Zjednoczenie Narodowe (RN) Marine Le Pen pierwszy raz w 52-letniej historii partii wygrało wybory parlamentarne. W niedzielę 7 lipca odbędzie się II tura, która zdecyduje, czy lepeniści zdobędą samodzielną większość i utworzą rząd. Tradycyjnie ma miejsce próba sformowania frontu “antyfaszystowskiego” od centroprawicy przez Macrona po skrajną lewicę – ale nie jest to już zapora tak szczelna i jednolita jak kiedyś.
Jak Francuzi wybierają swoich posłów?
Francuskie Zgromadzenie Narodowe to odpowiednik naszego Sejmu, ale jest wybierane w zupełnie inny sposób – poprzez 577 jednomandatowych okręgów wyborczych. Są to też JOWy z dwoma turami, a więc inne niż te znane nam z polskiego Senatu, USA czy Wielkiej Brytanii. Co więcej, do drugich tur nie kwalifikuje się tylko dwóch pierwszych kandydatów, ale także każdy, kto uzyska przynajmniej 12,5% liczby uprawnionych do głosowania w danym okręgu. Przy wysokiej frekwencji 67% oznaczało to średni próg wejścia na poziomie 19% głosów.
Wesprzyj nas już teraz!
RN bez dwóch zdań stało się pierwszą partią Francji i zrobiło ogromny postęp. Lepeniści zdobyli aż 39 mandatów już w I turze – głównie na północno-wschodnich terenach robotniczych, które straciły na globalizacji i gdzie skądinąd do dziś żyje wielu potomków Polaków kultywujących polską kulturę. Nigdy wcześniej żaden kandydat RN nie został posłem w I turze. Ponad 50% głosów w swoim okręgu (i 25% uprawnionych, co też niezbędne) uzyskała m. in. sama Marine Le Pen. Na ten moment RN miałoby minimalną większość w Zgromadzeniu – 39 na 76 posłów, którzy zdobyli już mandat. Z drugiej strony 20 posłów wprowadziła już teraz skrajnie lewicowa i proislamska LFI Mélenchona – w dużej mierze w okręgach, na których jest szczególnie wielu muzułmanów (którzy w 60-70% głosują właśnie na LFI).
Partia Le Pen zdobyła mandat lub wprowadziła kandydatów do II tury w aż 85% okręgów w całej Francji – stała się prawdziwie siłą ogólnonarodową. Jeszcze dwa lata temu było to 35%, a w 2017 r. 21%. Najczęściej na RN głosowali robotnicy (51%) i mieszkańcy wsi (41%), ale ugrupowanie zdobyło poparcie przynajmniej 25% w każdej grupie wiekowej, min. 24% w każdej grupie zawodowej, min. 20% wśród osób z dowolnym wykształceniem, min. 22% w każdej grupie według zarobków. Żadna inna partia nie może się pochwalić tak szerokim poparciem.
Powstanie front republikański?
Od razu po sukcesie narodowców podniosły się głosy o konieczności stworzenia jednolitego, republikańskiego i “antyfaszystowskiego” frontu, by zatrzymać Le Pen. Chodzi o to, by w II turach kandydaci RN mieli tylko jednego rywala, i to takiego, który ma największe szanse zwycięstwa w danym okręgu – na tej zasadzie w Polsce działał “antypisowski” pakt senacki. Masowo ustępowała w tym celu lewicowa koalicja Nowego Frontu Ludowego, która szybko wycofała praktycznie wszystkich swoich kandydatów w okręgach gdzie to macroniści lub postgaulliści byli silniejsi. Obóz prezydencki nie był jednak aż tak solidarny. Macron obawia się, że zostanie trwale zepchnięty na dalszy plan rywalizacji między narodowcami a lewicą, a skrajną lewicę niejednokrotnie nazywał “takim samym zagrożeniem jak skrajna prawica”. Do ostatniej chwili – termin wycofywania się mijał we wtorek wieczór – trwało przeciąganie liny, przy histerycznych apelach lewicowych mediów. Dziennik L’Humanité (Ludzkość), od stu lat związany z Francuską Partią Komunistyczną, który swego czasu opłakiwał śmierć wielkiego Stalina, wzywał Macrona, by wycofał swoich kandydatów i “udowodnił, że jest częścią ruchu oporu”.
Ostatecznie ustąpiła zdecydowana większość macronistów, ale nie wszyscy. W piętnastu okręgach obóz prezydenta pozostawił swoich kandydatów, uzasadniając to radykalizmem lewicy który i tak nie daje jej szans na wygraną. Nie jest wcale jasne, czy większość wyborców Macrona którzy w swoich okręgach mają do wyboru RN i lewicę wybierze tę drugą – zwłaszcza, jeśli będzie mowa o lewicy skrajnej. Sondaże sugerują raczej, że najczęstszym wyborem może być w takiej sytuacji pozostanie w domu lub głos nieważny. Oczywiście media liberalno-lewicowe będą starały się ich maksymalnie zmobilizować na ostatniej prostej.
Komunista mniejszym złem niż narodowiec?
Liczni politycy próbują zjeść ciastko i mieć ciastko. Przykładem jest były premier Macrona Édouard Philippe, obecnie przywódca tworzącej “centroprawicową flankę” obozu prezydenckiego partii Horyzonty i faworyt w walce o nominację prezydencką macronistów za dwa i pół roku. Philippe podtrzymuje, że LFI Mélenchona jest “zagrożeniem dla Republiki” tak jak RN. W swoim okręgu, w którym w II turze zmierzą się lepenista i kandydat Partii Komunistycznej, zamierza jednak zagłosować na komunistę.
Nie jest to żart – w ostatnich latach LFI poszło tak daleko w kierunku negacji tradycyjnej tożsamości i kultury Francji, wchodzenia w rozmaite kwestie woke, afirmacji masowej imigracji i islamu, robienia awantur w parlamencie i rozmaitych kontrowersji (choćby atakach na Izrael i Żydów, które budują poparcie wśród muzułmanów), że jest powszechnie uważane za radykalniejsze od Partii Komunistycznej. Komuniści na ich tle starali się pokazać jako twarda lewica, ale nie aż tak skrajna – np. broniąc legalności polowań, energetyki atomowej czy ograniczania obecności islamu w przestrzeni publicznej. Przypomnijmy – lewicowa koalicja Nowego Frontu Ludowego to socjaliści, zieloni, komuniści i LFI.
We front “antyfaszystowski” prawie w ogóle nie zaangażowali się za to tym razem Republikanie, czyli gaullistowska centroprawica. Ledwie dwóch ich kandydatów zdecydowało się wycofać przeciw RN, a partia nie popiera nikogo w drugich turach w których brak jej kandydatów. Współprzewodniczący partii François-Xavier Bellamy, reprezentujący skrzydło bardziej konserwatywne i katolickie, zadeklarował nawet, że “zagrożeniem dla Francji jest dziś skrajna lewica”. Pod tym względem daleko nam już do sytuacji sprzed lat, gdy gaulliści solidarnie z dowolną lewicą głosowali przeciw narodowcom. Przesunął się także ich elektorat. Według sondażu 48% zwolenników Republikanów w II turze mając do wyboru kandydata RN i Lewicy wybierze lepenistę, a 33% nie odda ważnego głosu. Tylko 3% deklaruje głos na dowolnego lewicowca, a 5% o ile nie będzie to reprezentant lewicy skrajnej.
Lepeniści twierdzą, że to oni bronią porządku. Francji grozi zamach stanu?
Przez wiele lat przeciw narodowcom występowali także francuscy biskupi. Gdy Jean-Marie Le Pen znalazł się w II turze wyborów prezydenckich 2002 r., ówczesny przewodniczący Episkopatu arcybiskup Jean-Pierre Ricard wzywał do obrony “fundamentalnych wartości demokracji”, poparcia dla Unii Europejskiej i głosowania przeciw Le Penowi. Inni biskupi potępiali “neofaszyzm”, “nietolerancję” i “ksenofobię” polityka, który przez dekady bronił życia nienarodzonego i tradycyjnej rodziny, wzywając do głosowania wraz z lewicą na Jacquesa Chiraca, który wprowadził aborcję na życzenie.
Marine Le Pen nie jest już niestety obrończynią życia nienarodzonego, skupiając się na imigracji, islamie, bezpieczeństwie na ulicach, krytyce UE i polityki klimatycznej czy problemach gospodarczych – choć i tak to na nią głosowało 37% katolików, a tylko 25% niewierzących i 6% muzułmanów. Dzisiaj francuscy biskupi zachowują neutralność. W oświadczeniu skrytykowali “indywidualizm i egoizm, w jakie przez dziesięciolecia wciągane są nasze społeczeństwa, rozpad więzi społecznych, osłabienie rodzin, presja konsumpcji, osłabienie naszego poczucia szacunku dla życia ludzkiego, wymazanie Boga z powszechnej świadomości”. Nie sugerowali głosu na żadną partię.
Le Pen coraz skuteczniej zrzuca z siebie piętno radykalizmu, przedstawiając niedzielną II turę jako wybór między “porządkiem i spokojem” a skrajną lewicą. Przestrzega przed “próbą administracyjnego zamachu stanu” – jej zdaniem prezydent Macron na ostatnią chwilę umieszcza na zapas swoich ludzi na kluczowych stanowiskach w wojsku i policji, by uniemożliwić skuteczne sprawowanie władzy kolejnemu rządowi. Zdaniem Marine Francji grożą też zamieszki wywołane przez bojówki skrajnej lewicy, które nie zaakceptują wyniku wyborów i będą stosowały przemoc na ulicach. Równolegle Macron tradycyjnie straszy, że jeśli do władzy dojdą “ekstrema”, to Francji grozi wojna domowa.
W niedzielę zobaczymy, czy Francuzi rzeczywiście zdecydują się powierzyć władzę lepenistom. Jeśli RN nie uzyska samodzielnej większości, Le Pen może uznać, że bardziej opłaca się jej pozostanie w opozycji, zmuszenie Macrona do współpracy ze skrajną lewicą i dalsze budowanie poparcia na wybory prezydenckie za dwa i pół roku niż próba stworzenia niestabilnego, koalicyjnego lub mniejszościowego rządu, zapewne zależnego od Republikanów. Wydaje się najbardziej prawdopodobne, że lepeniści będą mieć między dwa a trzy razy więcej posłów niż dziś, ale zabraknie im trochę do samodzielnej większości. Jeśli jednak odniosą pełne zwycięstwo i dojdzie do kohabitacji, możemy mieć do czynienia z poważnym sporem kompetencyjnym. Le Pen już deklarowała, że “prezydencki tytuł zwierzchnika sił zbrojnych jest honorowy” i to rząd będzie kontrolował wojsko oraz politykę unijną. Macron jest oczywiście przeciwnego zdania.
Kacper Kita