Polskie szkoły coraz bardziej oddalają się od formuły typowych placówek oświatowych. Coraz mniej w nich nauki, coraz więcej terapii psychologicznej i interwencji pedagogów, antydyskryminacyjnych i postępowych akcentów oraz inkluzyjnego nastawienia na różnorodność kulturową i językową [wraz z oburzającą propozycją „komponentu ukraińskiego”]. W ostatnich latach w oświacie coraz więcej też propagandy prozdrowotnej, choć niekoniecznie rzeczywistego zdrowia i mądrej profilaktyki uzależnień, choćby od smartfonów.
Zobacz także: Groźna iluzja inkluzji – edukacja włączająca jako metoda na dekonstrukcję oświaty
Nie doczekaliśmy się ogólnopolskiego zakazu używania w polskich szkołach tego cyfrowego narkotyku, pomimo że oprzytomniały już ministerstwa edukacji licznych krajów, jak Szwecja, Francja, Hiszpania czy ostatnio Holandia. Jednak zakazu domagać się mogą – i powinni – odpowiedzialni rodzice poprzez odnośne zapisy w programie profilaktyczno-wychowawczym szkoły swoich dzieci, uchwalanym przez Radę Rodziców, oraz w statucie szkoły.
Wesprzyj nas już teraz!
Zobacz VIDEO: TO SZOKUJĄCE JAK SMARTFON DZIAŁA NA MÓZG! BĘDZIESZ PRZERAŻONY, JAK TO ZOBACZYSZ
Wśród celów Agendy ONZ 2030 na rzecz zrównoważonego rozwoju są liczne dotyczące zdrowia ze „zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym” włącznie. Zdrowie staje się na naszych oczach nową globalną religią, podobnie jak ekologizm i jego mutacje, z Green Deal, genialnie przetłumaczonym jako Zielony Ład, na czele. Często zdrowie i ekologia idą ze sobą w parze, a przez globalne siły są skutecznie wykorzystywane do inżynierii społecznej i zbiorowych manipulacji np. poprzez kreowanie histerii strachu o życie czy obaw o katastrofę „planety”.
MEN mówi już wiele o nowym przedmiocie – tzw. edukacji zdrowotnej, która pod przykrywką szumnych haseł ma wprowadzić od 2025/6 roku do szkół permisywną edukację seksualną. W przedmiocie, którego podstawę programową tworzy zespół pod nadzorem seksuologa o wielce kontrowersyjnych poglądach prof. Z. Izdebskiego, nie można mieć złudzeń, iż pominięte zostaną skandaliczne „standardy edukacji seksualnej WHO”, w założeniu deprawujące dzieci już od najmłodszych lat. Zostały zaprojektowane kilkanaście lat temu przez propagatorów rozwiązłości, wrogów małżeństwa nastawionego na dzietność i tradycyjnej rodziny i w wielu krajach czynią zdrowotne i moralne spustoszenie wśród dzieci i młodzieży.
Zobacz także: Ukryte cele anty-reformy w oświacie. Groźna „wiedza o zdrowiu” zamiast prac domowych
W ubiegłym roku w ramach tak pojmowanej edukacji seksualnej zaproponowano w Hanowerze pokoik do masturbacji w jednym z przedszkoli. Pomysł ten dokładnie ilustruje poziom dewiacji autorów „standardów WHO”. Gdy przedszkole ogłosiło otwarcie tzw. „przestrzeni eksploracji ciała” do „zabaw seksualnych”, zareagowali rodzice i media. Ostatecznie w tym mieście projekt został zablokowany, niemniej podobne deprawujące pomysły – jak wskazują specjaliści ze Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci – niszczą dzieci w Niemczech od ponad 10 lat. Oto porażający cytat z listu dyrekcji przedszkola do rodziców, który zawiera opis aktywności dzieci w tym pomieszczeniu:
- Każde dziecko samo decyduje, czy i z kim chce bawić się w gry fizyczne i seksualne.
- Wszystkie dzieci, szczególnie te w wieku przedszkolnym, znają miejsca na terenie placówki, w których ma miejsce nagość i eksploracja ciała.
