16 maja 2018

Homo Deus – czyli od ubóstwienia do destrukcji człowieka

(zdjęcie ilustracyjne Pixabay (TheDigitalArtist))

Książka Yuvala Noaha Harari „Homo Deus krótka historia jutra” to pisana z ogromnym rozmachem wizja sięgająca od pradziejów ludzkości, aż po odległą przyszłość. Dzieło Noaha Harariego jest zakrojone na niezwykle szeroką skalę, a jednocześnie aż roi się w nim od błędów: filozoficznych, antropologicznych, a nawet naukowych.

 

Autor – historyk i profesor na Wydziale Historii Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie porusza zagadnienia z różnych dziedzin: religii, filozofii, historii, nauk przyrodniczych, filozofii, polityki, ekonomii. Przedstawia wizję historii od pradziejów, gdy człowiek zdobył panowanie nad zwierzętami (dzięki zdolności współpracy), aż po odległą przyszłość. Perspektywa to dalekosiężna, a jego przewidywania odnośnie przyszłości to tylko – jak sam twierdzi – hipotezy. Jednak warto się z nimi zmierzyć. Nie tylko ze względu na popularność książki i jej promowanie przez przedstawicieli elit.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Noah Harari w swojej książce prezentuje całą plejadę błędnych poglądów panujących wśród lewicowo-liberalnych „panów tego świata”. Ukazuje też, do jakiego świata te poglądy mogą doprowadzić. Choć nie jest to proroctwo, to nie można wykluczyć, że dystopijna wizja twórcy „Homo Deus” w jakimś stopniu się spełni.

 

Bez głodu i przemocy

 

We wstępie Noah Harari nakreśla optymistyczną wizję współczesności. Wychwala uwalnianie się ludzkości od głodu i przemocy. Zauważa, że w dawnych społecznościach rolniczych użycie siły powodowało 15 procent zgonów. Tymczasem obecnie to „jedynie” około 1 procenta. Co więcej, poważniejszym problemem niż głód i zaraza staje się obecnie nadwaga. Ponadto, zdaniem autora „Homo-Deus”, obecnie nie ma też mowy o wybuchu poważnego konfliktu zbrojnego.

 

Owa sielska wizja naszego świata kłóci się częściowo z faktami i opiniami naukowców. Choćby tymi wyrażanymi przez „Bulletin of Atomic Scientists”. Zdaniem amerykańskich ekspertów od energii atomowej znajdujemy się obecnie bliżej atomowej apokalipsy niż pod koniec zimnej wojny. Nie to stanowi jednak klucz przesłania Noaha Harariego i nie ta nieznajomość faktów najbardziej bulwersuje.

 

Na podstawie pozytywnej wizji współczesności Noah Harari przedstawia wizję przyszłych działań ludzkości. „Zredukowaliśmy umieralność w wyniku głodu, choroby i przemocy: teraz będziemy zmierzali do tego, by pokonać starość, a nawet samą śmierć. Wydźwignęliśmy ludzi z koszmarnej udręki: teraz zajmiemy się tym, by dać im szczęście. Podnieśliśmy ludzkość ponad właściwy zwierzętom poziom walki o przetrwanie: teraz naszym celem będzie awansowanie ludzi do poziomu bogów i przekształcenie gatunku homo sapiens w homo deus” – przekonuje.

 

Zerwać owoc z drzewa życia

 

Co to konkretnie oznacza? Otóż możemy się spodziewać wzmożenia dążenia do nieśmiertelności i pełnej doczesnej szczęśliwości. Nie jest to bynajmniej tylko pisarska fantazja. Wszak na przykład w 2013 roku Google powołało do życia spółkę pod nazwą Calico. Jej misja brzmi  „rozwiązanie problemu śmierci”. Z kolei bajecznie bogaty założyciel Pay Pala, Peter Thiel, powiedział niedawno o swoim pragnieniu wiecznego życia. Zapewne nie chodziło mu o przyszły świat. Warto by w tym miejscu wspomnieć o inicjatywie „2045”. Rosyjscy miliarderzy wraz z amerykańskimi naukowcami dążą w jej ramach do osiągnięcia nieśmiertelności.

