W czwartek cała Hiszpania protestowała przeciwko reformie prawa pracy i cięciom budżetowym. Stanęły fabryki i kopalnie, rzadziej kursowały autobusy i metro, kilka kanałów przerwało nadawanie. Szpitale i przychodnie działały jak w święta.
Organizatorzy pierwszego strajku generalnego od kiedy rządy przejął prawicowy rząd Mariano Rajoya, twierdzą, że w strajku wzięło udział 8 mln pracowników. W niektórych miejscach doszło do brutalnych starć z policją, bo pikietujący usiłowali zatrzymać wyjeżdżające na trasę autobusy, oraz zablokować otwarcie centrów handlowych.
Wesprzyj nas już teraz!
Sekretarz generalny centrali związkowej CGT Cándido Méndez uznał wczorajszy strajk za wielki sukces. – Hiszpanie zdecydowanie odrzucili rządową reformę prawa pracy – oznajmił. Premier Rajoy uprzedził, że nie ulegnie żadnym presjom, bo zmiany były konieczne i nie można było z nimi dłużej zwlekać.
Reforma, przeciwko której protestowali Hiszpanie, została wprowadzona w lutym. Ułatwia ona pracodawcom redukcję zatrudnienia w razie popadnięcia firmy w kłopoty. Zdaniem rządu nikt nie chciał zatrudniać nowych pracowników, bo ich zwolnienie wiązało się dla pracodawcy z wysokimi kosztami. Lewicowa opozycja i związki zawodowe straszą z kolei, że reforma Rajoya tylko zwiększy liczbę bezrobotnych, których i tak jest już w Hiszpanii 5,3 mln, czyli 23 proc., a pod koniec roku ten wskaźnik może wzrosnąć do 24,3 proc.
Źródło: rp.pl
ged