- Dziewczęta i chłopcy głaszczą i badają się nawzajem tylko w takim zakresie, w jakim jest to przyjemne dla nich samych i innych dzieci.[…]
Tak dzieje się tuż za Odrą, a w Polsce? MEN właśnie testuje na rodzicach, czy pozwolą ograniczyć swoje rodzicielskie prawa i dopuszczą obowiązkowość przedmiotu zwanego edukacją zdrowotną. Faktycznie to antyzdrowotny i deprawujący zamiar, który otwiera szeroko możliwości organizacji podobnych „pokoików” w polskich placówkach oświatowych.
O owej obowiązkowości przedmiotu niekiedy, jakby mimochodem i z sugestią konsultacji w tej kwestii, nadmienia minister Nowacka, badając społeczne reakcje. Rodzice już dostrzegli perfidny plan MEN, by oswajać opinię publiczną z bezprawnym wprowadzeniem nowego przedmiotu z elementami edukacji seksualnej, tak by bezprawie zostało przyjęte jako coś nieuchronnego. Podobną metodę zastosowano wcześniej z ograniczeniem prac domowych, ocenianiem religii na świadectwie i organizacją lekcji religii. W kwestii lekcji religii wprowadzone z naruszeniem prawa rozporządzenie doczekało się sprzeciwu Trybunału Konstytucyjnego i przywrócono poprzednie zasady organizacji lekcji. Jednak i poprzednie zmiany deformujące szkołę zasługiwały na taką samą reakcję – wszystkie bowiem są jednoznacznie bezprawne – i nadal warto się im sprzeciwiać.
Wobec zapowiedzi likwidacji wartościowego i dobrowolnego [!] do tej pory przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie z petycją do MEN wystąpiła Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły. Ponad 60 organizacji broni w petycji dobrowolnego WDŻ, zawierającego elementy edukacji seksualnej przedstawianej w kontekście małżeństwa i rodziny, a sprzeciwia się obowiązkowej tzw. edukacji zdrowotnej, obszernie argumentując swoje zastrzeżenia.
Zobacz także: Tego MEN się boi. Mocna konferencja pod siedzibą resortu Nowackiej
W petycji złożonej 21.08 w MEN czytamy m.in.:
„Wszelkie zajęcia związane z edukacją seksualną należy pozostawić dobrowolnymi – nie należy wprowadzać przymusu uczestnictwa. W przypadku uczniów nieletnich zajęcia powinny odbywać się wyłącznie za pełną wiedzą i zgodą rodziców. Rodzice mają prawo wychowywać dzieci zgodnie ze swymi przekonaniami, w tym moralnymi i religijnymi, szczególnie w sferze tak wrażliwej, jak płciowość i seksualność. Prawo to ma charakter naturalny, a nadto zagwarantowane jest w art. 48 ust.1 oraz 53 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej”.
Należy podkreślić, iż w obecnej podstawie programowej znajduje się wiele treści związanych ze zdrowiem i profilaktyką, od początku nauki do jej końca. Są obecne w podstawach programowych takich przedmiotów, jak nauczanie początkowe, przyroda, biologia, chemia, WDŻ, wychowanie fizyczne i w innych. Treści te realizowane są także podczas godzin wychowawczych, więc można wnosić, iż prawdziwym celem zmian proponowanych przez MEN jest wprowadzenie tego, czego do tej pory brak w polskiej szkole – permisywnej edukacji seksualnej. „Edukacja zdrowotna” to cyniczny szyld maskujący faktyczne intencje, jakie najlepiej wyraża hasło z wyuzdanych gejowskich parad „Idziemy po wasze dzieci!”
KROPS czeka na stanowisko MEN wobec swojej jednoznacznie krytycznej petycji. Do 9 września nie została zamieszczona na oficjalnej stronie ministerstwa, pomimo upływu blisko 3 tygodni od złożenia, zapewne ze względu na zbyt niewygodną treść i obawę przed nagłośnieniem sprawy. To także działanie bezprawne.
Zobacz także: Rodzice i nauczyciele nie chcą edukacji zdrowotnej w szkołach – petycja do MEN
Jednak MEN otworzył obecnie nie mniej istotny front walki ze zdrowiem – bo nie o zdrowie! – uczniów. Pod hasłami profilaktyki nowotworowej próbuje się uczynić ze szkół placówki paramedyczne i wprowadzić do szkół lotne brygady szczepiące dzieci przeciw HPV. MZ wespół z MEN powraca do niesławnych pomysłów z czasu pandemii COVID-19, gdy także rozpętano szczepionkową presję. Do dyrektorów szkół skierowano drobiazgowe wytyczne, jak zachęcać rodziców do wyrażenia zgody na szczepienie, czyli jak de facto straszyć rodziców i dzieci zagrożeniem nowotworowym i… deprawować.