 

Tego typu dążenia przypominają pragnienie gnostyków do samozbawienia przez wiedzę. Trudno o coś równie przeciwnego religii chrześcijańskiej. Dostrzega to sam Noah Harari. „Z chwilą, gdy ludzie zaczną uważać (słusznie czy też nie), że mają realną szansę uniknięcia śmierci, pragnienie życia sprawi, że przestaną chcieć ciągnąć dalej rozklekotany wóz sztuki, ideologii i religii. Zostawią go na poboczu i ruszą przed siebie jak lawina” – przekonuje.

 

Szczęście od państwa i biotechnologii

 

Na cóż, jednak nieśmiertelność bez pełni szczęścia? Jego uzyskanie stanowić będzie, przewiduje izraelski autor, drugie kluczowe pragnienie ludzkości. Nie chodzi tu jednak o prawo swobodnego dążenia do szczęścia – zawarte choćby w Deklaracji Niepodległości z 1776 roku. To ostatnie stanie się przeżytkiem. Ludzkość XXI wieku zażąda od państwa dostarczenia samego szczęścia, a nie tylko swobody starania się o nie. W sukurs przyjdą mu nowa technologia i korporacje farmaceutyczne.

 

W ruch pójdą nie tylko leki. Popularne stanie się manipulowanie ludzką biochemią przez genetyczne projektowanie ciał. Albo przesyłanie bodźców elektrycznych do mózgu. „W pogoni za zdrowiem, szczęściem i władzą ludzie będą stopniowo zmieniali najpierw jakąś jedną ze swoich cech, a potem kolejną, jeszcze następną… Aż w końcu nie będą już ludźmi” – twierdzi autor „Homo Deus”. To radykalna i niełatwa transformacja. Ale przecież także „pokonanie głodu, zarazy i wojny” wywoływało wiele trudności.

 

Nieśmiertelność i wieczne szczęście wyniosą ludzi na poziom greckich bóstw. „W pogoni za zdrowiem, szczęściem i władzą ludzie będą stopniowo zmieniali najpierw jakąś jedną ze swoich cech, a potem kolejną, jeszcze następną… Aż w końcu nie będą już ludźmi. […] Gdy mówimy o wyniesieniu ludzi do rangi bogów, chodzi raczej o kogoś takiego, jak greccy bogowie albo hinduscy dewowie niż wszechmogący biblijny ojciec z nieba. Nasi potomkowie nadal będą mieli swoje dziwactwa i ograniczenia, tak jak mieli je Zeus i Indra. Ale będą potrafili kochać, nienawidzić, tworzyć i niszczyć na dużo większą skalę niż my”.

 

W owym marszu po „boskość” nie wszyscy ludzie znajdują się na tym samym poziomie. I nie wszyscy dobiegną do mety. Żebrak z globalnego południa pozostanie bowiem żebrakiem, choć może nieco mniej ubogim.

 

Może jednak nic w tym złego, skoro ubogim skapną przynajmniej okruchy z pańskiego tortu? O naiwności! Wszak przejście od nierówności społeczno-ekonomicznej (bogaty i biedny) do nierówności gatunkowej (nadczłowiek i zwykły człowiek) nie pozostanie bez konsekwencji. Jak zdaniem Noaha Harariego biologicznie udoskonalone elity zaczną traktować innych, zwyczajnych ludzi?

 

„Chcecie wiedzieć jak superinteligentne cyborgi mogą traktować zwykłych ludzi z krwi i kości? Najlepiej przyjrzyjcie się temu, jak ludzie traktują swoich mniej inteligentnych zwierzęcych kuzynów. Oczywiście nie jest to idealna analogia, ale to najlepsze porównanie, jakie nie tylko możemy sobie wyobrazić, lecz wręcz obserwować w rzeczywistości” – twierdzi. W tym akurat przypadku trudno się z nim nie zgodzić.

 

Fałszywa antropologia

 

XXI wiek będzie zatem zdaniem Noaha Harariego stuleciem postliberalnym i posthumanistycznym. Humanizm odegrał jego zdaniem swoją rolę i teraz może odejść. Słuchanie się własnych uczuć, kartka do głosowania, wolny wybór, prawa człowieka, to miało sens jeszcze do niedawna. Teraz jednak trafia na śmietnik historii.

