Pięćset lat temu Hiszpanie zajęli Tenochtitlán – stolicę imperium Azteków. Ameryka wkroczyła na drogę ewangelizacji i cywilizacji.
Pięćsetną rocznicę upadku Tenochtitlán meksykańska lewica postanowiła wykorzystać do zaatakowania Hiszpanii i Kościoła żądaniem przeprosin, jakie – jej zdaniem – należą się rdzennym plemionom za konkwistę i późniejszą kolonizację. Całe wydarzenie okrzyknięto mianem pięćsetlecia oporu Indian, a prezydent Meksyku, Andrés López Obrador, posunął się wręcz do stwierdzenia, że hiszpańska konkwista była całkowitą porażką.
Godni spadkobiercy komunistycznej mentalności deformują historię i naginają ją do własnych potrzeb bez najmniejszych skrupułów i wyrzutów sumienia. Oskarżanie Hiszpanii o ludobójstwo stanowi bardzo jednostronne spojrzenie na kolonizację. Tymczasem każda przeciętnie poinformowana osoba wie, że to właśnie imperium Azteków najbardziej zasłynęło z ludobójstwa.
Wesprzyj nas już teraz!
W XVI wieku popularne były wyprawy mające na celu pozyskiwanie niewolników do pracy. Niewolnictwo wszystkim kojarzy się jednoznacznie z porwaniami mieszkańców Afryki, których sprzedawano do Ameryki. W rzeczywistości jednak na świecie istniała niezliczona liczba miejsc, w których handel niewolnikami kwitł w najlepsze, jak choćby w basenie Morza Śródziemnego, gdzie muzułmanie porywali z jednej strony Europejczyków, z drugiej zaś czarnych Afrykanów. Podobnie działali Inkowie zamieszkujący terytorium dzisiejszego Peru czy właśnie Aztekowie.
Jednakże Aztekowie nie pozyskiwali niewolników wyłącznie do pracy, lecz również na ofiary składane podczas ceremonii religijnych, podczas których zabijano ich tysiącami, nie oszczędzając kobiet ani dzieci. Dodajmy przy tym, że po skończonych obrzędach mięso z ludzkich ofiar spożywano.
Hernán Cortés Wyzwoliciel
Nie dziwi więc fakt, że kiedy na kontynent amerykański dotarł Hernán Cortés, błyskawicznie dołączyły doń liczne plemiona zamieszkujące teren dzisiejszego Meksyku, które postanowiły pomóc „najeźdźcy” w walce z opresyjnym imperium kanibali. Temu nie mógł zaprzeczyć próbujący bronić pamięci wymarłej cywilizacji prezydent López Obrador, który jednakowoż w wygłoszonym przemówieniu utrzymywał, że podbój nie może być żadnym usprawiedliwieniem dla masowych mordów, jakich dopuszczali się konkwistadorzy.
To dopiero absurd! Po stokroć rację ma w tej kwestii argentyński historyk Marcelo Gullo, twierdząc, że Hiszpania nie podbiła Ameryki; Hiszpania Amerykę wyzwoliła. Cortés zjednoczył sto dziesięć plemion, z którymi wspólnie stanął do walki przeciwko ludożerczym Aztekom. A że bitwa o Tenochtitlán była krwawa? Bitwa o Berlin też była.
Przykre to, że ohydnych aktów kanibalizmu, jakich dopuszczali się Aztekowie, meksykański prezydent nie traktuje z należytą powagą i zgrozą. Przypominanie, że rdzenni mieszkańcy prekolumbijskiego Meksyku składali ofiary z ludzi oraz uprawiali ludożerstwo, co szczegółowo opisali hiszpańscy odkrywcy, i na co zresztą skarżyły się sąsiadujące z Aztekami plemiona, to – zdaniem Andrésa Obradora – lekka przesada.
Uważam – twierdzi on – że powracanie do starej polemiki, wedle której rdzenni mieszkańcy Mezoameryki, a w szczególności Aztekowie, byli ludem barbarzyńskim, ponieważ spożywali mięso ludzkie, jest co najmniej obraźliwe i pozbawione sensu.
Nadto prezydent Meksyku zarzucił Hiszpanii, że przyczyniła się do zmniejszenia populacji Indian, ponieważ – jak to powiedział – konkwista wywołała kryzys sanitarny. Nikt nie twierdzi, że nie było epidemii, ale niedorzecznością jest oskarżanie Hiszpanów o ich celowe spowodowanie. W owych czasach nikt nie posiadał wiedzy na temat mechanizmów przenoszenia się chorób (które przecież dotknęły również konkwistadorów).
Zapomina się natomiast, że na redukcję liczebności Indian wpłynął nader znacząco wzrost liczby Metysów (mieszanka krwi indiańskiej i białej) i Zambosów (mieszanka krwi indiańskiej i czarnej). Hiszpanie i Portugalczycy w Ameryce Południowej masowo mieszali się z autochtonami. Jakaż to ogromna różnica w porównaniu z krajami podbitymi przez protestantów, którzy z miejsca wprowadzali ścisłe podziały rasowe i nie cofali się przed czystkami rasowymi czy eksterminacją miejscowej ludności!
Nuestra Señora y Señor Santiago
Nie mniej niedorzeczne jest domaganie się przez meksykańskiego prezydenta przeprosin od Kościoła. Zwłaszcza wobec powszechnej wiedzy, że Meksyk nawrócił się na religię katolicką dzięki objawieniom Najświętszej Maryi Panny w Guadalupe zaledwie dziesięć lat po konkwiście.
Opowiedzenie się Matki Bożej po stronie Hiszpanów podczas podboju Ameryki zostało przecież udokumentowane w wielu źródłach. W kronikach spisywanych w tamtych czasach aż roi się od wzmianek dotyczących Jej pomocy udzielanej chrześcijanom w chwilach największego zagrożenia, albo też interwencji świętego Jakuba Starszego, patrona Hiszpanii, archetypu hiszpańskiego rycerza. Przykłady można wymieniać długo – bitwy Cortésa w Meksyku, zmaganie Francisca Pizarra z zastępami Inków pod wodzą Manco Inca, odpieranie napaści Araukanów na hiszpańskie Santiago de Chile… – a ze wszystkich jednoznacznie wynika, że zarówno konkwistadorzy, jak i Indianie nie raz widzieli na niebie promieniejącą światłem postać Maryi, której już sama obecność wywoływała przerażenie wśród pogańskich hord, albo jeźdźca na białym rumaku i z płonącym mieczem w dłoni. Wszystkie te cudowne wydarzenia łączy zaś fakt, że zawsze dochodziło do nich w sytuacjach, w których Hiszpanie wydawali się nie mieć żadnych szans na zwycięstwo.
Niezaprzeczalna prawda
Na koniec warto zauważyć, że antykatolicka i antyhiszpańska postawa prezydenta Meksyku spotkała się z powszechną dezaprobatą nie tylko ze strony konserwatystów, lecz wszystkich Meksykanów. Nawet lewicowa partyzantka z Zapatystowskiej Armii Wyzwolenia Narodowego jasno mówi, że ani państwo hiszpańskie, ani Kościół katolicki nie mają nas za co przepraszać.
Antyhiszpańskiemu, a przede wszystkim antykatolickiemu stanowisku dzisiejszych władz Meksyku wielokrotnie sprzeciwiali się papieże – po raz ostatni uczynił to święty Jan Paweł II w roku 1984 podczas swej podróży apostolskiej do Dominikany.
Ideologiczna ofensywa Europejczyków wymierzona w konkwistę Nowego Świata, od dawna już prowadzona, dziś znacznie przybiera na sile. Ale pomimo obsesyjnego wypaczania i fałszowania historii nie może ona zanegować oczywistej prawdy, opartej na obiektywnej analizie faktów, że podsumowanie pozytywnych i negatywnych skutków wydarzenia każe wyciągnąć jednoznaczny wniosek, iż dziedzictwo, jakie pozostawiła po sobie Hiszpania i Kościół katolicki, należy ocenić wysoce pozytywnie (nawet przy uwzględnieniu aktów samowoli i nadużyć, do których faktycznie dochodziło, acz na nieporównanie mniejszą skalę niż twierdzą lewicowcy). Efekt wszak mamy bezdyskusyjny: cały kontynent południowoamerykański jest katolicki i panuje na nim zachodnia cywilizacja.
A wyobraźmy sobie tylko, że potężnemu imperium kanibali jakimś cudem udałoby się przetrwać do naszych czasów. Bóg jeden wie, jakich okrucieństw by się dopuszczało! I jaką potworną tragedią byłoby to dla ich indiańskich sąsiadów. Imperium Azteków upadło wskutek swych własnych grzechów. Deo gratias!
Valdis Grinsteins
Tekst pochodzi z 83. numeru magazynu „Polonia Christiana”