Powszechny program szczepień w polskich szkołach przeciw wirusowi brodawczaka ludzkiego, promowany zgodnie przez Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Edukacji budzi wiele wątpliwości natury medycznej i moralnej. Przypomnijmy, iż wirus brodawczaka ludzkiego (HPV) jest najczęściej przenoszony drogą płciową, poza tym znacznie rzadziej – podczas porodu i przez kontakt ze śliną lub krwią osoby zarażonej.
Mity, na których zbudowana została rządowa kampania nakłaniająca do szczepień przeciwko HPV, obala dr n.med. Jacek Grzegorz Madej, ginekolog, specjalista od kolposkopii, w rozmowie z red. Janem Pospieszalskim oraz na stronie internetowej swojej przychodni. Reklamowanie preparatu jako ochrony skutecznej w 90% jest według krakowskiego lekarza nadużyciem. W swojej argumentacji dr Madej przywołuje badania brytyjskich naukowców:
„Sposób i czas przeprowadzenia badań, które przeanalizowaliśmy, powodował, że nie miały one możliwości dać odpowiedzi na pytanie, czy szczepienie przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV) zapobiega rakowi szyjki macicy, którego rozwój zajmuje przecież dziesięciolecia. A w przypadku większości wyników tych badań ciągłość obserwacji wynosi średnio tylko od czterech do pięciu lat” [za: kolposkopia.com]
Poza tym szczepienia działają skutecznie jedynie na kilka rodzajów wirusa, przy kilkudziesięciu odpornych na szczepienia. Naukowe publikacje wskazują, że w krajach, gdzie stosowano masowe szczepienia, występuje zjawisko zastępowania ograniczonych przez szczepienie typów wirusa HPV przez pozostałe typy, niezawarte w szczepionce, i to bardzo onkogenne. Właśnie dlatego liczba wykrytych zakażeń ani śmiertelność nie maleje, mimo masowych szczepień coraz młodszych dzieci. [za: psnlin.pl]
Ponadto nie mówi się w Polsce – lub je lekceważy – o niepożądanych odczynach poszczepiennych. Ostatnio Internet obiegł dramatyczny film o ciężkich NOP-ach dziewczynek z duńskich szkół zaczepionych właśnie w placówkach oświatowych i tam do tego zachęconych. W materiałach MZ marginalizuje się kompletnie poważne skutki uboczne, a reakcje negatywne sprowadza do omdleń dzieci wystraszonych widokiem strzykawki.
Na dodatek pomija się delikatny, a kluczowy, aspekt moralny tej kwestii. Zachęta do szczepień począwszy od 9. roku życia, czyli przez pierwszą inicjacją seksualną, gdyż wówczas szczepienie jest rzekomo najbardziej skuteczne – budzi naturalny sprzeciw. Czy nie jest tak, że kampania oswaja rodziców z możliwością bardzo wczesnej inicjacji seksualnej ich córek i synów i że zgoda na szczepienie zawiera w sobie potencjalne przyzwolenie na ten akt? Kiedyś był to 16., potem 13., ostatnio – 11. rok życia, dziś szczepienia zaczynają się od 9. roku. To wiek dzieci przystępujących do I Komunii Świętej!
Co uczciwie powiedzieć 9-letnemu dziecku o sensie szczepionki przeciw HPV? Czemu ma ona służyć i w jakich okolicznościach? Dlaczego można się zarazić, kiedy i kto? Informacja o profilaktyce nowotworowej to w tym wypadku tylko ułamek prawdy, podobnie jest z profilaktyką HIV/AIDS. By móc rozmawiać o tym szczerze i poważnie, potrzebne jest stopniowe przygotowanie i dojrzałość ucznia. Służy temu program WDŻ, począwszy od klasy 4. To ten przedmiot nakierowany jest na wychowanie do odpowiedzialności i wstrzemięźliwości, tam wszelka profilaktyka [szczególnie chorób przenoszonych drogą płciową] osadzona jest w szerszym, a nie doraźnie lansowanym pod wpływem lobby farmaceutycznego, kontekście.
