Okrojenie liczby godzin nauczania historii i idąca za tym skrótowość traktowania tematów nie tłumaczy liczby niedopuszczalnych błędów jakie znalazły się w podręczniku do historii dla szkół ponadgimnazjalnych „Poznać przeszłość. Wiek XX” wydawnictwa „Nowa Era”. Środowiska kombatanckie na podręczniku nie zostawiły suchej nitki i domagają się od MEN, by został on gruntownie poprawiony lub całkowicie wycofany.
Podręcznik ten wzbudzał wątpliwości już w trzy lata temu, kiedy dopuszczona do użytku szkolnego została jego wcześniejsza wersja. Niestety tegoroczna jego odsłona zawiera jedynie kosmetyczne zmiany merytoryczne i w większości powiela stare błędy, przemilczenia i manipulacje.
Wesprzyj nas już teraz!
W ocenie Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, z takiej pomocy szkolnej uczniowie nie powinni korzystać. W piśmie skierowanym do Ministerstwa Edukacji Narodowej domagają się wycofania podręcznika w obecnej formie. Resort wraz z pismem otrzymał kilkunastostronicową recenzję podręcznika wykonaną przez historyka Jana Jarosza, która nie pozostawia wątpliwości, że autorzy dość luźnie podeszli dość trudnej problematyki historii XX wieku.
Lista zarzutów jest całkiem spora. To chociażby pominięcie niepodległościowej działalności Józefa Piłsudskiego, czy pominięcie znaczenia bitwy warszawskiej z 1920 roku i brak wskazania, że Polacy obronili wówczas kulturę europejską przed terrorem bolszewickim.
W rozdziale o Niemczech pokuszono się o sporą dawkę zdjęć… Adolfa Hitlera. To zdaje się z tego powodu pominięto milczeniem np. znaczenie ustaw norymberskich. W podręczniku autorzy uparcie używają też określenia „naziści”, choć w Polsce używa się jednoznacznych określeń: „Niemcy”, „hitlerowskie Niemcy”.
– Najwięcej jednak manipulacji, błędów i przemilczeń dotyczy II wojny światowej. Całkowicie zostały pominięte walki Wojska Polskiego z Armią Czerwoną, która działając w porozumieniu z Niemcami zaatakowała Polskę 17 września 1939 roku. Autorzy nie opisali żadnych bitew i walk. Przemilczeli obronę Grodna, gdzie wsławiła się młodzież polska „Orlęta Grodzieńskie”. Przemilczeli bitwy pod Wytycznem, Szackiem, Milanowem, obronę Wilna bitwę w rejonie Sopockiń i Kodziowiec – wyliczył historyk. Wszystko to zawarto w dość lakonicznym stwierdzeniu, że „niektóre posterunki polskiego Korpusu Ochrony Pogranicza broniły się z wielką determinacją”.
W podręczniku brak też informacji o masowych morderstwach popełnionych na wziętych do niewoli oficerach i żołnierzach. Wystarczyć ma wzmianka o wymordowaniu oficerów po bitwie pod Szackiem i cywilnych obrońców Grodna i Wilna.
Równie syntetycznie potraktowano agresywne działanie Niemiec i Związku Sowieckiego. Nie ma wzmianki o złamaniu szyfru „Enigmy”, a o dokonaniach polskich pilotów zamieszczono raptem trzy zdania i małe zdjęcie Dywizjonu 303. W książce znalazło się jednak miejsce na sporą fotografię… Göringa.
Taka proniemiecka narracja widoczna jest także w zamieszczanych opisach. Autorzy uznali m.in., że „Niemiecki obóz koncentracyjny w Oświęcimiu (Auschwitz) na ziemiach polskich założono w 1940 r.”. – W tym jednym zdaniu jest kilka przekłamań. Niemiecki obóz koncentracyjny nazywał się „KL Auschwitz” i został założony na terenach polskich ziem podbitych, okupowanych i włączonych do III Rzeszy Niemieckiej. Bez tych informacji mamy do czynienia z zamieszaniem terminologicznym, które jest źródłem potwornego kłamstwa – zauważył Jarosz.
