„Stanisław Kostka na docinki, że taki pobożny, odpowiadał: Do wyższych rzeczy jestem stworzony i dla nich winienem żyć. Słowa te nie były przejawem pyszałkowatości, ale wyrazem świadomości, do czego Bóg powołał człowieka, którego stworzył na swój obraz i podobieństwo (por. Rdz 1, 26). Człowiek jest wielki, o ile trwa w Bogu. Dlatego diabeł, który nienawidzi człowieka, kusi go, by zdetronizował Boga w swoim życiu i sam siebie ogłosił Bogiem, decydując, co jest dobre, a co złe”, pisze na łamach tygodnika „Idziemy” ks. prof. Dariusz Kowalczyk.
Kapłan przypomina, że pokusa „stania się jak Bóg” od wieków powtarza się w dziejach człowieka, ale na różne sposoby.
„Już niejaki Protagoras, grecki filozof z V w. przed Chrystusem, twierdził, że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy i sam dla siebie jest kryterium prawdy. W imię wielkości człowieka bez Boga wymordowano miliony ludzi. Marksizm-leninizm obiecywał ludzkości nowy świat i nowego człowieka. Jego klasyczna wersja dogorywa teraz na Kubie. Ale przez świat przewalają się nowe, neomarksistowskie ideologie, które obiecują człowiekowi wyzwolenie z ograniczeń natury, kultury i religii. Tyle że to wyzwalanie okazuje się pchaniem człowieka w coraz większe spętanie obowiązującymi modami i lewicowo-liberalnymi ideologiami”, tłumaczy duchowny.
Wesprzyj nas już teraz!
„Rzeczywista wielkość człowieka może być jedynie darem ze strony Stwórcy i Zbawiciela. W przeciwnym razie prędzej czy później okazuje się – zacytujmy Szekspira – opowieścią idioty, pełną wrzasku i wściekłości, lecz nic nie znaczącą”, podsumowuje ks. prof. Dariusz Kowalczyk.
Źródło: tygodnik „Idziemy”
TG