Widmo pogłębiającego się kryzysu Europy nieco się rozmyło, czarne scenariusze nie dominują już w mediach tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Pozornie, szereg czynników może sugerować, że faktycznie jest lepiej. Rentowność hiszpańskich obligacji znacząco spadła, podobnie we Włoszech, niektóre kredyty udzielone przez EBC zostały spłacone przed terminem. To jednak ułuda.
Prawdą jest, że każda katastrofa finansowa ma samonapędzający się charakter – gdy w ubiegłym roku pojawił się kryzys zaufania, stopy procentowe gwałtownie wzrosły i okazało się, że finanse państw są niczym domki z kart. Wrażenie powrotu do normalności jest tylko chwilowe i prędzej, czy później, będziemy musieli ponownie zmierzyć się z tymi samymi problemami. Spadek rentowności hiszpańskich czy włoskich obligacji to czynnik tak kruchy i niepewny, że żadną miarą nie może być podstawą do tego, by wieszczyć koniec kryzysu. Istnieją inne dane i prognozy, które wskazują, że nierozwiązane problemy powrócą ze zwielokrotnioną mocą.
Wesprzyj nas już teraz!
Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył po raz kolejny prognozy europejskiego rozwoju gospodarczego na ten rok. Gospodarka strefy euro ma skurczyć się o 0,2 proc. i z trudem zacząć się odradzać w roku 2014. To niezbyt optymistyczne rokowanie i tak nie odzwierciedla skali problemu, gdyż jest zaledwie wypadkową lepszych i gorszych sytuacji w poszczególnych krajach. O ile MFW zapowiada, że gospodarki Niemiec i Francji urosną nieznacznie w 2013 r., to prognozy dla Hiszpanii i Włoch nadal są fatalne – odpowiednio 1,5 i 1-procentowa recesja, która tylko pogorszy beznadziejną sytuację na rynku pracy. Źle wróży to politycznej stabilności Europy i stawia odrodzenie kontynentu pod znakiem zapytania.
Na drodze do rozwiązania problemów przez poszczególne kraje strefy euro stoi właśnie wspólna waluta. Nie da się, używając jej, pomóc krajom odpowiedną polityką monetarną, a polityka fiskalna tylko pogłębia nierówności w Europie. Nie da się bowiem dokonać „urawniłowki” na taką skalę, w sytuacji, gdy poszczególni członkowie strefy euro różnią się znacznie poziomem rozwoju gospodarczego i środki zaradcze korzystne dla jednych, mogą się okazać zabójcze dla innych. Osłabione państwa, pod presją szybkiej naprawy finansów, próbują ze wszystkich sił ograniczyć wydatki publiczne i zwiększyć przychody, przez co ich gospodarki dalej się kurczą. Krajowe banki także czują presję, by jak najszybciej spłacić długi u EBC, przez co trudniej dostać kredyt.
Tomasz Tokarski