Rewolucja LGBT przyspiesza, o czym świadczą liczne konflikty w ramach subkultury LGBT oraz jej promotorów i sponsorów. Okazuje się bowiem, że wśród przedstawicieli „mniejszości seksualnych” rzekomo tłamszonych, prześladowanych i uciskanych przez resztę świata wszyscy „są równi, ale niektórzy równiejsi”, a w kolejce czekają kolejne grupy domagające się, aby ich równość była ponad równością pozostałych.
„T” jak WSZYSTKO
Jednym z najważniejszych sloganów rewolucji jest „wyzwolenie”. „Wyzwolić” trzeba każdego od wszystkiego, co kojarzy się z normalnością i co przez stulecia traktowano odpowiednie, prawidłowe i powszednie. „Wyzwolenie” nie może jednak nastąpić tu, teraz i dla wszystkich. Trzeba je etapować: najpierw wyzwolimy tych, potem tamtych, następnie kolejnych itd. Tak właśnie od lat działa „machina LGBT”, która wdrażała w kolejnych krajach, pod pretekstem walki o tzw. podstawowe prawa człowieka, tzw. małżeństwa jednopłciowe i adopcję dzieci przez tego typu pary; parytety dla homoseksualistów; kary za tzw. homofobię itd.
Wesprzyj nas już teraz!
Ostatnich kilkanaście miesięcy pokazało, że młyny rewolucji wchodzą na wyższe obroty i w centrum rewolucji LGBT jest przede wszystkim, a miejscami jedynie litera T, która ma symbolizować tzw. osoby trans. W przeciwieństwie do trzech liter poprzedzających literę T w skrócie LGBT tutaj nie mamy do czynienia z jedną „mniejszością seksualną”, tylko z co najmniej dwoma, czyli tzw. osobami trans-płciowymi i tzw. osobami trans-seksualnymi.
Pierwsze określenie mówi o osobach z zaburzoną „tożsamością płciową”, czyli takich, które zachowują się niezgodnie z „kulturowo przypisanymi do jej płci biologicznej wzorcami”. (Na marginesie: w ostatnim czasie pojęcie płci biologicznej jest sukcesywnie usuwane i zastępowane przez nowomowę LGBT stwierdzeniem „płeć przypisana w momencie urodzenia”). Jak stwierdzają propagatorzy tej ideologii ze świata nauki, „niektóre osoby trans-płciowe mają płeć, która nie jest ani męska, ani żeńska oraz mogą identyfikować się zarówno jako mężczyzna, jak i kobieta w jednym momencie, jako inne płcie w innym czasie, jako nie mające żadnej płci lub kwestionować samą ideę istnienia tylko dwóch płci” (Christina Richards i inni, Non-binary or genderqueer genders, International Review of Psychiatry, 28 (1), 2016).
Z kolei tzw. osoby trans-seksualne to ludzie, którzy przeszli „jakąś formę medycznej lub chirurgicznej terapii tzw. korekty płci” (Expert Q&A: Gender Dysphoria, www.psychiatry.org). Już tylko do końca 2021 roku trans-seksualizm będzie klasyfikowany jako zaburzenie psychiczne w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób (ICD). W roku 2022 będzie on uważany za „niezgodność płci”, czyli według nowomowy WHO za „stan związany ze zdrowiem seksualnym, który definiuje się jako wyraźną i trwałą niezgodność pomiędzy doświadczoną tożsamością płciową osoby a przypisaną jej płcią”.
Co to oznacza w praktyce? To, że pod literę T można podciągnąć niemal wszystko – zarówno „płeć społeczno-kulturową”, jak i „orientację seksualną” oraz wszystkie inne wymysły seksualno-płciowe ideologów LGBT, z wyjątkiem jednego – płci biologicznej. Tak, jak wyżej wspomniano została zastąpiona „płcią określoną w momencie urodzenia”.
Tak miało być…
To, że litera T stanie się w końcu najważniejszą w skrócie LGBT, było kwestią czasu. Zwrócił na to uwagę w jednym z wywiadów dla tygodnika „Do Rzeczy” kanadyjski publicysta katolicki, redaktor naczelny portalu Life Site News, John Henry Westen. – Geje i lesbijki mogą już na Zachodzie brać „śluby”, więc teraz „wyzwalanie” obejmuje transseksualistów – wskazał.
– Transseksualizm jest dziś najważniejszy dla heroldów „postępu”. Tematy gejowsko-lesbisjko-biseksualne są „zgrane”, od kiedy przeforsowano „małżeństwa” homoseksualne. Nie ma w nich już tak dużo „paliwa” do angażowania uwagi społeczeństw. Tymczasem „zmiana płci” to wciąż względnie nowa rzecz, szokująca, wzbudzająca dyskusje. Transseksualizm daje też dużo więcej możliwości do nakładania kagańca ludziom, którzy nie życzą sobie rewolucji społecznej – podkreślił rozmówca tygodnika „Do Rzeczy”.
Dalej redaktor naczelny LifeSiteNews wyjaśnił, że tak jak w przypadku poprzednich rewolucji, w tym rewolucji homoseksualnej, która była pierwszym etapem rewolucji LGBT, kluczową rolę odgrywają kwestie semantyczne. – Chodzi mi o zmianę języka. Jest to niewątpliwie zabójcze dla kultury, ponieważ język w ogromnej mierze ją determinuje. To taktyka rodem z podręcznika komunistycznych rewolucjonistów – przymusić ludzi do mówienia oczywistych nieprawd w stylu „wojna to pokój” lub do zwracania się do mężczyzny w sukni per „ona”. Powtarzane w kółko kłamstwa niszczą społeczeństwa. Tak działał komunizm, tak też działa mechanizm obecnej rewolucji – zaznaczył.
I Ty zostaniesz trans-fobem!
Sprawdźmy, jak na przestrzeni ostatnich lat wyglądały oskarżenia o trans-fobię i kto był o nią oskarżany.
W listopadzie 2019 roku Coca-Cola Company, do której należy marka Sprite, uruchomiła kampanię reklamową w Argentynie (Sprite Argentina), zachęcającą do uczestniczenia w tzw. paradach dumy homoseksualnej. Kampania została ostro skrytykowana w mediach społecznościowych za to, że promuje tylko niektóre „osoby LGBT”, a pomija inne, co zdaniem „obrońców praw człowieka” oznacza dyskryminację.
W marcu 2021 roku działaczka Lewicy Urszula Kuczyńska udzieliła wywiadu „Wysokim Obcasom” – feministycznemu dodatkowi do „Gazety Wyborczej”. Potępiła w nim „sztuczne ingerowanie w język”, na przykład poprzez wprowadzanie określenia „osoba z macicą” zamiast „kobieta”, za co została w bezpardonowy sposób zaatakowana przez środowiska LGBT, które zarzuciły jej między innymi „transfobię”. Nie obyło się bez nienadających się do zacytowania wulgaryzmów oraz gróźb karalnych.
3 miesiące później jeszcze bardziej porażającą „trans-fobię” odnotowano w Stanach Zjednoczonych, gdzie klientki prestiżowego SPA w Los Angeles oburzyły się obecnością „trans-kobiety” w żeńskiej szatni. Co więcej, jedna z nich, jak relacjonowały lewicowe media, „bezczelnie i dyskryminacyjnie określiła ją mianem nagiego mężczyzny”. Na szczęście dzielna obsługa zachowała rewolucyjną czujność – stanęła na wysokości zadania i obroniła „brutalnie prześladowaną trans-kobietę”.
W październiku 2021 roku pracownicy Netflixa i aktywiści LGBT protestowali przed siedzibą firmy w Los Angeles. Powodem ich wyjścia na ulicę był dostępny na platformie program komediowy „The Closer”, który jest stand-upem z udziałem Dave’a Chappelle’a. Jego główny bohater miał dopuścić się „trans-fobii”, ponieważ powiedział, że… „płeć jest faktem”, a osoby LGBT są „zbyt wrażliwe”. Protestujący nie tylko wezwali Netflix do usunięcia „The Closer”, ale również do wspierania większej liczby utalentowanych „osób trans płciowych” i „niebinarnych”, a także do zastosowania wszelkich innych środków „by zwalczać trans-fobię i mowę nienawiści”.
Pod koniec listopada bieżącego roku autorka serii o Harrym Potterze J.K. Rowling poinformowała w mediach społecznościowych, że po tym, jak trzech „trans-aktywistów” upubliczniło jej adres, otrzymała lawinę wiadomości z groźbami śmierci. Autorka cyklu książek o Harrym Potterze, znana zresztą ze swych rewolucyjnych przekonań, podpadła postępowym środowiskom liberalno-tęczowo-lewicowym po tym, jak dwa lata temu (!) skrytykowała ideologię trans. Stwierdziła, iż „istnieją dwie płcie”…
Takie przykładów można mnożyć i mnożyć. Trzeba wyraźne podkreślić, kto został oskarżony o trans-fobię: Coca-Cola Company, czyli korporacja, która od wielu lat wspiera ruch LGBT; działaczka Lewicy, która walczy o prawa „osób LGBT”; kobieta, która oburzyła się, że do żeńskiej szatni wszedł mężczyzna i zaczął się tam rozbierać; Netflix, który w niemal każdej swojej produkcji promuje ideologię LGBT; pisarka, która 2 lata wcześniej (!) nie zachowała rewolucyjnej czujności i powiedziała, że istnieją dwie płcie, za co kilkukrotnie przepraszała…
Nie ważne więc, ile pieniędzy zainwestowało się w promocję trzech pierwszych liter skrótu LGBT. Rewolucja poszła dalej i każdy, kto za nią nie nadąża jest potencjalnym „-fobem”. W tym wypadku „trans-fobem”. Do czasu
O co chodzi?
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że litera „T” nie będzie zawsze najważniejsza w skrócie LGBT. Już niedługo się to zmieni. Która litera zastąpi „T”? Oddajmy jeszcze raz głos Johnowi H. Westenowi, zdaniem którego po rewolucji „T”, przyjedzie czas na rewolucję „M”, czyli „międzypokoleniowego seksu”, jak próbuje się obecnie nazywać pedofilię. – To już się powoli dzieje. W Kalifornii, rządzonej od lat przez liberałów obyczajowych, przegłosowano przepisy zmniejszające karę za seks z dziećmi, które „dobrowolnie” się w to angażują. Na razie są to niewielkie zmiany, ale ten rodzaj rewolucji właśnie tak działa – krok po kroku wykoleja się normalność – tłumaczył w przywołanym już wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy”.
– Dla lewicy kluczową sprawą są „zgoda” i „dobrowolność”. Rewolucjoniści przykładają wielką wagę do tego, by te tematy były jak najczęściej poruszane w szkołach. To bardzo cieszy rodziców, bo wydaje im się, że chodzi tu wyłącznie o pokazywanie dzieciom, że nic nie może się dziać wbrew ich woli. Tymczasem konsekwencją jest tu rozróżnienie: zła pedofilia oraz dobry „międzypokoleniowy seks”, którego podstawą jest „zgoda” dziecka. Tylko jak dziecko może udzielać komukolwiek „zgody” na seks? To przygotowuje grunt pod potworne czasy, gdy granica będzie coraz bardziej przesuwana w dół – dodał katolicki publicysta.
Przesada? Bynajmniej. Kilka lat temu w Austrii w Austrii islamski imigrant z Iraku zgwałcił na basenie 10-letniego chłopca. Gwałciciel został aresztowany i początkowo skazany na wieloletnie więzienie, ale wyrok anulowano, ponieważ w trakcie przewodu sądowego nikt nie zapytał chłopca czy przypadkiem… nie wyraził na to zgody, bo gdyby tak było, to kara dla islamskiego imigranta mogłaby być niższa, a nawet mógłby liczyć na uniewinnienie.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że z dzisiejszej perspektywy legalizacja „międzypokoleniowego seksu” to rzecz trudna do wyobrażenia, ale tak było do tej pory z innymi postulatami. Jeszcze nie tak dawno nikomu nie mieściło się w głowie, że dwie kobiety lub dwóch mężczyzn będzie mogło brać „ślub”. Barack Obama jeszcze dekadę temu twierdził, że chodzi tylko o związki partnerskie. Wyraźnie mówił, że nie popiera „małżeństw” homoseksualnych. Lewica zawsze kłamie na ten temat, ukrywa swoje prawdziwe zamiary. Tak było wszędzie. Proszę nie wierzyć, gdy w Polsce lewica twierdzi, że chce tylko związków partnerskich. Konserwatyści nie mogą się godzić nawet na ten pierwszy krok, bo to pociągnie za sobą całą lawinę – podsumowuje John Henry Westen.
Jeśli komuś jeszcze nie zapaliła się przysłowiowa „czerwona lampka”, to lepiej, żeby w końcu tak się stało. Ideolodzy LGBT nie raz już pokazywali, że chcą więcej i więcej. Była „moda na homoseksualizm”, teraz jest „promocja trans-”, nadchodzi „M”, czyli „międzypokoleniowy seks” – ale i na tym się nie skończy.
Podczas konferencji „Ideologia LGBT – ochrona prawna rodziny” wiceszef portalu PCh24.pl Łukasz Karpiel zwrócił uwagę, że ideologiczna pętla się zaciska i nikt nie może czuć się bezpieczny. – To nie jest tak, że można przyjąć jakieś stanowisko, można się jakoś sprytnie w tym wszystkim odnaleźć. NIE! Prędzej czy później ktoś zapuka do drzwi – przestrzegał
Red. Łukasz Karpiel wskazał, że tzw. „nasza strona” mówiąc o ideologii LGBT przywołuje działalność Antonio Gramsciego oraz rzuca terminami „rewolucja”, „marsz przez instytucje”, „neomarksizm” etc. – Moim zdaniem skupiając się na tym, uspokajamy sumienie, że odkryliśmy, jak ONI działają, a skoro to wiemy, to jakoś jesteśmy w stanie przeciwdziałać. […] Powtórzę: nie uspokajajmy sumienia, bo ideolodzy LGBT na tym się nie zatrzymają. To im nie wystarczy, bo taka jest oczywista logika rewolucji. Musimy to dostrzegać i temu przeciwdziałać – podkreślił.
I tutaj mamy tak naprawdę sedno problemu – „nasza strona” rozpoznaje problem i mówi o nim, ale zanim realnie zacznie mu przeciwdziałać rewolucjoniści są już pięć kroków dalej. Jedno jest pewne: pierwszym i najważniejszym zagrożeniem dla ideologów LGBT jest Pan Bóg i religijność człowieka.
– Tak jak Lew Trocki organizował w ZSRS pokazowy proces, w czasie którego skazywał Pana Boga na śmierć, tak współcześni rewolucjoniści profanują Jego wizerunki wkładając w rękę Chrystusa tęczową flagę, a przy tym wyszydzają ludzi wierzących, aby zniechęcić ich do wyznawania swojej wiary. Takiej agresji wobec głównie chrześcijan, zarówno na poziomie języka, jak i postaw, zapewne nikt się nie spodziewał, ale to fakt – zauważył z kolei inny prelegent konferencji, ks. prof. Piotr Roszak.
– Wszystkie dotychczasowe pomysły utopijne ostatecznie rozbijały się o realia życia człowieka, między innymi o cielesność. Pozbawienie człowieka cielesności to myślenie o charakterze gnostyckim, które wiąże się z obietnicą szczęścia nie dla wybranych, tylko dla wybranych-oświeconych, którzy będą chętni przyjąć wszystko, co niesie ta dziwna rewolucja. Tak więc pozbawienie różnic, dominacja uczuć i emocji to elementy, które pod płaszczykiem wolności mają na celu uczynienie z człowieka de facto niewolnika, a takim będzie można już bardzo łatwo manipulować, wszystko wmówić i odebrać możliwość stanowienia o sobie samym – podsumował ks. Roszak.
Jeśli nie chcemy być niewolnikami, to dajmy wyraźny odpór ideologom LGBT. Skoro rewolucja pożera własne dzieci, własnych sponsorów i promotorów, to co stanie na przeszkodzie, aby pożarła również tych, którzy się z nią nie zgadzają?
Tomasz D. Kolanek