„Program WDŻ ma również charakter profilaktyczny, mobilizujący uczniów do samowychowania oraz wzmacniania czynników chroniących przed zachowaniami ryzykownymi. Przyczynia się także do zmniejszenia skali negatywnych zjawisk społecznych (m.in. mniej ciąż u nastolatek w Polsce, późniejsza inicjacja seksualna, mniej aborcji u nastolatek, mniejsza skala zainfekowania chorobami przenoszonymi drogą płciową)[…]” – czytamy w petycji, jaką Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły skierowała do MEN w obronie WDŻ.
Tymczasem wiele materiałów polecanych w ramach tej kampanii przeciw HPV pochodzi z czasu pandemii COVID-19 i mówi o szczepionkach w ogóle, a nie o tych konkretnych. Opracowano scenariusze do realizacji w szkole np. kl.5 – Otaczają nas patogeny. Dlaczego są groźne? , kl.6 – O skutkach infekcji wirusowej, kl. 7 – Czy HPV można uniknąć? Przy czym w związku z ostatnim pytaniem nie pada najmniejsza sugestia, by powstrzymać się od ryzykownych zachowań; wręcz odwrotnie, autor scenariusza informuje ucznia: „Jakie są drogi zakażenia HPV? Główną drogą zakażenia HPV są kontakty seksualne”. Zwróćmy uwagę na zmianę języka – nie tradycyjna droga płciowa, a nowoczesne kontakty seksualne.
Pamiętajmy o prawach rodzicielskich i dobrowolności szczepień. Każdy rodzic ma prawo do niewyrażenia zgody na eksperymentowanie na jego dziecku, a co najmniej – do zignorowania podsuwanych w szkole oświadczeń i zgód. Pamiętajmy, że nie ma żadnych programów rządowych na ratowanie życia i zdrowia dzieci, u których wystąpiły powikłania poszczepienne. Rodzic w takim przypadku zostaje sam ze swoim często ciężko i nieodwracalnie poszkodowanym dzieckiem.
I na koniec przywołajmy przytomny głos naukowców ze Szwecji:
„Dzisiejsza postawa dorosłych wobec seksualnych zachowań nastolatków jest tolerancyjna i akceptująca, a czasami nawet popierająca. Jednak jedną rzecz pomija się milczeniem, że z immunologicznego punktu widzenia młoda dojrzewająca dziewczyna jest dosłownie dziewicą. Jej niedojrzałość immunologiczna i zdolności obronne są o wiele słabsze niż u kobiety dojrzałej. Dlatego wszelkie zakażenia wirusami Papilloma należą do najczęstszych zakażeń w USA i Europie zachodniej. Wirus ten sprzyja transformacji nowotworowej w obrębie szyjki macicy. Zakażenie przebiega zwykle bezobjawowo i młode dziewczęta nie zwracają na nie uwagi” – ubolewa na łamach ,Medical Tribune Prof. Lars Weströme z Oddziału Położnictwa i Ginekologii Kliniki Uniwersyteckiej w Lund. [za: Miłość nastolatków. Wczesny seks przyczyną niepłodności, Medical Tribune nr.7/8.1993]
Ta opinia z Medical Tribune nie została przywołana w materiałach propagandowych Ministerstwa Zdrowia i właśnie dlatego powinna zostać poważnie wzięta pod uwagę przez polskie społeczeństwo: rodziców, nauczycieli i dyrektorów szkół. Od postawy dorosłych zależy bardzo wiele. Od wskazywania wzorców, przekazywania wiedzy i konsekwentnego stanowiska, wbrew naciskom, zależy rzeczywiste zdrowie naszych dzieci.
Powiedzmy młodym ludziom wyraźnie: najlepszą profilaktyką wobec wirusa HPV (jak i wszystkich innych chorób przenoszonych drogą płciową) jest abstynencja seksualna do wieku dorosłego i życie w wiernym związku małżeńskim. Tylko tyle i aż tyle.
Przypominajmy to szczególnie teraz – podczas nachalnej promocji szczepień przeciw HPV, jak i wobec wprowadzania nowego demoralizującego przedmiotu, czyli tzw. edukacji zdrowotnej, do polskich szkół.
Czemu i komu mają docelowo służyć te działania MEN? Na pewno nie zdrowiu i rzetelnej edukacji naszych dzieci.
Hanna Dobrowolska
Ruch Ochrony Szkoły
Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły