. Ale powtórzmy raz jeszcze – media publiczne w kształcie, w jakim zbudowano je po Okrągłym Stole, temu właśnie miały służyć! A ujadanie związane z czystkami po każdej zmianie władzy – w tej akurat materii – jest równie normalne jak to, że słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie.
Tym razem jednak sytuacja jest wyjątkowa, a wymiana władz TVP i Polskiego Radia powinna zostać z życzliwością przyjęta nie tylko przez środowiska, którym zależy na przypominanym nagle w ostatnich dniach „pluralizmie” mediów, czy na większym ich obiektywizmie w ocenie działalności Prawa i Sprawiedliwości. Powołanie nowych władz mediów publicznych może bowiem przynieść zmiany (choćby i niewielkie) w przekazywaniu informacji na temat Kościoła, polskiej historii oraz promowanym stylu życia.
Tak się szczęśliwie składa, że ustawa o mediach publicznych już lata temu określiła cel ich działalności mianem „pełnienia misji”, w skład której wchodzi konieczność „respektowania chrześcijańskiego systemu wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki” i „służenie umacnianiu rodziny” (Art. 21. pkt.2 par. 6-7). Mimo tego widzowie programów TVP oraz słuchacze publicznego radia w ostatnich latach często padali ofiarami homopropagandy, a ustawowy zapis o umacnianiu rodziny, zdaje się zupełnie zapomniany przez producentów.
Homopropaganda za pieniądze rodzin
Władze TVP decydowały się w ostatnich latach na wiele aktów promocji homoseksualizmu, łamiąc tym samym ustawę o mediach publicznych. Tak było nie tylko gdy wprowadzali do rozlicznych emitowanych na łamach telewizji publicznej homo-bohaterów, z których wszyscy byli wzorami prawości, akceptowanymi w końcu przez nietolerancyjne początkowo tradycyjne rodziny. W tym samym czasie w serialach TVP (mających rzekomo umacniać rodzinę) nachalnie promuje się rozwody, jakby były one jedyną możliwością rozwiązania konfliktów małżeńskich. Zainteresowanych Czytelników zachęcam do przyglądnięcia się fabułom seriali nadawanych w TVP. Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy chociażby w „M jak Miłość”, „Barwach szczęścia” albo „Na dobre i na złe” liczba rozwodów i zdrad jakkolwiek odpowiada polskiej rzeczywistości?
Co więcej, jeśli ktokolwiek oglądał kiedyś tak zwane programy śniadaniowe TVP, wie doskonale, że i w tamtejszych rozmowach promuje się rozpustę, rozwody i różne dewiacje seksualne. Rozmowy na temat „wolnego seksu”, swobodnej wymiany partnerów i tym podobne wątki nie raz pojawiały się w programach nadawanych przed południem.
Jakby tego było mało, w telewizji publicznej doszło także do promocji homoseksualizmu w sposób zdecydowanie mniej zawoalowany – mimo dziesiątek tysięcy protestów stacja ta nadawała kilka miesięcy temu propagandowy spot zatytułowany „Najbliżsi obcy”, przygotowany przez organizacje homoseksualne, forsujące prawną legalizację „związków partnerskich”. Kampania telewizyjna poprzedzała głosowania w Sejmie nad dwoma projektami ustaw o związkach partnerskich autorstwa ówczesnych klubów parlamentarnych – Twojego Ruchu i SLD. Czy to wspieranie rodziny, a może wartości chrześcijańskich ?
Dziennikarze TVP niejednokrotnie udowadniali, że w sprawie homoseksualizmu zajmują stanowisko skrajnie sprzeczne z interesem rodziny – potrafili wysyłać kamery do Słupska tylko dlatego, że tamtejszy prezydent-homoseksualista udzielił komuś „cywilnego ślubu”, żaląc się do mikrofonów mediów publicznych, że nie może udzielić wymarzonego homo-ślubu. Gdy natomiast przebrany za kobietę mężczyzna, znany jako Conchita Wurst, miał prowadzić eurowizję, TVP nie dość, że nie wycofała się z transmisji, to jeszcze wysłała (to jej prerogatywa) na konkurs lubieżny duet Donatan & Cleo, z promującą rozpustę piosenką „Słowianki”. Warto też dodać, że Conchita Wurst w mediach publicznych straszyła znacznie częściej – TVP transmitowała między innymi jej występ na kieleckim… „sabacie czarownic”. To też respektowanie chrześcijańskich wartości?
Redakcja katolicka w otoczeniu bezbożników
Promocji chrześcijańskich wartości ma zapewne służyć w mediach publicznych redakcja programów katolickich, pozostająca jednak niedofinansowanym kwiatkiem do kożucha TVP. Cóż bowiem z tego, że w niedzielny poranek nadaje się „Ziarno”, a w południe transmituje się modlitwę Anioł Pański, jeżeli tego samego dnia wieczorem kpi się z Kościoła w programach publicystycznych czy informacyjnych? W sprawie antykościelnych materiałów w „Wiadomościach” interweniowali posłowie, gdy dziennikarze telewizji publicznej naigrywali się z kościelnego stanowiska w sprawie promocji ideologii gender, albo manipulowali słowami osoby walczącej z sektami w taki sposób, by wynikało z nich, że jedną z groźnych sekt jest także rodzina Radia Maryja!
Liczba takich ataków na Kościół w mediach nazywanych publicznymi pozostaje niezliczona – może w przyszłości jacyś ambitni medioznawcy zechcą zająć się zliczeniem tych materiałów. Do grona swoistych kuriozów z pewnością zaliczą program TVP opisujący przygotowania do kanonizacji Jana Pawła II, w którym jednym z wypowiadających się autorytetów był Wojciech Jaruzelski!
Przyzwyczailiśmy się już do promocji w mediach publicznych Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i jej szefa – Jerzego Owsiaka. Wiele osób uważa to za uzasadnioną formę krzewienia dobroczynności. Jednak Owisak od lat może liczyć w TVP również na promocję Przystanku Woodstock, a także, jak chociażby w 2012 roku, na promocję zapraszanego na to wydarzenie antychrześcijańskiego ruch Hare Kriszna, który to doczekał się w materiale TVP INFO długiej i darmowej reklamy.
Aby widzowie telewizji publicznej nie mieli żadnych wątpliwości, co jej dziennikarze sądzą o chrześcijaństwie, w ubiegłym roku w Wielki Czwartek TVP Kultura nadała bluźnierczy film „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. A to oczywiście jedynie garstka przykładów.
Zakłamana historia za Twoje pieniądze
Największym echem w ostatnich latach odbiła się jednak emisja w TVP niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, ukazującego żołnierzy Armii Krajowej jako nieokiełznanych antysemickich bandytów. Do władz telewizji nie przemawiały w tej sprawie żadne argumenty, nie odnoszono się do żadnych protestów, a przecież zaprezentowanie tego serialu nie było żadnym obowiązkiem polskojęzycznego medium finansowanego z pieniędzy podatników. Wszystko wyglądało więc na realizację scenariusza napisanego gdzieś zupełnie indziej, niż przy Woronicza. Temu właśnie służyły media publiczne za czasów Platformy Obywatelskiej.
Do tej wizji historii promowanej w programie pierwszym TVP doskonale pasuje także przekaz „Wiadomości” z 1 listopada 2014 roku. Wspominano wówczas wybitne zmarłe w ciągu ostatnich 12-miesięcy osobistości. Redaktor Krzysztof Ziemiec mówił: Jedni kochani i uwielbiani przez najbliższych. Inni – przez miliony, tak, jak Anna Przybylska czy Andrzej Turski. 1 listopada, także i my w „Wiadomościach”, wspominamy tych, którzy odeszli, a których po prostu trzeba pamiętać, a także tych, którzy nas zachwycali. Po tych słowach na ekranie ukazały się twarze Anny Przybylskiej, Andrzeja Turskiego, Małgorzaty Braunek, Wojciecha Kilara i… komunistycznego generała, architekta stanu wojennego, Wojciecha Jaruzelskiego.
Czy naprawdę potrzeba więcej dowodów na potrzebę pilnej zmiany w tych mediach? Litościwym milczeniem pomińmy w tym tekście kondycję mediów zajmujących się „promocją kultury wysokiej”, jak chociażby TVP Kultura. Oglądając tę stację można odnieść wrażenie, że zajmowała się głównie promocją kolegów zatrudnionych tam dziennikarzy: pisarzy, rzeźbiarzy, muzyków i performerów nienawidzących polskości, tradycji, katolicyzmu, chrześcijańskiej moralności i wartości rodzinnych.
Ludzie chcą prawdy, dobra i piękna
Ktoś mógłby powiedzieć, że media publiczne muszą rywalizować o widza z komercyjnymi, dlatego nadają materiały sięgające poziomu żenady, emitują głupkowate kabarety i decydują się na produkcję ciągnących się latami seriali, w których każdy członek rodziny co najmniej dwukrotnie zdradził małżonka. Ale czy koniecznością walki o widza da się tłumaczyć również kłamstwa o historii, atakowanie Kościoła czy promocję homoseksualizmu? Oczywiście, że nie! Co więcej, badania pokazują, że widownia TVP różni się od widowni Polsatu czy TVN, a abonament najchętniej opłacają osoby o zupełnie innej formacji niż te wykupujące satelitarne pakiety telewizji nc+. Do najpopularniejszych produkcji TVP należą przecież między innymi serial o księdzu Popiełuszce czy „Czas honoru”. Trudno doszukiwać się tam promocji antypolskich przekłamań czy antychrześcijańskich wartości.
Być może naczelnik PiSowskiej zmiany, Jarosław Kaczyński, zdecydował o odebraniu Platformie mediów publicznych z powodów czysto koniunkturalnych. Ale mimo tego, przejęcie przez nową władzę kontroli nad mediami może nieść ze sobą ogromny potencjał. Na antenę opłacanych przez podatnika mediów mogą wrócić dobre programy. Ten sam Jarosław Kaczyński mówił niedawno, że „ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę”. Wątpliwe więc, by pozwolił, by w zarządzanej przez jego ludzi telewizji ktoś rzeczywiście śmiał tę rękę podnosić.
Krystian Kratiuk