W aborcyjną ofensywę propagandową Joe Bidena wsparła jego małżonka. Aby zyskać na „autentyczności” przytoczyła opowieść o tym, jak sama pomogła pewnej nastolatce zabić swoje dziecko. Zdaniem Pierwszej Damy bezkarność mordów prenatalnych jest konieczna, by kobiety mogły… odnosić sukces zawodowy.
Jill Biden wzięła udział w wydarzeniu nazwanym Dzień Działania (Day of Action), podczas którego różne organizacje społeczne wymieniały się spostrzeżeniami na temat przebudowy amerykańskiego społeczeństwa, a także zbierano pieniądze na kampanię proaborcyjnej senator Patty Murray.
Żona Joe Bidena uznała za słuszne, by promować przy tej okazji dostępność tzw. aborcji i powtórzyła jeden z fałszywych argumentów mających usprawiedliwić zabijanie dzieci nienarodzonych.
Wesprzyj nas już teraz!
Dla zilustrowania tezy jakoby kobiety potrzebowały „prawa” do zabijania swoich dzieci Pierwsza Dama przytoczyła historię, jak w latach 60-tych pomogła swojej koleżance uzyskać dostęp do tzw. aborcji, gdy była ona jeszcze zakazana w większości stanów.
Jak wspominała, jej znajoma musiała upozorować swoją niepoczytalność psychiczną, aby uzyskać dostęp do tego, co Bidenowa nazwała „przerwaniem ciąży”. Jill nie ukryła faktu, że 17-letnia dziewczyna „płakała całą drogę do domu”, ale przypisała to… presji rodziny, a nie tragedii zamordowania własnego dziecka.
Dziewczyna bała się wrócić do domu po tym, czego się dopuściła, a wówczas Jill zaproponowała, że może zostać u niej. – Nigdy więcej o tym nie rozmawiałyśmy. Tajemnica, wstyd, milczenie, niebezpieczeństwo, a nawet śmierć. To właśnie określiło ten czas dla tak wielu kobiet – mówiła żona amerykańskiego prezydenta.
– Pomyślałam o wszystkich dziewczynach i kobietach, takich jak moja przyjaciółka, których edukacja, kariera i przyszłość zależą od możliwości wyboru, kiedy mają dzieci – dodała, sugerując, że owa „możliwość wyboru” ma oznaczać możliwość bezkarnego zamordowania dziecka, a nie po prostu możliwość… nie zajścia w ciążę.
Źródło: lifenews.com
FO