 

Wspomniane odejście od wiary we wspólną godność wszystkich ludzi to jeden z przejawów kształtowania się nowego „naukowego” światopoglądu i nowego świata. To podzielane jak się wydaje przez Noaha Hariariego przekonanie, opiera się na negacji nie tylko duszy, ale nawet istnienia odrębnej jaźni człowieka, a także jego wolnej woli. Ubolewający nad losem zwierząt hodowlanych i krytykujący absolutne panowanie człowieka nad nimi autor nie waha się dążyć do zniszczenia podstaw ludzkiej godności. Jego zdaniem to tylko głoszenie twierdzeń naukowych. W rzeczywistości jednak autor „Homo Deus żeruje na nauce, manipuluje nią i nadinterpretuje.

 

Sprawa duszy

 

Weźmy na przykład negację istnienia duszy. Jego argumenty są tu jakby żywcem wyjęte z podręcznika dla komsomolca. „Naukowcy poddali homo sapiens dziesiątkom tysięcy najdziwniejszych eksperymentów i zajrzeli w każdy zakątek naszego serca, w każdą szczelinę naszego mózgu. Ale dotychczas nie znaleźli żadnej czarodziejskiej iskry” – twierdzi.

Ale czy ktoś mówił, że dusza ludzka jest materialna i znajduje się gdzieś w mózgu lub sercu? Ongiś Jurij Gagarin po swej podróży po orbicie powiedział, że „nie spotkał Boga”. Wynurzenia Noaha Harariego są w tym miejscu podobnie absurdalne.

 

Jaźń a zajączek wielkanocny

 

„Rozprawiwszy” się z ludzką duszą (posiłkując się jeszcze darwinizmem), autor przystępuje do polemiki z przekonaniem o istnieniu niepodzielnego „ja”. „Istnienie jakiegoś jednego autentycznego ja jest równie prawdziwe, jak istnienie nieśmiertelnej duszy, Świętego Mikołaja i zająca wielkanocnego” – przekonuje.

 

Sęk w tym, że w zająca wielkanocnego nikt dorosły nie wierzy, a za istnieniem duszy przemawiają choćby liczne argumenty racjonalne oraz opinia wielu racjonalnie myślących ludzi. Jednak kwestionując istnienie „ja”, popada Noah Harari w konflikt niemal z każdym zdrowo myślącym i świadomym na co dzień własnej tożsamości człowiekiem.

 

Wprawdzie istnieje grono badaczy odrzucających istnienie jaźni, jednak muszą oni uporać się z wieloma problemami. Zdaniem dr. Steve’a Taylora, (psychologytoday.com) badanie świadomości, jak czegoś istniejącego na zewnątrz to absurd. Wszak samemu się jest tą świadomością. W jaki zresztą sposób mózg, szara materia, ma wytworzyć świadomość? – pyta retorycznie. Ponadto wiele osób w różnych kulturach doświadcza niemal „namacalnie” istnienia jaźni w chwilach skupienia.

 

(Nie)wolna wola

 

Przejdźmy do negowania przez Noaha Harariego istnienia wolnej woli. Za dowód na jej nieistnienie uważa on eksperyment Chuna Soona. Badacze potrafili przewidzieć decyzje ludzi (dotyczące naciśnięcia jednego z 2 guzików) na podstawie działania podświadomości. Ta okazywała się aktywna wcześniej niż świadoma część mózgu.

 

W efekcie „wiele osób, zwłaszcza niespecjalistyczna prasa przypuszczała, że te inne obszary podświadomie przetwarzają decyzję o ruchu i w ten sposób wskazują na brak wolnej woli. Autorzy jednak bardziej ostrożnie wyrażali swe wnioski” – zauważa dr William R. Klemm (Advances in Cognitive Psychology 2010; 6: 47–65). Noah Harari stanął po stronie „niespecjalistycznej prasy”, goniącej często za sensacją i upraszczającej wyniki badań.

 

Warto przy okazji zauważyć, że codziennie doświadczenie potwierdza istnienie wolnej woli. Ciężar dowodu ludzi głoszących tak radykalną tezę, jak jej nieistnienie, ciąży więc na jej zwolennikach. Tymczasem badania naukowe na ten temat wciąż raczkują.  Co więcej negacja wolnej woli okazuje się zgubna. Pogląd ten niszczy wszak poczucie odpowiedzialności za własne czyny i sprzyja bezkarności. Gdy bowiem odrzucimy wolną wolę, to powinniśmy konsekwentnie odrzucić pojęcia nagrody, kary, a nawet cały system sądowniczy. To zaś prowadzi do ruiny całego budowanego przez stulecia gmachu cywilizacji.

 

Postliberalny świat

 

Upowszechnienie się fałszywej (choć według Harariego naukowej) antropologii doprowadzi do upadku dawnego humanistycznego światopoglądu. Przyczynią się do tego także względy praktyczne.

Wraz z nadejściem nowej rzeczywistości runie bowiem wiara w niepowtarzalność osoby, a nawet w ludzkość w ogóle. Stanie się tak choćby dlatego, że ludzie staną się niepotrzebni z ekonomicznego i militarnego punktu widzenia. Kiedyś sprawy miały się inaczej. Dawne republiki potrzebowały bowiem silnej masowej armii. Niebagatelny okazywał się też wysiłek kobiet wspierających wojsko swoją produkcją. Dlatego też niewiasty właśnie po I wojnie światowej uzyskały w USA możliwość udziału w wyborach.

 

Poszerzanie praw obywatelskich wiązało się z zapotrzebowaniem na coraz to nowe grupy uczestniczące w wysiłku wojennym. Jednak w bitwach XXI wieku to nie masowe armie, lecz automatyczne drony okazują się bardziej potrzebne. Czynnik ludzki staje się wręcz zbędnym balastem opóźniającym działania.

 

Podobnie w gospodarce rozwinie się robotyzacja miejsc zatrudnienia. W pracach fizycznych już teraz dominację przejmują roboty i drukarki 3D. Wkrótce znikną także urzędnicy bankowi i agenci biur podróży. Bezpiecznie nie mogą się czuć nawet maklerzy giełdowi. Wszystkie zawody wymagające analizy i przetwarzania danych mogą okazać się bardziej przyjazne robotom niż ludziom. Dotyczy to nawet lekarzy.

 

Wszak już dziś istnieją firmy pokazujące genetyczny obraz chorób i prognozujące ich rozwój w przyszłości. Urządzenia monitorujące poziom cukru i bicie serca pozwolą na doskonałe poznanie własnej biologii. Nie będą też podatne na ludzkie błędy, jakie przytrafiają się medykom.

Czy zatem człowiek znajdzie schronienie w wyjątkowo ludzkiej i związanej z uczuciami dziedzinie, jaką jest twórczość artystyczna? Nawet to stoi zdaniem Noaha Harariego pod znakiem zapytania. Wszak wynaleziono już robota wytwarzającego muzykę porównywalną z chorałami Jana Sebastiana Bacha.

 

Nowe religie przyszłości

 

Choć poglądy autora „Homo Deus” na człowieka i religię są całkowicie błędne, to jego prognozy pozostają interesujące. Analiza tego, do czego może doprowadzić połączenie supertechnologii z odrzuceniem wiary w Boga, duszę, jaźń, wolną wolę et cetera to chyba najbardziej wartościowa część jego książki. Zarazem to część najbardziej przerażająca.

 

Wedle Noaha Harariego na gruzach liberalnego, demokratycznego i humanistycznego świata pojawią się nowe poglądy. „W XXI wieku będziemy tworzyli potężniejsze fikcje i bardziej totalitarne religie niż w jakiejkolwiek wcześniejszej epoce” – twierdzi Noah Harari. Autor „Homo Deus” wyróżnia dwie grupy religii przyszłości: technohumanizm i religię danych. Wyznawcy tej pierwszej nie wyprą się humanistycznego credo wyjątkowości człowieka. Niemniej jednak rozpoczną dążenia do udoskonalenia homo sapiens.

 

„Ten pomysł jest unowocześnionym wariantem dawnych marzeń humanizmu ewolucyjnego, który już przed stu laty wzywał do stworzenia nadludzi” – zauważa Noah Harari. „Jednakże, podczas gdy Hitler i jemu podobni planowali tworzyć nadludzi za pomocą sztucznej selekcji i czystek etnicznych, technohumanizm w XXI wieku ma nadzieję osiągnąć ten cel w dużo spokojniejszy sposób – za pomocą inżynierii genetycznej, nanotechnologii i interfejsów mózg-komputer”. Wiarę w Boga-Człowieka zastąpi więc dążenie do ubóstwienia ludzkości. Do stworzenia tytułowego homo-Deus.

 

Nowa religia – dataizm

 

Jednak owo udoskonalanie człowieka, dążenie do jego nieśmiertelności i pełni szczęścia na ziemi, o którym wspomniano na początku artykułu, to nie wszystko. Noah Harari twierdzi, że ludzkość może obrać jeszcze inną drogę. Taką jak przyjęcie tak zwanej religii danych (dataizmu).

 

Cóż to takiego? Otóż „dataizm głosi, że wszechświat składa się z przepływu danych, a wartość każdego zjawiska czy bytu określa jego wkład w przetwarzanie danych”. Jego atrakcyjność polega na przerzuceniu mostów między różnymi dziedzinami wiedzy. Pozwala to na ich porozumienie na wspólnym gruncie. Wszystko zostaje bowiem sprowadzone do wielkich zbiorów danych (Big Data).  

 

Wedle autora „Homo Deus” istnieją (czy też zaistnieją) dwa nakazy religii danych. Po pierwsze należy zwiększać do maksimum przepływ informacji. Można to uczynić dzięki badaniu DNA w celu poznania przodków wiele pokoleń wstecz, noszeniu urządzenia biometrycznego mierzącego tętno i ciśnienie, a także dzieleniu się całym życiem z Facebookiem i Googlem. W nagrodę „świetne algorytmy internetu wszystkich rzeczy powiedzą ci, kogo poślubić, jaką ścieżkę kariery wybrać oraz czy rozpocząć wojnę”.

 

Drugi nakaz dataizmu to podłączenie wszystkiego do Internetu Rzeczy. Erupcja informacji pozwoli początkowo na zapewnienie długiego i szczęśliwego życia. Spełni więc marzenia technohumanistów. Następnie jednak ludzie, przedmioty, drzewa, a także rzeczy pozaziemskie staną się cząstką tego inteligentnego mechanizmu. W efekcie ludzkość również roztopi się w tym panteistycznym quasi-bóstwie.

 

„Z chwilą jednak gdy my, ludzie, stracimy znaczenie dla funkcjonowania sieci, odkryjemy, że ostatecznie nie jesteśmy szczytem stworzenia” – prognozuje Noah Harrari. „Właśnie te wskaźniki, które sami wynieśliśmy na piedestał, skażą nas na ten sam los, który spotkał mamuty i delfiny chińskie: popadniemy w niepamięć, w nicość. Gdy obejrzymy się za siebie, okaże się, że ludzkość była tylko drobną falą w kosmicznym przepływie danych”.

 

Niewykluczone, że ów przepływ danych zostanie otoczony iście boskim kultem. „Ludzie są jedynie narzędziami do tworzenia internetu wszystkich rzeczy, który w końcu może rozprzestrzeni się z naszej planety dalej i przeniknie całą galaktykę, a nawet cały wszechświat. Ten kosmiczny system przetwarzania danych będzie niczym Bóg. Będzie wszędzie i wszystko będzie kontrolował, a przeznaczeniem ludzi jest zlać się z nim” – pisze autor Homo-Deus.

 

Stare herezje w nowych szatach

 

Zarówno transhumanizm (czy też technohumanizm), jak i dataizm okazują się więc bałwochwalstwem. Pierwszy ubóstwia nadczłowieka, drugi zaś panteistyczny system danych.  Jednak jeden i drugi okazuje się wrogiem normalnych przedstawicieli homo sapiens, a więc ludzi stworzonych na obraz Boga. Obydwa dążą do osiągnięcia pożądanego, ostatecznego stanu wszechświata, bez Boga, a de facto wbrew Niemu.

 

Obydwie religie przyszłości, wbrew swojej postępowej otoczki, okazują się więc tylko nowymi wcieleniami starych błędów. To obrzydliwa mikstura gnozy i pogaństwa w ładnym opakowaniu.

 

Źródło: Yuval Noah Harari Homo deus Krótka historia jutra. Tłumaczenie Michał Romanek. Kraków 2018. Wydawnictwo Literackie

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij