6 kwietnia 2023

Kapłaństwo – powołanie ponad inne. Oczywistość, której nie mogą przełknąć „postępowcy”  

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Kapłan to postać, która stanie w centrum uwagi zgromadzonych dziś na liturgii wiernych. Z jednej strony Kościół upamiętnia ustanowienie przez Chrystusa doskonałej ofiary, z drugiej zaś wyznaczenie najbliższych Jego uczniów – Apostołów – na szafarzy tej wyjątkowej świętości. Atmosfera wielkoczwartkowej zadumy i czci dla sprawujących pamiątkę Ostatniej Wieczerzy staje się tymczasem dla katolików coraz rzadszym doświadczeniem. Zewsząd, prędzej niż głosy szacunku dla życia konsekrowanego, słychać kontestację jego wyjątkowości oraz egalitarny dogmat o równości wszystkich powołań. Nie dziw, że seminaria pustoszeją – skoro bardziej, niż „alter-Christusem” ksiądz jest dla wiernych i siebie samego urzędnikiem; ofiara, którą ponosi, odrzuca zaś pozornym bezsensem.

 

Wielki Czwartek stwarza doskonałą okazję by powiedzieć jasno to, od czego raczej stroni „główny nurt” współczesnego Kościoła. Zabrzmi to niepoprawnie, a dla niektórych być może skandalicznie – ale istotnie – ustanowione przez Chrystusa kapłaństwo jest powołaniem świętszym i wznioślejszym od innych dróg, jakie ludzie obierają w życiu. Przekonanie to obecne jest w świadomości Kościoła od zawsze, a wbrew dekonstruującym katolicki depozyt narracjom, jego źródłem nie jest ani uzurpacja, ani ukryte „struktury władzy”. Fundamentem godności kapłaństwa jest za to szczególny związek wyświęconego z samym Chrystusem. 

Wesprzyj nas już teraz!

Bliskość ta tradycyjnie przedstawiana jest za pomocą figury „drugiego Chrystusa” – pojęcia głęboko zakorzenionego szczególnie w liturgii. Sprawując święte obrzędy prezbiterzy i hierarchowie rzeczywiście w imieniu samego Zbawiciela i z Jego mandatu uobecniają Ofiarę Krzyża, lub też skutecznie błogosławią lud, czy zanoszą jego prośby przed Boży Majestat. W ten sposób stają się ziemskimi narzędziami Chrystusa – Pośrednika między Bogiem a stworzeniem i widzialnym znakiem obecności Pana Jezusa w Kościele. W trakcie sakramentalnych czynności wyświęcony kapłan w pewnym sensie przekracza nawet granicę między nim samym a Synem Bożym – wszystko co czyni, czyni bowiem In Persona Christi – nie tylko z nakazu Mesjasza, ale jako On sam. 

Wyjątkowa, niedostępna dla innych stanów bliskość kapłana i Chrystusa wyraża się jednak nie tylko w czasie liturgicznych obrzędów – stanowiących źródło i szczyt życia chrześcijańskiego – ale dogłębnie przenika kapłańską codzienność. Porządek takiego życia, oddanie nauczaniu wiernych i sprawowaniu kultu na chwałę Bożą, naśladuje bowiem życie Zbawiciela, a także Apostołów. Sam Pan Jezus, żyjąc przeszło 30 lat między ludźmi wzgardził ziemskimi sprawami, oddawszy się głoszeniu światu Bożego Objawienia. Tak, jak Chrystus i Dwunastu – współcześni kapłani oraz inne osoby konsekrowane porzucają liczne troski doczesności. Obierając „najlepszą cząstkę”, poświęcają się „najpierw” Królestwu Bożemu. 

Ale… codzienne powierzenie się Bogu i szczere stawianie Jego spraw na pierwszym miejscu jest przecież nie tylko domeną wyświęconych – ale (mamy przynajmniej taką nadzieję) udziałem nas wszystkich. To oczywiście prawda, wciąż jednak łatwo wskazać, jak powołanie księdza wyróżnia się spośród innych życiowych dróg, nawet ludzi pobożnych. A wyróżnia się znacząco – małżeństwo, rozmaite funkcje i zadania, jakie podejmujemy, odnoszą się ostatecznie do sfery przyrodzonej i naturalnej. Kierując się chrześcijańską moralnością i za pomocą aktu woli możemy zorientować się w nich na Boga.

Inaczej w przypadku kapłaństwa, które samo w sobie nie jest wpisane w ludzką naturę – a jest nawet hołdem Bogu złożonym z poskromienia jej samej i życiem zorientowanym na to, co święte bezpośrednio. Dla porównania – węzeł małżeński to z kolei instytucja przyrodzona człowiekowi, dana w prawie naturalnym, wolą Bożą wyniesiona do sakramentalnej godności. Mimo niej, dbałość o najbliższych i wzbudzenie potomstwa pozostaje działaniem nade wszystko w sferze doczesności… Tymczasem kapłaństwo swój początek wzięło nie wraz ze stworzeniem, a… wraz ze zbawieniem – ustanowił je bowiem sam Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy, którą dziś wspominamy. Istniejące wcześniej ordynacje żydowskie pozostawały zaledwie figurą tego wydarzenia. Chociaż więc ludzie stwarzali instytucje i kasty kapłanów odkąd sięga historiografia, żadnej z nich nie można uznać za rzeczywistego poprzednika namaszczenia chrześcijańskiego księdza, który wszak staje się realnie szafarzem instrumentów Bożej łaski.