Na tym nie koniec, bo autorzy w jednym z diagramów bezrefleksyjnie pod nazwą „Polska” (obok Niemcy i ZSRR) podali liczbę Żydów zamordowanych i ocalałych podczas II wojny światowej. – Podłość tej manipulacji polega na tym, że użyto nazwy państwa „Polska” a przecież jego terytorium było okupowane przez Niemców i Sowietów. Krótkie wprowadzenie tekstowe do diagramu niczego nie wyjaśnia. Przy mapie „Europa pod okupacją niemiecką” (s. 156) w legendzie zaznaczono: „Bełżec – obozy zagłady”, „Dachau – niemieckie obozy koncentracyjne”. Z tego opisu wynika, że Bełżec nie był niemieckim obozem zagłady. Tylko jakim? – wyliczył historyk.
Dla autorów podręcznika ważniejsze było za to przedstawienie napisu obozu koncentracyjnego KL Auschwitz: „Arbeit macht frei” i poinformowanie o jego niedawnej kradzieży, choć bez zagłębiania się z jakich pobudek działano.
Opisując postawy wobec holokaustu właściwie pominięto działalność Ireny Sendlerowej, i nazwisko Zofii Kossak – Szczuckiej, katolickiej pisarki, która wraz z Wandą Krahelską-Filipowiczową była inicjatorką Komitetu Pomocy Żydom im. Konrada Żegoty. Są za to trzy obozowe zdjęcia Władysława Bartoszewskiego, którego właśnie pisarka włączyła do działalności w „Żegocie”.
Ponadto w kontekście ratowania ludności żydowskiej pominięto rolę Rządu Polskiego w Londynie, Armii Krajowej i Delegatury Rządu na Kraj. Skwitowano to stwierdzeniem, że w pomoc zaangażowanych było „wiele osób”. Dla porządku warto przypomnieć, że chodzi tu o 1 do 1,5 mln osób niosących pomoc.
Podobnie nierzetelnie traktowana jest zbrodnia w Jedwabnem, oczywiście na niekorzyść Polaków. Taki stan powoduje, że widok niemieckiego U-Boota i jego dokładny opis zamieszczony tam, gdzie wartowałoby wspomnieć o dokonaniach załogi ORP „Orzeł” już nie dziwi. Dalej ze stron podręcznika, zamiast dowódców AK ze zdjęć uśmiecha się szef SS i Gestapo Heinrich Himmler i Hans Frank. Pozostając w zgodzie z propagandą niemiecką i sowiecką, autorzy z uporem piszą o Rządzie Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie jako o „rządzie emigracyjnym”, a jego członkowie przedstawiani są dość przypadkowo. Taka narracja utrzymana została też przy opisie Powstania Warszawskiego, którego – jak czytamy – „jedynym rzeczywistym zwycięzcą powstania warszawskiego był Józef Stalin”.
– Młodzież z polskich szkół zasługuje na coś lepszego niż hasła hitlerowskiej propagandy, a po wojnie komunistycznej, która potępiała Powstanie. Młodzież z polskich szkół powinna znać całą prawdę: Powstanie Warszawskie było walką o niepodległość całej Polski a taka szansa była ostatnia w czasie II wojny światowej – zaznaczył historyk.
Niestety, opis Polski w czasach stalinizmu również pozostawia wiele do życzenia. Według autorów masowy terror i ok. 20 tys. osób pomordowanych w aresztach, ćwierć miliona aresztowanych za działalność niepodległościową, to tylko „represje polityczne”. To ma swoje następstwa, bo pisząc dalej np. o „Marcu 1968”, autorzy używają bezosobowej formy, by nie wskazywać prawdziwych sprawców, komunistów. Przekłamań nie uniknięto też w opisie tworzenia się opozycji w Polsce, a wszystkich błędów nie sposób zwięźle opisać.
Jak zauważył dr Jerzy Bukowski, rzecznik POKiN, trudno ocenić, by podręcznik był tendencyjny w jakimś określonym kierunku, ale ilość przekłamań, przemilczeń powoduje, że pozycja nadaje się do „daleko idącej korekty”.
– Mamy nadzieję, że jeżeli już nie ta władza, to kolejna wycofa ten podręcznik, a przynajmniej doprowadzi do korekt nie tylko związanych z naszymi uwagami. Zdajemy sobie sprawę, że do każdego podręcznika może być wiele uwag, ale mamy nadzieję, że nasze stanowisko będzie uwzględnione – podkreślił w rozmowie z PCh24.pl
Jak zauważył, lekcji historii w szkołach jest coraz mniej, zatem podręcznik musi być dobrze nienapisany, bo to on w dużej mierze kształtuje polską młodzież. – Rozumiemy to, że podręcznik musi być skrótowa formą, ale pewne akcenty muszą być odpowiednio rozłożone – dodał dr Bukowski.
Marcin Austyn