Komu fakt, że Bóg wzywa ludzi do zadań nierównych godnością przeszkadza – ten powodów do swarów z Najwyższym znajdzie pod dostatkiem… Od Starego Testamentu wzbudzał On bowiem proroków wedle swojego uznania, a czynności rytualne zastrzeżone zostały dla pokolenia Aarona. Gdy Chrystus zstąpił na ziemię, spośród całych rzesz wybrał Dwunastu, których dopuścił do bliskiego obcowania z Nim samym, wyraźnie żądając, by tłumy przybywały do Niego za pośrednictwem Apostołów… Ale na tym nie koniec. Z tego uszczuplonego grona Zbawiciel wybrał jeszcze czwartą część – trzech: Jana, Jakuba i Jana, którym przedstawił rzeczy nieprzeznaczone dla oczu reszty.

Dobremu katolikowi nie pozostaje zatem nic innego niż skłonić głowę przed różnością dróg i powołań, jakie Bóg wyznacza każdemu z nas. Najlepszym wzorem pozostaje zresztą ewangeliczna przypowieść o talentach, która w tej sprawie mówi właściwie wszystko – Bóg sądzić będzie nas nie z tego, ile nam powierzył, a co uczyniliśmy z naszym udziałem.

Zanik świadomości wyjątkowego charakteru kapłańskiego powołania na życiu współczesnego Kościoła odbija się szeregiem konsekwencji. Wydaje się jasnym, że powszechne egalitarna narracja przyczynia się do pustoszenia seminaryjnych ław. Skoro bowiem kapłańskie namaszczenie przedstawia się wyłącznie jako jedną z wielu równorzędnych dróg, to niewielu zechce podjąć tę trudniejszą i związaną z licznymi obwarowaniami. Spełnione życie w perspektywie doczesnej kusi bowiem znacznie bardziej i przyciąga zmysły. Jest i łatwiejsze, i bardziej oczywiste. Skoro zaś ma być tak samo „Boże”, jak i kapłańska ofiara z samego siebie, to w zasadzie decyzja jest jasna dla każdego, kto potrafi sporządzić rachunek zysków i strat.

Zanik świadomości świętości kapłańskiego stanu jest także kołem zamachowym „demokratyzacji Kościoła” i delegowania kolejnych świętych powinności w laickie ręce. Nadużywanie instytucji szafarzy nadzwyczajnych, dopuszczanie świeckich za ołtarz czy zastępowanie nimi duchownych w nauczaniu – karmią się brakiem należytego stosunku do sakramentalnego kapłaństwa i poczuciem jego „równości” względem Ludu Bożego.

Tendencje te pokazują dobitnie, że przywrócenie poczucia godności księdza jest kwestią szczególnej wagi dla współczesnego Kościoła. „Uderz w pasterza, a owce się rozproszą”, mówi wszak znane, biblijne porzekadło. Rozproszenia jednak nie sposób również uniknąć, gdy pasterze zapominają o swojej roli i przestają paść, a pochylają się ku skubaniu trawy… To chyba alegoria trafna w przypadku księży, którzy raczej niż budowie szacunku dla własnego stanu parają się budowaniem wizji „fajnych” duchownych…

Jednak bodaj najbardziej tragiczny w skutkach sposób, na jaki duchowni pobudzają negujące świętość ich powołania tendencje, to przyjmowana niejednokrotnie postawa rządcy Kościoła, a nie Jego sługi. Wielu księży swoją władzę kapłańską, kiedy po nią sięgną, wykorzystuje nie dla zbudowania wiernych, a narzucenia im własnych upodobań. Doskonałym przykładem tego destruktywnego „klerykalizmu” było powszechne przecież przed dwoma i pół roku wypraszanie sprzed świątyń wiernych przybyłych by bronić kościołów przed profanacyjnymi atakami uczestników „Strajku Kobiet”…

Niejednokrotnie nawet hierarchowie nie szczędzili cierpkich uwag pod adresem obrońców. Sporej części kleru bardziej zależało bowiem na wyciszeniu nastrojów i pozornym „świętym spokoju” niż na czci miejsc kultu, a uczucia wzburzonych atakami na wiarę Polaków nie obchodziły ich na tyle, by zmienili perspektywę. Zapomniawszy o pokorze i swojej roli, wielu duchownych widziało w sobie nie depozytariuszy świątyń, należących wszak i do „ludu”, ale ich właścicieli, mających wyłączne prawo decydowania o tym, co dzieje się na ich terenie.

Mentalność satrapów, stojąca u podłoża tamtych zachowań ma się doskonale i w dzisiejszym Kościele, nawet w kręgach, które twierdzą, że próbują z klerykalizmem walczyć. Głównym bojownikiem w walce przeciwko niemu jest sam papież Franciszek – który mimo rozkwitu tradycyjnej liturgii na całym świecie postanowił, jak to tylko możliwe, zminimalizować dostęp wiernych do tej liturgicznej perły…

 

Filip Adamus

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie